Skip to content
e-eleWator zachodniopomorski miesięcznik literacki

ankieta ANDRZEJA ŚNIOSZKA — odpowiada ZBIGNIEW CHOJNOWSKI

Prywatna Akademia Niedocenionych

Andrzej Śnioszek: W latach 70. i 80. był Pan aktywnym uczestnikiem życia literackiego. Jak po latach interpretuje Pan skalę zamieszania wokół „prozy nowych nazwisk”? Większość debiutujących wówczas autorów to dziś nazwiska całkiem zapomniane.

Zbigniew Chojnowski: O „rewolucji artystycznej w prozie”, o „prozie nowych nazwisk” było głośno. Pamiętam kilka z nich: Tadeusz Siejak, Marek Słyk czy Andrzej Łuczeńczyk; już po 2000 roku udało mi się namówić pewną studentkę na napisanie pracy magisterskiej o prozie Łuczeńczyka, którą szczerze się zafascynowała. Bereza w tamtym czasie zwracał uwagę na istnienie zdolnych młodych prozaików na prowincji. Pochlebnie wypowiadał się o pochodzących z Warmii i Mazur, Jerzym Ignaciuku (1951-2000) i Stanisławie R. Piechockim (1955-2005). Obaj zaznaczyli się wyraźnie jako prozaicy swojego czasu w wymiarze regionalnym. Niestety nie dane im było rozwinąć skrzydeł.
Bereza był tym krytykiem, z którym można było się nie zgadzać, ale którego opinię wypadało wziąć pod uwagę. Jakoś pod wpływem krytycznoliterackich idei Berezy w drugiej połowie lat osiemdziesiątych napisałem trzy szkice o „awangardowej” prozie Bohdana Dzitki, Marka Sołtysika i Andrzeja Pastuszka, które ukazały się w „Miesięczniku Literackim”. Wydaje mi się, że Bereza zauważał literaturę spoza „centrali”, tworzył Prywatną Akademię Niedocenionych.

AŚ: Jedną z centralnych postaci literatury tamtych lat był Henryk Bereza. Czy zetknął się Pan z nim osobiście? Jak go Pan zapamiętał?

ZCh: Twarz Berezy jest mi znana jakby od zawsze. Musiałem ją nierzadko widywać w telewizji. Od dziecka uwielbiałem oglądać cotygodniowy telewizyjny program kulturalny Pegaz. W połowie dziewiątej dekady chodziłem po Warszawie i zaszedłem do redakcji „Twórczości”. Zajrzałem do pomieszczenia. Na krześle siedział skupiony, zanurzony w milczeniu i lekko pochylony, starszawy mężczyzna. Mógł to być Bereza. A może zobaczyłem Ziemowita Fedeckiego? Nie doszło do rozmowy, bo za chwilę miało się zacząć posiedzenie zespołu redakcyjnego. Rozejrzałem się i wyszedłem z poczuciem, że zetknąłem się ze swego rodzaju sacrum. Jakoś niedługo potem w akademiku, w którym mieszkałem jako asystent w Zakładzie Filologii Polskiej WSP w Olsztynie, zjawił się Bogusław Jasiński – filozof z Warszawy. Namawiał mnie, abym wziął udział w akcji przeciwko Berezie. Atak na krytyka uzasadniał tym, że trzeba się przeciwstawić „rewolucji artystycznej”, że dosyć rządów i sądów Berezy. Przedstawiał jakieś mętne powody. Nie badałem sprawy, ale myślę, że jakaś warszawska koteria postanowiła wygryźć zasłużonego krytyka. Bardzo się wzruszyłem, słuchając radiowego reportażu o nim. Dowiedziałem się, że lubił rozmawiać z tzw. prostymi ludźmi. Słuchał żywej mowy, słuchał, rozmawiał.
Nazwisko Berezy powróciło już po jego śmierci jako znak jakości, gdy krytyk stał się patronem Fundacji Literatury imienia Henryka Berezy w Szczecinie. Nie ukrywam, że miało to dla mnie przynajmniej emocjonalne znaczenie, gdy zdecydowałem się współpracować z tą fundacją, kwartalnikiem „eleWator” i Wydawnictwem FORMA.

AŚ: Jaki jest Pana stosunek do konceptów historyczno- i krytycznoliterackich Berezy? Pytam zwłaszcza o antynomię „języka martwego” i „języka żywego”, który według Berezy cechował prozę „rewolucjonistów”.

ZCh: Antynomicznego rozróżnienia na „język martwy” i „język żywy” nie kojarzę bezpośrednio z konceptem Berezy. Należy ono do oczywistości w moim postrzeganiu i czytaniu literatury. Nie wiem, na ile pod wpływem Berezy w latach osiemdziesiątych mówiło się o prozie kreacjonistycznej, łączonej z Schulzem i Gombrowiczem. Weszło w krew przekonanie, że pisanie to praca nad językiem; niektórzy utożsamiali ją ze skrajnym udziwnianiem, co prowadziło do powstania prozy w sposób przykry sztucznej, odrealnionej. Ktoś by powiedział eskapistycznej. Nie drążyłem głębiej tego problemu, ale myślę, że Bereza pragnął, aby pisarze uruchamiali nowe możliwości kreacyjne polszczyzny.

AŚ: Co Pana zdaniem spowodowało niemal zupełny – czytelniczy i krytyczny – odwrót od artystycznej prozy spod znaku Henryka Berezy i „Twórczości”?

ZCh: To, co Pan nazywa „odwrotem od artystycznej prozy spod znaku Henryka Berezy i »Twórczości«”, wiąże się w ogóle z odejściem od literatury naznaczonej peerelowską genezą. Wpływowa część decydentów na początku lat dziewięćdziesiątych przyjmując i ogłaszając, że w polskiej literaturze sprzed 1990 roku zieje „czarna dziura”, skutecznie zniechęciła do czytania pisarzy z minionego okresu. A swoją drogą, zaglądając do prozy autorów urodzonych w latach siedemdziesiątych, odnajduję groteskowe klimaty niektórych „rewolucjonistów” Berezy.

AŚ: Czy prozie „bereziaków” bliżej do modernizmu czy postmodernizmu? Niektórzy badacze widzą w Marku Słyku pierwszego w Polsce postmodernistę. Inni, jak choćby Włodzimierz Bolecki, bardzo niechętnie używają terminu postmodernizm, opisując literaturę XX wieku w kategoriach modernizmu.

ZCh: Coś jest na rzeczy w tym skojarzeniu prozy Słyka i słykopodobnej z „postmodernizmem”. Ale czy my potrafimy zdefiniować „postmodernizm”? Po rzetelnym i nieuprzedzonym zbadaniu różnych rewirów polskiej prozy drugiej połowy XX wieku może się okazać, że „rewolucjoniści” Berezy należą do szerszego nurtu w literaturze polskiej, który nie został odpowiednio dostrzeżony – oczywiście poza autorem Sztuki czytania.

AŚ: Jednym z bardziej dotkliwych zarzutów wobec debiutujących w latach 70. i 80. prozaików był „socparnasizm”. Pojawiły się sugestie, jakoby pisarze celowo unikali wątków nieprzychylnych władzy, a co za tym idzie, kolaborowali z partią. Dzięki temu mogli publikować w obiegu oficjalnym. Czy w Pana opinii takie zarzuty były słuszne?

ZCh: Zarzut „socparnasizmu” dotyczy również poetów tamtego czasu, skupionych m.in. w Orientacji Hybrydy. Na tym tle jaśnieje plejada Nowej Fali. Ale uważam, że zarzut kolaboracji jest wieloletnim tanim sposobem wykluczenia pewnych obszarów literatury z uwagi czytelników i literaturoznawców. Dopóki zarzut nie będzie rzetelnie uzasadniony, pozostanie plotką, donosem, insynuacją.

AŚ: Czy utrzymuje Pan kontakty z „młodymi prozaikami” tamtych dekad? Czy interesowały Pana ich dalsze losy?

ZCh: Z „młodymi prozaikami” tamtych dekad z Olsztyna utrzymywałem kontakty, dopóki żyli. O obu pisałem w swoich książkach, „Zmartwychwstały kraj mowy”. Literatura Warmii i Mazur lat dziewięćdziesiątych (2002) oraz Odcienie kultury literackiej na Warmii i Mazurach. Północne miniatury krytyczne (2018). Niestety nie udaje mi się namówić studentów polonistyki na pisanie o prozaikach ze „stajni Berezy”. Udało mi się tylko z Łuczeńczykiem.

AŚ: Nad czym pracuje Pan obecnie? Czy można spodziewać się nowych tekstów?

ZCh: W ciągu najbliższych tygodni ukaże się moja książka, która pośrednio i po trosze koresponduje z pasją czytania, zaszczepianą m.in. przez Henryka Berezę i jego wierność literaturze. Nosi tytuł Czytanie czytania. Szkice i noty metakrytyczne.

czerwiec 2020

Zbigniew Chojnowski (ur. w 1962 r. w Orzyszu) – poeta, krytyk literacki, profesor nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Mieszka w Purdzie. Laureat nagrody dla „wybitnych talentów liryki polskiej” (1998, podczas Niemiecko-Polskich Dni Literatury w Dreźnie) oraz Nagrody Stowarzyszenia Literackiego w Suwałkach (2002). Tłumaczony na angielski, bułgarski, czeski, francuski, litewski, macedoński, niemiecki i rosyjski. Wydał tomy poetyckie: Śniardwy (1993), Cztery strony domu (1996), Mam pytanie. Wiersze dla Witka i innych dzieci (2002), Prześwit (2002), Ląd gordyjski (2006), Rozwidlenia (2008), Kamienna kładka. Wiersze wybrane z lat 1980-2011 (2012), Bliźniego, swego (2012), Widny kres (2017), Zawsze gdzieś jest noc (2018), Tyle razy nie wiem (2022), Co to to (2023) i zbiór sentencji: Tarcze z pajęczyny (2022). W przekładzie Libora Martinka na język czeski ukazały się tomy: Mazurské odjezdy. Vybor poezie z let 1980-2011 (2012) i Mazurské dedictví (2013). Jego wiersze publikowano w wielu krajowych i zagranicznych antologiach.

Andrzej Śnioszek (ur. w 1987 r.) – absolwent filozofii i polonistyki. Do niedawna próbował obronić doktorat dotyczący Henryka Berezy. Autor artykułów o Donacie Kirschu, pisarzu najbardziej znanym spośród zapomnianych. Wiceprezes Fundacji Józefa Świdra; na co dzień wychowawca w świetlicy środowiskowej.

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content