Skip to content

SŁAWOMIR ZATWARDNICKI

***

Mikrowyładowania złości
Pękają w nieskończoność banieczki
Chciałoby się walnąć ręką
W stół gdyby nie to
Że nie ma stołu
Bo się wyszło na deszcz
Jak się od niego wstało
Teraz można tuptać
Po kałuży przez łzy
i zębami zgrzytać

 

Ślady — rany

Wyjeżdżony we wszystkie możliwe strony
Śnieg na całej długości
Ślady bieżnika najświeższe pod numerem jeden
Poszarpane łuki linii papilarnych
Z ulicy w stronę garażu i z powrotem na kocie łby
Tyle że w drugą stronę, w ucieczce

Na drugim końcu kija
Spóźniony samochód mruga, gdy skręca
Choć droga pusta i nikt bramy nie otwiera
Wierny klucz wnika w bliznę naoliwioną
Ktoś cicho wchodzi z łagodnego powiewu w ciszę domu
W ucho wpada jedynie chrząstka śniegu i z oddali szczek

Dziś jest ten dzień
W którym Pan przemówił do Eliasza
Ale nie słyszę ni krzyku, ni milczenia, ni słów
Są za to głębokie ślady, rany otwarte i zabliźnione

 

Powiedzmy procesja

Krok miałem tylko ciut dłuższy
Dlatego dogoniłem ją dopiero
W połowie ulicy powiedzmy Nowosielskiego
A gdy zrównałem się z nią
Przez czas dłuższy szliśmy
Profil w profil w milczeniu
Jak w procesji do Komunii
Tylko dłużej i powiedzmy dynamiczniej
Zmierzaliśmy w kierunku dworca
Stacji pośredniej do celu
To nic, że rozjedziemy się w różne światy
Niepokoi coś innego
Że choć zdążamy w tym samym kierunku
Jedno z nas idzie w Jego stronę
A drugie od Niego, powiedzmy, ucieka

 

***

Postanowiłem i jak postanowiłem
Tak na wznak ciało położyłem
A położony wydało mi się duszę uspokoiłem
A uspokoiwszy powiedziałem sobie teraz
Jest czas spotkania
Czasu z wiecznością
Mnie z Panem czasu
Trwaj chwilo rozciągnij się gadałem
A obejmij to co nieobjęte przynaglałem
Uświadomiwszy sobie słów nadpobudliwość
Z nerwowości duszy usta mówiące uciszyłem
Przestałem gadać do czasu do siebie
Aż usłyszałem tykanie zegara
Który wciąż się spieszył tak samo
Nie dałem się wyprzedzić czasowi
Ale i tak spotkałem się z nim w tym wierszu
A choć minąłem się między wierszami
W przelocie z Odwiecznym
To twarzą w twarz ani przez chwilę
Go nie widziałem ni duszą ni ciałem

 

Stary druh szczeniak

Okazał się inny okazał
Się sobą psem się okazał
Którego nie znałem poznałem
Raz tylko pod biurkiem mym
Na poduszce stopy głowę ułożył
Zbyt krótko by w wierszu
To odnotować zbyt szybko uciekł
By go spod biurka wykopać
Robił psie oczy lecz
Wzrok kierował na dłonie
Nie szukał kontaktu ze słowem
Choć słów kilka już poznał
Jak dziecko na „mama”
Reagował żywo na „miska”
Mówiłem do niego lecz szybko
Się nudził odchodził na swoje posłanie
Nie czekał bym przyszedł a gdy
Przychodziłem pozwalał się głaskać
Ale rychło przestał brzuszkiem
Gołym do góry się obracać
Był psem jak z obrazka
Lecz nie psem z moich marzeń
Ustawił nasze relacje za szczeniaka
Okazał się psem sobą się okazał
Mówiłem do niego „żegnaj stary druhu”
Odkąd mlecznych zębów ni hu-hu
I gryźć przestał po rękach

Sławomir Zatwardnicki (ur. w 1975 r.) — dr hab. teologii, adiunkt na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu. Mieszka w Strzelinie. Redaktor naczelny „Wrocławskiego Przeglądu Teologicznego”, członek Towarzystwa Teologów Dogmatyków oraz Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych, zaangażowany w działalność ewangelizacyjno-formacyjną. Wydał m.in. Od teologii objawienia do teologii natchnienia. Studium inspirowane twórczością Geralda O’Collinsa i Josepha Ratzingera (2022) oraz Biblia „po katolicku”, czyli dlaczego nie sola Scriptura? (2023).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content