Skip to contentSkip to content

MAŁGORZATA SKAŁBANIA

Zielony księżyc, zwycięstwo lub śmierć. II


Podziemia

Zeszłam do krypt L’Abbaye Saint-Victor, gdzie w grocie wydłubanej w skale na południowym brzegu calanque (śródziemnomorskiego fiordu) Lacydonu apostołka apostołów opowiadała o tym, że Boga można pomylić nawet z ogrodnikiem. Ważne, żeby go nie zatrzymywać i nie dotykać. Wszyscy są w drodze. Pielgrzymujący do opactwa ocierali swoje zielone świece o zielony płaszcz figury Matki Boskiej Mądrości. Zieleń jak ta na skale groty Marii Magdaleny, pokrywanej od czasu do czasu algami. Potem wierni posilali się sucharkiem z suszoną pomarańczą. Świąteczne suchary o kształcie barki, les navettes (na pamiątkę łodzi Izydy lub promu, który według legendy miał przywieźć cztery święte Marie: Marię Salomeę, Marię, matkę Jakuba, Marię od Morza i Marię Magdalenę w towarzystwie Sary). Les navettes musiały starczyć im na cały rok do następnej pielgrzymki. Przechowywane przynosiły domostwom szczęście. Trudno było to wszystko połączyć bez pomocy poety Paula Valéry’ego, który mieszkał w le petit hôtel particulier „La Rose du ciel”, naprzeciw opactwa. Tu powstał Mon Faust, czyli Faust valéryen (jak to określił Erich von Richthofen w komentarzu). Hołd dla niemieckiego alchemika z XVI w. i uzupełnienie „tego wszystkiego, co zignorował Goethe” (Valéry, Les Cahiers, XII, 894). Valéry, naprzeciw opactwa, w domu z widokiem na zatokę z drugiej strony, rozmyślał o relacjach Boga z diabłem, filozofa z diabłem i poety z diabłem. Doszedł do wniosku, zapisując to w swoim zeszycie, że diabeł to inteligencja logiczna. Ponieważ Sokrates potrzebował Daimôna, Kartezjusz diabła do swoich rozważań. Opis rzeczywistości niemożliwy był dla poety bez istnienia demona. Niemożliwe było dla mnie zrozumienie Marsylii bez tych relacji oraz dialogu nieporozumienia Marii Magdaleny ze Zmartwychwstałym, który wcześniej wyrzucił z niej siedem demonów. Do tego myśl, że pod dachem La Rose du ciel, Róży nieba przebywał tajemniczy Fulcanelli. Autor, którego imienia (być może połączenie słów „wulkan” i „Eliasz”) i nazwiska nigdy nie odkryto, Le Mystère des Cathédrales (Paryż, 1926) i Les Demeures philosophales et le symbolisme hermetique (Paryż, 1930). Niektórzy uznali Fulcanellego za nieśmiertelnego ezoteryka. Miałby teraz kilkaset lat. Jego głównym uczniem był Eugène Canseliet, który twierdził, że razem z mistrzem należał do tajnego stowarzyszenia „Bractwa Heliopolis”. Początki grupy sięgały Egiptu, wczesnej ery chrześcijańskiej. Myślałam, w jakiej postaci mógłby objawić mi się w Marsylii Fulcanelli. Przecież diabeł był logiką. Opiekowałam się wtedy w La Viste kobietą ponad stuletnią, cieszącą się dobrym zdrowiem nawet po covidzie. Siedziała całymi dniami w fotelu. Nad jej głową miałam widok na wyspę If. Wyglądało to tak, jakby Monte Christo dopłynął właśnie tutaj, na dwunaste piętro, nic sobie nie robiąc z praw fizyki. Pewnego dnia burza sprawiła, że Château d’If wraz z wyspą zamieniły się w szarą plamę z jasną obwódką. Wszystko stało się chmurą wyjętą z obrazu Maynarda Dixona Mesas w cieniu. Równie dobrze mogło być słowami z wiersza The Cloud Percy Bysshe Shelley:

I am the daughter of Earth and Water,
And the nursling of the Sky;
I pass through the pores of the ocean and shores;
I change, but I cannot die.

Kiedy kupowałam bilety do krypt u mężczyzny, któremu przerwałam zamiatanie i przecieranie wodą posadzek opactwa, pomyślałam, że ten człowiek zna tutaj każdy kamień, jak ja znałam słoje w deskach naszego domu. Przecież nawet Fulcanelli musiał z czegoś żyć. Ten tu właśnie odkrywał sekrety kamienia filozoficznego. Jego uczeń i autor wstępu (Deux Logis Aléglises, 1945, 1979) do jego dzieł, Eugène Canseliet, stwierdził, że alchemiczną ziemię trzeba obficie podlewać. Będzie płodna po zetknięciu z niebiańską rosą, czyli astralnym i wilgotnym duchem.

 

Stacja Gèze, Al nasr aou l mout

Bóg madame Magnani, Wielki Czarownik, potrafił dzięki słowom specjalnej modlitwy-zaklęcia, oczyszczać każdy przedmiot swoim świętym duchem. Ulotka madame wymieniała wiele przedmiotów, w tym mebli, biżuterii, które miały być przepełnione bożym duchem. Miały nie stanowić zagrożenia ani dla duszy, ani dla ciała właścicielki. Dzięki odczarowanym przedmiotom właścicielka mogła chwalić Boga.

Nie było w tej postawie żadnej różnicy między madame Magnani a nędzarzami zgromadzonymi wokół stacji noszącej imię kapitana, który zginął w walce o wyzwolenie Marsylii. W 1944 roku dowodził pułkiem noszącym symbol zielonego półksiężyca z arabskim napisem: Al nasr aou l mout (Zwycięstwo lub śmierć). Nad nim była głowa muflona czy barana zwieńczona białą ręką Fatmy z numerem 7. Ludzie z Gèze nie mieli nic więcej do zaofiarowania społeczeństwu nad to, co społeczeństwo potraktowało jako śmieci. W trakcie rozbudowy infrastruktury dworca ekspozycje towaru na betonowych zaporach, płotach, w wąskich przejściach, na każdym centymetrze wolnej przestrzeni były imponujące. Buty bez pary rzucano gdzie popadło. Hałdy przedmiotów, ubrań leżały tu pod gołym niebem dla każdego, kto zechciałby wybrać z nich coś, co mógłby sprzedać idącym do metra. Niczyje przedmioty mogły stanowić zagrożenie lub być użyteczne, w zależności, kto na nie spojrzał. Te niechciane przez dłuższy czas były wdeptywane w ziemię, rozjeżdżane przez samochody zaczynały być częścią nawierzchni. Marsylia wsysała je w siebie. To było jak poruszanie młynka modlitewnego z pacierzem do Gnomów przez psa modlitewnego madame Magnani: „Je vous salue Gnomes, mes bien-aimés esprits de la terre. Pozdrawiam was Gnomy, duchy ziemi. Wy, materia świata, bądźcie mi łaskawi. Pomóżcie przekształcić mi skażoną ziemię w raj. Przyjmijcie moje braterskie uczucie, wy, którzy tworzycie materialną strukturę, pracujecie w głębinach skały”. Zrozumiałam, że poruszam się w świecie metafizycznym, który istnieje w realnej rzeczywistości Marsylii. Naukowcy starali się opisać ten z falezy przylądka Morgiou, tworząc muzeum Grotte Cosquer (w sąsiedztwie MUCEM). Prehistoryczna grota wypełniona z czasem wodą morską (od okresu paleolitu poziom wody wzrósł o około 120 metrów) pozwoliła poznać część swoich tajemnic. Wśród genialnych rysunków naskalnych, malarstwa, śladów rąk i palców zwróciły moją uwagę pingwiny. Rodzinie pingwinów nie przeszkadzało sąsiedztwo z wodą ani ocieplenie klimatu. Przetrwały w jedynej na świecie zachowanej podmorskiej, prehistorycznej grocie około 30 000 lat. Postawiałam ich trójwymiarowe zdjęcie przy łóżku, zaraz obok figury Anioła Stróża przywiezionej przez babkę z Algierii. Pingwiny wyglądały trochę jak ptaki pod szybą eksponowane w Le Muséum d’histoire naturelle de Marseille, w Palais Longchamp.

 

Szkoła-granica

Cassez les stylos qui n’écrivent pas ce que le peuple subit.

Tommaj Salehi, raper skazany przez irański sąd rewolucyjny na karę śmierci za nawoływanie do zamieszek w latach 2022-2023. Marsylia oklejona była afiszami z tym cytatem umieszczonym pod portretem Salehiego w cierniowej koronie.

(„Połamcie pióra, które nie piszą tego, co ludzie muszą znosić”, przeł. M. Skałbania)

Szkoła stanowiła granicę między La Viste a La Viste Provence oraz przeszłością i przyszłością uczniów. Kiedy rozpoczął się rok szkolny, brudne dzieci, naśladujące często postawę blasé nastolatków, szły teraz czyste i eleganckie. Dumne matki z przestraszonymi pociechami zatrzymywały się przed drzwiami szkoły przypominającej część naziemnego bunkra. Betonowy, monotonny, poziomy budynek szybko wchłaniał dzieci. Fantastyczny potwór, który służył architektowi z Vitrolles jako idea projektu szkoły, tutaj, mimo jedynie prostej geometrii, był bardziej realistyczny. Formatowanie dusz młodych Francuzów odbywało się za maleńkimi oknami. Szukając informacji o szkole, znalazłam jedynie dwie relacje. Jedną o chłopcu, który nie chciał stanąć w szeregu. Polecenie nauczycielki tak go poirytowało, że skoczył na kobietę, żeby ją udusić. Drugą o uczniu zainteresowanym XVIII-wiecznym teatrem. Wystąpił w trzecim arrondissement, w Le théâtre Toursky, compagnie Richard Martin International. Uczeń z Algierii, który musiał spuszczać oczy na widok białego nauczyciela z Francji, znany był tylko ze wspomnień i książek Fanona. Możliwe było za murami szkoły, które mnie przerażały, wskazanie dziecku drogi z piętnastego arrondissement do trzeciego. Na podstawie wiedzy wieloletnich mieszkańców La Viste o centrum Marsylii mogłam porównać ten dystans do dwóch przeciwległych brzegów rzeki Maroni. Stanowiącej częściową granicę między Gujaną Francuską (terytorium Unii Europejskiej) a Surinamem. Surinamskie matki przekraczając tam nielegalnie granicę, zyskują dla swoich dzieci wymarzoną edukację we francuskiej szkole.

 

Le chouf

Okazało się, że nie mam wstępu na osiedle La Viste bez podania celu wizyty i zgody na towarzyszenie mi tak zwanego chouf czyli strażnika mafii. Zaraz na trotuarze daleko od bloków podszedł do mnie pierwszy z pytaniem: dokąd i po co. Byłam pełna podziwu dla stojącego wiele godzin na słońcu mężczyzny, który przy kilku tysiącach chronionych przez siebie mieszkańców potrafił rozpoznać we mnie od razu intruza. To, co wydawało mi się ogólne, anonimowe, tu nie było moim udziałem. Dla szufa byłam kimś odmiennym. Przychodziłam z zewnątrz. W miejscu, gdzie okna były identycznymi prostokątami, w których nie mogłam zauważyć pojawienia się i zniknięcia nikogo znajomego, moje pojawienie się było zauważone. Na krótkim spacerze poznałam kilka grupek „szufów”. Pan stojący przy samochodzie na parkingu odesłał mnie do innego siedzącego przy śmietniku. Mur altany śmietnikowej zaprojektowany być może przez kolegę Le Corbusiera opisany był cenami dostępnego towaru. W ten sposób chodziłam od jednego do kolejnego śmietnika, wszędzie przedstawiając cel mojej wizyty. Chciałam odwiedzić cmentarz, który znajdował się za osiedlem. Ostatnim moim strażnikiem miał być polecony przez Araba biały chłopak. Był śliczny, wyglądał na studenta bardzo trudnego kierunku. Pracował z kolegami na ostatnim śmietniku mojej trasy.

— Gdzie pani idzie?

— Do muzeum mydła. Widziałam, że jest tam też boutique.

— Tam nic nie ma.

— Dlaczego wieszają reklamę? Do fabryki mydła trzeba przez ten cmentarz, tu na dole.

— Na cmentarz mogę panią zaprowadzić, nie dalej, mam pracę.

Ścieżka prowadziła przez wysypisko śmieci, chwasty, schodziła lekko w dół.

Mijaliśmy stół ustawiony pod piniami. Dziadek rozdawał kolegom karty: 6 kart mafii, 12 kart obywateli, 18 kart pomocy, tyle samo motywów, 2 karty prowadzącego, 18 żetonów kajdanek i instrukcję: „Podzielcie się na mafię i obywateli. Zobaczcie, która drużyna jako pierwsza wyeliminuje swoich przeciwników. Ale bądźcie ostrożni! Nie dajcie się wciągnąć w sieć intryg i wzajemnych podejrzeń. Ostrzeżenie: Istnieje ryzyko zadławienia się małymi elementami”.

— Tu jest wyłom w murze, trzeba skoczyć w dół, około jednego metra.

 

Don Kichote, Le Corbusier i Jan od Krzyża

Przy okazji wydania opowiadania Don Kichote i niańki Maria Kuncewiczowa dzieliła się swoim doświadczeniu z roku 1960. W czasie wizyty w miejskim kasynie w Nicei widziała film o Hiszpanii. Między innymi o miasteczku pod Barceloną, gdzie był świąteczny zwyczaj komponowania z kwiatów obrazów na trotuarach. Materiał do dzieł pisarka nazwała wariackim towarem, kupą aromatycznego nonsensu. Z opowiadania filmu Kuncewiczowa przeszła do dziennika podróży w kierunku Hiszpanii. Marsylię zmieściła na dwóch stronach książki powstałej pod patronatem polskiego Ministra Kultury. Po latach podniosłam z chodnika wyrzucony przez handlarza egzemplarz. Kupa aromatycznego nonsensu w centrum Lublina, pomyślałam. Od lat mężczyzna schowany za kiosk „Ruchu” prowadził przed murami Urzędu Skarbowego w Lublinie sprzedaż znalezionych śmieci. Uznał jednak, że na Kuncewiczowej nie zarobi ani grosza. Wsiadłam z lekturą do miejskiego autobusu. Na trasie W-Z przejechałam miejsce, gdzie stała wielka synagoga. Okrążyłam maszt z polską flagą, minęłam Plac Singera, dawniej Bieruta. Nicea, Marsylia, Barcelona, słowa pisarki w miejskim autobusie brzmiały jak nazwy przystanków kojarzone przeze mnie z warzywniakiem, sklepem z używaną odzieżą i supermarketem. Hrabiowie Prowansji na drodze do blokowiska Kalinowszczyzny wydawali się istotami pozaziemskimi. Odmładzający twarz miasta Le Corbusier stał się architektem Osiedla XXX-lecia PRL. Byłam blisko celu, naszego śmietnika: Niepodległości, koniec trasy. Ostatnie zdanie Kuncewiczowej, cytat św. Jana od Krzyża: „Kiedy zatrzymujesz się w czymś, przestajesz rzucać się w całość”.

Małgorzata Skałbania (ur. w 1965 r. w Tychach) — malarka, poetka. Studiowała malarstwo w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (dyplom u prof. Jerzego Nowosielskiego), staż w ASP w Kampen (Holandia). W Paryżu malowała w pracowni ADAC. Podróżowała zarobkowo po Anglii, Francji i Włoszech. Ze względu na pandemię Covid-19 zatrzymana na londyńskim lotnisku w drodze do Australii. Obecnie mieszka w Lublinie. Publikowała m.in. w: „Afroncie”, „Akancie”, „Akcencie”, „Aspektach Filozoficzno-Prozatorskich”, „Biurze Literackim”, „Claudius Speaks” (Nowy Jork), „Creation and Criticism” (Uttar Pradesh), „Deltona High School Book Reviews”, „Formacie Literackim”, „Frazie”, „Helikopterze”, „Indiana Voice”, afrykańskim „Klorofylu”, „Kritya” (Kerala), „Kurierze Poetyckim”, „Latarni Morskiej”, „Literary Heist”, „Lotus-Eater” (Rzym), „Menażerii”, „Nomad’s Choir” (Nowy Jork), „Outsider Poetry” (Rockford w Illinois), „Plaży”, „Poezji Dzisiaj”, „Polska Canada”, „RALPH The Review of Arts, Literature, Philosophy and the Humanities” (San Diego), „Ricie Baum”, „Scarlet Leaf Publishing House” (Toronto), „Szufladzie”, „Śląsku”, „The Bombay Review”, „The Creativity Webzine”, „The Paragon Journal” (Pennsylvania State University), „The Sleep Aquarium”, „Toposie”, „Twórczości”, „Tychy News”, „Wobec” oraz w almanachach pokonkursowych w Polsce i USA. Wydała tomy poezji: Naleciałości (2013), Szmuctytuł (2015), Ćwirko (2016), Skruchowi (2018), Herasana (2020), miniatury: Jest coś do zrobienia. It something to do (Poems-For-All w San Diego), Che barbaro momento (2017) i dramat Golej divi-divi (2016).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved