Skip to content

KRZYSZTOF POKRZYWIEC

Jesienna papka

Stajemy na nich, ilekroć w kalendarzu zaczyna brakować nam kartek. Ile razy kląłem pod nosem, idąc przez miasto odcięty od świata głośną muzyką ze słuchawek, gdy moje stopy ślizgały się na tej lepkiej brei.

Pulpa, z której wystawały tylko ogonki nieistniejących już liści. Wszystko to tylko zlepek błota, deszczówki, oparów benzyny z pobliskiej drogi i właśnie liści. Zielone niegdyś symbole życia, powiewające na ciepłym wietrzyku lata, zmieniają się w tą obleśną, podle oblepiającą chodniki breję. Za każdym razem, gdy Demeter rozpacza za córką. Coś tak pięknego w swej prostocie staje się w mgnieniu oka zgnilizną, na którą nikt nie zwraca uwagi, do czasu, kiedy się na niej poślizgnie. A to wszystko przez świat, w końcu, gdyby nie nadeszły mrozy, to drzewa nie musiałyby porzucać swych dzieci.

Jakie to naturalne, że choć po ludzku z naszą pychą staramy się zindywidualizować siebie od świata natury, to wciąż to, co zachodzi w niej, często dzieje się z nami. W końcu ile razy młode pełne życia i witalności umysły są miażdżone do postaci zgniłej padliny przez skostniały i szary świat.

A po tym wszystkim przychodzi zima i śnieg, który zakrywa wszystko.

 

Nocny pociąg

Wsiedliśmy i ruszył. Znalezienie przedziału nie było trudne. Siedział w nim już mężczyzna, który nie zareagował na próbę przywitania się. Siedział w kapturze ze spuszczoną głową. Spał? Była w końcu trzecia w nocy.

Zająłem miejsce przy oknie, zawsze to robię. Lubię obserwować świat na zewnątrz, to jak wycieczka krajobrazowa w cenie biletu. Dzisiaj jednak widziałem jedynie rozmywające się punkciki światła, które przecinały mrok nocy jak małe iskierki pędzące przez nicość. Jakby próbowały przed czymś uciec. Kto wie, co tam zobaczyły. Ja, ilekroć przelatywały one obok pociągu, widziałem jedynie swoją zaspaną twarz odbijającą się w szybie.

Było spokojnie i cicho, moi towarzysze podróży dawno zapadli w sen, z którego wyrwało ich dopiero szarpnięcie za drzwi przedziału. Stanął w nich starszy mężczyzna o rozkojarzonym spojrzeniu. Na plecach taszczył znacznie większy od niego samego plecak. W jednej dłoni trzymał pognieciony bilet, w drugiej dzierżył długi kij z przywieszonymi do niego kokardkami i piórkami, na jego dole zamocowany ząbkami do dołu wisiał widelec. Od razu wyrwało mnie to z zamyślenia. Usiadł naprzeciwko mnie, a ja z braku zajęcia bazgrałem coś w zeszycie opisując tę sytuację. Zdziwiłem się, gdy mężczyzna zaczął robić to samo, co chwilę nerwowo spoglądając w okno. Nagle przerwał z widocznym niezadowoleniem. Odrzucił zeszyt. Momentalnie dostrzegłem w nim siebie.

 

powyższe teksty powstały podczas warsztatów prozatorskich z małych form narracyjnych, na studiach pisarskich pierwszego roku na Wydziale Humanistycznym US, prowadzonych przez Tomasza Majzela

Krzysztof Pokrzywiec (ur. w 2002 r. w Słubicach) — student studiów pisarskich na Uniwersytecie Szczecińskim. Mieszka w Szczecinie. Wydał tom poetycki Pory roku (2024).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2025 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2025 e-eleWator
all rights reserved

Przejdź do treści