Skip to content

JAKUB MICHAŁ PAWŁOWSKI

Zamazane widnokręgi. 2

 

Ości

Ann Sophie Ucello zacięła klientkę w ucho akurat w tym momencie, gdy Betty Karen Duff skoczyła z pomostu. Nie musiała pracować, zwłaszcza w zakładzie fryzjerskim (jej ojciec był właścicielem dużej restauracji w rotundzie, a siostra marszandką na kontynencie), chciała jednak zachować minimalną niezależność. Teraz odsunięto ją od fotela klientki, która piszczała i machała rękami, chlapiąc krwią z ucha, gdzie popadnie. Ann zdjęła fartuch, umyła ręce, podgłośniła radio, odsiedziała chwilę na krześle przy wystawie, potem, po poczęstowaniu przez właścicielkę — jej i klientki — ocucającą szklaneczką brandy, skorzystała z rady, by pójść do domu. Po drodze, paląc papierosa za papierosem, zajrzała do Maggie Throlopp, która jednak dziwnie się zachowywała, mamrotała coś o rotundzie, wpatrując się cały czas w okno kuchenne, więc Ann nie została długo. O śmierci Betty dowiedziała się od Gavina Sargenta. Potrzebowała modlitwy, w miasteczku nie było katolickiego kościoła, poszła więc do protestanckiego. Rozmowę z Bogiem pojmowała zmysłowo, różnorodny, niemal barokowy zapach rzymskich świątyń potrafił odurzyć, tego dziś nie dostała, nie może modlić się w miejscu przypominającym salon dla starych panien z towarzystwa.

Dziwiło ją, że bardziej niż o samobójstwie Betty Karen myślała o kondycji Maggie. Nie było pewne, czy przyjdzie na pogrzeb. Miała w sobie gen dziwactwa, ojciec ekscentryk, prowadzący badania z zakresu tajemniczej neuropsychologii, tragiczne dziedzictwo matki. Wiedziała, że Hermia Genvieve Throlopp — w młodości uzdolniona pisarka — chorowała na płuca, że w trakcie długotrwałej terapii uzależniła się od morfiny i wylądowała w szpitalu psychiatrycznym, gdzie zmarła. Maggie miała wówczas 4 lata. Sir Barnabie był przeciwny temu, by córka, której umysł cenił, ale którą uważał za niestabilną, mieszkała sama na wydmach. Mówili, że po tragedii na pomoście Maggie także zaczęła wariować. Jej ojciec skierował ją na terapię u najlepszego psychiatry na wybrzeżu. Brano pod uwagę konieczność zamknięcia jej w szpitalu. Stan Maggie nie dawał Ann Sophie spokoju, postanowiła zatem raz jeszcze ją odwiedzić. Weszła do ogrodu od strony wydm, nikogo nie zastała, przy kuchennym stole zobaczyła jednak usadzoną kukłę zrobioną z poduszki, wieszaka, amarantowego szlafroka, blond peruki. Chyba powinna porozmawiać z sir Barnabiem. Lalka-duch mogła być elementem terapii, albo dowodem na to, że intensywne wizyty u psychiatry nie dają pożądanego efektu.

 

Pochówek w upał przenosi całą ceremonię w stronę greckich misteriów. Tak czuła Ann Sophie Ucello, w której biło serce z południa. Równolegle do cmentarnego żywopłotu, zza którego widać było wrzosowisko i morze, poruszał się ospale zaciekawiony Dionizos. Podróż w zaświaty w nazbyt cielesnej powłoce grozi nerwicą, tak żywym, jak i umarłym, chowanie osób młodych, przed którymi nie trumna, ale życie powinno otwierać podwoje, odkrywało zakulisową, ale brutalną walkę prawdy i fałszu, było w tym coś z seansu iluzjonisty. Nie zbrodnia na zmysłowej wciąż jeszcze powierzchowności organizowała wyobraźnię widzów takiego spektaklu, ale oparte na wewnętrznej niewierze, skupione wyczekiwanie na moment, w którym zmarły (który nie mógł przecież umrzeć tak naprawdę) wstanie, otrzepie się z rzucanych nań kwiatów, ziemi i łez, po czym ruszy z uśmiechem w drugą stronę. Pogrzeby są zresztą składowiskiem wielu samowyzwalających się myśli, na przykład Maggie wciąż chodziło po głowie, że skoro zawsze uważali Betty Karen za istotę, która wyszła na ich ląd — trochę przez przypadek zresztą — z wody, do tej samej wody musiała powrócić, w każdym razie, że każde jej wyjście z wody — również to ostatnie, gdy policyjni nurkowie wyciągnęli jej zwłoki na brzeg — było nierzeczywiste.

Po pogrzebie mieli się spotkać u Ann Sophie. Maggie odmówiła. Nawet wieczorem temperatura była wysoka, więc gospodyni podjęła Gavina i Lennego Leipziegera jedynie w czerwonym peniuarze. Obaj uznali w myślach, że strój był tandetny i nazbyt śmiały, jak na wieczór po pogrzebie. Gavin skwitował to, jak miał w zwyczaju, promiennym uśmiechem zwalającym z nóg. Ann Sophie zapaliła na cześć kruchej Betty Karen świece, zrobiło się jeszcze goręcej, ustawiła także kieliszki i podała wino w stylowym dzbanku przywiezionym z Sycylii. Rozlała trunek, którego nie godziło się chłodzić, jednak nikt nie ośmielił się wypić. Krępujący bezruch przerwał Gavin, który sięgnął po albumy z malarstwem leżące na półce pod stołem. Chłopcy wiedzieli, że Ann Sophie pochodzi ze starej malarskiej rodziny. Gavin otwierał albumy w oznaczonych kolorowymi karteczkami miejscach. Szybko wciągnęło ich oglądanie, było bezpieczne, nie musieli nic mówić, święty Sebastian, Jan, Maria Magdalena, Irena, Agnieszka. Ann wyjaśniła im, że ten pierwszy był południową, erotyczną wersją Chrystusa, Rzymianie skłonni byli przyjąć zbawiciela tylko w takiej postaci. Mroczny, moralizujący Izraelita pachnący czosnkiem był dla nich niestrawny, zbrodnia na pięknie zawsze wzruszała poddanych cezara. Lenny miał na ten temat swoją teorię, ale pachnąca miętą ręka Gavina na jego ramieniu była sygnałem, by zanadto nie dywagował. Mówiąca o malarstwie Ann Sophie przestała wyglądać tandetnie i wyzywająco. Niespodziewanie Gavin wstał, rozebrał się do bokserek i stanął przy filarze dzielącym salon od kuchni, przybrał pozę rzymskiego świętego, o którym opowiadała Ann Sophie. Strzały musiały go ugodzić z niewielkiej odległości, powiedział, po czym chwycił swoją skórę, jakby formował wgłębienia przypominające rany. Ann Sophie wyjęła z kuferka przy sofie grzebień, puder, kredki i podkład, utrefiła włosy chłopców fantazyjnie, nałożyła makijaż, pobielając twarze i podrumieniając ich usta i policzki, poczerniając rzęsy, po chwili wyglądali jak z albumu. Lenny stanął za stołem, wykonując ruchy rzymskiego oprawcy, Ann Sophie była świętą Ireną albo Agnieszką, znajdującą i opatrującą umęczone ciało. Inscenizacja wyczerpała ich, wrócili zatem na sofę i wypili po kieliszku wina. Rozluźnienie nie trwało jednak długo, Ann Sophie zaczęła płakać, Gavin i Lenny mocno ją przytulili.

Po chwili Lenny zszedł z sofy i udał się do łazienki. Wychodząc, spojrzał na parę przyjaciół jak na szkicowany na żywo kadr. Gavin zaczął całować płaczącą Ann Sophie. Lenny stał przed lustrem w łazience i cały czas się trząsł, czuł, że zbliża się przesilenie, że gdy wróci do pokoju, nie ostoi się żadne z praw, które ubezpieczały jego nudne, racjonalne życie, w którym nie było już Maggie i Betty. Ten upalny dzień, przerzucający pomost między inferno a ogrodem rozkoszy, północą a południem, miał w sobie ładunek, bliski detonacji, smutek mieszał się z ekscytacją, bo czuł, że wchodzi w świat, w którym będzie miał na coś wpływ. Kiedy Lenny wrócił, kolory i smaki na sofie, zamienionej pospiesznie w łóżko, wymieszały się. Powrót do barw podstawowych nie był już możliwy, tego wieczoru zdarzyło się zresztą więcej nieodwracalnych rzeczy. Tandetny peniuar Ann Sophie powiewał na żyrandolu niczym sztandar nawróconej amazonki, czas na kompletne dzieło, tak, by farby nie zastygły przed ostatecznym dopełnieniem. Szkic sam się ulotnił, cytrynową bladość Ann Sophie przecinała i miażdżyła drapieżna, marmurowa geometria Gavina, smakująca po trzykroć miętą. Lenny nie czekał, jego śniada nagość pachnąca cynamonem, dodała rzeźbionej grupie na łożu słodkiego posmaku. Wolał być bliżej Ann Sophie, ale Gavin najpierw skruszył go marmurowym udem, a potem podał mu pachnącą miętą dłoń, którą ten całował jak wybawienie, ściskając mokre plecy przyjaciółki. Cały wstyd został na północy, po chwili Lenny to samo robił już z łydkami Gavina. Kłosy, ziemia, woda, nasienie.

Przez niezamknięte drzwi mieszkania Ann Sophie weszła Maggie, przysiadła na krześle naprzeciw łóżka, zauważyli ją dopiero po chwili. Lenny leżał wówczas pod Gavinem, na którego plecy rozsypały się czarne włosy Ann. Posiedzę sobie chwilę… Upiekłam ciasto, powiedziała Maggie i wyciągnęła przed siebie pudełko. Przez chwilę Ann Sophie pomyślała, by zaprosić nieszczęsną Maggie do łóżka, byli w nim wszak obaj jej zaprzeszli adoratorzy, jednak trio rozpierzchło się, Ann pospiesznie ściągnęła z żyrandola peniuar, potem z podgiętą nogą paliła papierosa na taborecie przy oknie. Chłopcy czmychnęli w stronę garderoby, gdzie Lenny wyszarpywał Gavinowi ostatnie pocałunki. Tylko Maggie siedziała bez zmian na krześle przy łóżku, wyglądała jakby tkwiła tu od wizyty Edypa. Pudełko z ciastem trzymała wciąż na kolanach. Nie wiedziała, co myśleć o tym, co zobaczyła, trójkąty kojarzyły jej się z powieściami o modernistycznych nimfomankach albo o chłopcach z arystokracji wędrujących po kontynencie, a więc czymś całkowicie niemodnym. Znowu teraz pomyślała, że całej czwórce przydałaby się terapia po śmierci Betty Karen.

 

Następnego dnia Ann Sophie, idąc do zakładu fryzjerskiego, wstąpiła do kwiaciarni i z zakupionym bukiecikiem niezapominajek zajrzała do klientki, którą kilka dni temu zacięła w ucho. Kobieta nie otworzyła, przez okno wyglądała na przerażoną.

 

cdn.

Jakub Michał Pawłowski (ur. w 1977 r.) — dr n. hum., literaturoznawca, badacz europejskiego romantyzmu (dysertacja: Romantyczny teatr mistycznego okrucieństwa. Słowacki i Artaud, 2012), związków tegoż z ekspresjonizmem, awangardą i modernizmem. Prawnik, twórca spektakli teatralnych (Symbolatorium, Projekt V, Projekt Parsifal), lektor, podróżnik, przewodnik po Berlinie, Bristolu, Dreźnie, Hamburgu, Lipsku, Londynie, Lubece, Lwowie, Poczdamie, Quedlinburgu i Wiedniu, rzecznik prasowy Muzeum Sztuki w Łodzi (2023). Debiutował poetycko w „Przeglądzie Powszechnym” (1999). Autor tekstów naukowych, esejów, artykułów popularyzatorskich; współpracuje z redakcjami: „Kuriera Szczecińskiego”, „Spotkań z Zabytkami”, „Teologii Politycznej” i portalu Histmag.org. Mieszka w Szczecinie. Wydał przewodnik Austria (2020).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content