ŁUKASZ DUBANIOWSKI
Przez dziurkę od klucza [fragment]
Fascynacja Mundka wrocławskim Dworcem Głównym nie była oczywista. Nie interesowała go ani neogotycka architektura, ani legendy o zalanych podziemiach, gdzie Niemcy mieli ukryć śląskie kosztowności. Nie, Mundka interesowali mężczyźni. Szczególnie ci, którzy potrzebowali pieniędzy na alkohol lub narkotyki, a młody polski kapitalizm pozostawił ich samym sobie, dając Mundkowi do ręki pożądany argument w postaci biletów Narodowego Banku Polskiego po denominacji.
Niestety, po przejściu na emeryturę nie był w stanie wręczać brudnym dłoniom ciężko zarabianych pracą w księgowości banknotów, które obdarowani wymieniali po spotkaniu na kompot lub bimber. Najpierw jednak dawali mężczyźnie kilka chwil przyjemności suchymi dłońmi i spieczonymi ustami. Koniec kariery zawodowej zmienił wszystko, a Mundek — ze względu na nieopłacanie usług — stał się na dworcu persona non grata, co w końcu przypłacił złamaniem szczęki w bocznym korytarzu dworca, gdzie miejscowy bukinista rozkładał na polowych łóżkach pożółkłe tomy, pod którymi chował kulki folii aluminiowej z szarym proszkiem.
Ból fizyczny był niczym przy niemożliwym do zaspokojenia pożądaniu. Mundek zagłuszał go zbieraniem wszystkiego, co wpadło w jego ręce — głównie wyrzucanych na śmietnik artykułów gospodarstwa domowego i mebli, które zaczęły układać się w stosy wzdłuż ścian jego niewielkiego mieszkania na wrocławskim Kleczkowie. Gdy już wylizał się z ran, zmienił strategię — stał się drapieżcą, a jego ofiarami byli wygięci w dziwnych pozach narkomani, unoszący przed siebie naznaczone bliznami zrostów przedramiona. Wypełniali oni nocami korytarze dworca i padali nieprzytomni pod ścianami z brudnych kafli klinkierowych. Tam, w migotliwym świetle nielicznych jarzeniówek, przechadzał się wśród nich kocim krokiem, z delikatnie zaróżowionymi ustami i nieodłączną plastykową perłą zwisającą z ucha, i kradł w pośpiechu namiastkę uczucia.
To skończyło się niespodziewanie na początku lata. Nikt nie widział już więcej Mundka, a w mrocznych zaułkach dworca drwiono, że wreszcie któryś z fantomów zabrał emeryta w ostatnią podróż. Bez miłości.
Nie było to prawdą. Mundek rozkładał się powoli w swoim mieszkaniu bez niczyjej pomocy tak długo, aż jego zwłoki zaczęły cuchnąć. Smród z mieszkania nie zaniepokoił sąsiadów, ponieważ kawalerka emeryta przeżarta była wonią śmietniska, która od dawna wydostawała się przez wypaczone drzwi na korytarz budynku. Dopiero po pewnym czasie, spod odoru gnijącej sklejki, wrażliwych nozdrzy mieszkańców dosięgnął inny zapach — ledwie uchwytny i podstępny, bo raz wywęszony wwiercał się prosto w mózg. Zapach śmierci. I wtedy, gdy przegnite ciało Mundka ładowano w czarny worek, a blade twarze policjantów zwisały z poręczy schodów odurzone smrodem rozkładu, zaczęło padać. Kilka dni później do miasta przyszła powódź.
ww. opowiadanie bierze udział w konkursie czytelników na najlepsze opowiadanie „grozy miejskiej”, które ma zostać opublikowane w książce City 7. Antologia polskich opowiadań grozy (2025)
Łukasz Dubaniowski (ur. w 1982 r. we Wrocławiu) — politolog, tłumacz, manager, dziennikarz muzyczny w stanie spoczynku, UX designer. Laureat II miejsca Korfantastic 2024 w kategorii literackiej (opowiadanie Dziady śląskie) oraz II miejsca w konkursie „Kolej (na) Grabińskiego” (opowiadanie Więź). Debiutował w antologii grozy Nocne mary (2023). Publikował m.in. w: „Fantazjach Zielonogórskich” i „Nieregularniku Wschodów Grozy”.
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved
copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved