Skip to content

ZYGMUNT FICEK

To ty jesteś

„Spisane będą czyny i rozmowy”.
Czesław Miłosz

 

1.

Wspomnieniami jesień się zaczyna: Uczyliśmy się
w zamku — takim renesansowym małym Wawelu
z aulą w Sali Rycerskiej, z krużgankami, dziedzińcem,
komnatami, gdzie — kominki, krzesła, stoliki, tablice
i nasze lekcje. Przed czterdziestu laty
odpowiedzieliśmy na większość zadanych nam tu
pytań i każde ze swoim zbiorem niewiadomych, od
których głowa mała, więc puchła, oddaliliśmy się stąd.

 

2.

W tych tu murach jeszcze na początku naszej tu
nauki minął nam pamiętny marzec pamiętnego
roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego ósmego.

Kiedy to staliśmy na żwirowym podłożu dziedzińca,
bo nas tu spędzono i kazano potępić, ale
nikt nie śpieszył, by podnosić
rękę — a profesor stał obok — on bardzo był poczciwiec
i pachniał ślicznie, i chemicznie bardzo — był
dosyć nieduży, więc wyrywał się i
prawie ze stawów wyrwał sobie ramię, by mu było
widać jego rękę — że On — że ją podnosi, ale widać
uznał, że nie dość ją widać — toteż w górę raz, drugi
podskoczył — aż — aż
— aż żwir mu pod butami strasznie zaświergotał.

 

3. 

A z tyłu głowy drugi, co jak mól albo rzep, albo upiór
dzienny[1] oraz, zwłaszcza, nocny — dusiołek w środku
młodych piersi doskwierał nam strasznie, gdyż wiernie
i bieżąco służył historii wyrokom, w związku z czym
węszył, kto tam szaga[2] prawą, czyli — na przykład idzie
szedł na księdza, by szagało się lewą posłusznie
donosił i doniósł, by władza
jedynie słuszna słusznie — słuszne środki przedsięwzięła.
I władza jedynie słuszna, która słusznie słuszne środki

co rusz
przedsiębrała — słusznie słuszne środki przedsięwzięła.

 

4. 

Bo nasza historia to jest Historii tylko jedna lecz
dwustronna karta – tchórzostwa i odwagi.

Odwagi — wtedy
— jak kartka z szkolnego zeszytu — wydartej ze strachu.

 

5.

Do dziś tu jest zamek, a w zamku nasze lekcje zdają
się trwać, choć jesteśmy już po godzinach — zeszliśmy
na dół do restauracji Kacper Suski — my tu już weseli,
nawet wesolutcy, bo przecież po szkole i jeszcze przy.

Choć już po herbacie. Prawie. Już. Już. Lecz wielu
brakuje. Wagarują.

Chociaż na wagary wcale iść nie chcieli. Zmusiło
ich życie.

Bo życie to
jest uroczystość, którą — jak my dzisiaj — obchodzi
się do czasu wesoło i od czasu smętnie. To jest
impreza, gdzie tak
do końca nie porządzisz — choćbyś i miał za co.

Więc ta uroczystość — jak umie — jakoś się — jakoś
cię obchodzi — jakoś się obejdzie — z czasem

tylko smakiem.

 

6.

Nad nami mury zamku się piętrzą, ale i za nami
niejedne już — i przed nami na szczęście ciągle
zda się wiele.
Wiele. No i beton mur też — na mur beton — czeka.

Lecz, póki co — we wnętrzu, na ścianach – obrazy
Maryli. Maki czerwone jak te z piosenki, co
z polskiej wzrosły krwi — na łące rozkwitłe — nie
w pąkach. W pąkach były białe róże, które
zakwitały w innej piosence — a on, co też był w tej
piosence, nie wracał i potem nie wrócił.
Myśmy tu wrócili — choć nie wszyscy. Życie.

Życie ma swoje wymagania i ma swoich
ulubieńców, jak swych wybrańców mieli
reżimu okrutni bogowie — o których
uczono nas — jakby to byli święci. Działo się to
w zamkowych komnatach — przerobionych
na sale szkoły nowej doby — dla potrzeb
nowego człowieka, którym myśmy być;
albo: nie być — mieli.

Z powyższego wywodzą się dzisiejsi bogowie
i oni mają swoich wybrańców – bursztynowych
golden chłopców. A kiedyś byli malowani.

 

7.

Więc tutaj wzrastaliśmy pod okiem czujnych
czujników — czajników — służących rewolucji,
prekursorów mobbingu, co bez przerwy i ze sobą
nawzajem się żarli, wśród których i ludzkie,
i niesłużalcze, i proroka oko — podbite solidnymi
jak kufajka sobolami strachu — się trafiało, ale
był to — przeważnie ukradkiem — tylko
przejaw, co za tym idzie — rzadki i gasnący szybko.

Więc obchodzimy tu właśnie naszą uro-czystość.
Nasze lecie, nasz czas, któremu mimo wszystko
jesteśmy wdzięczni. Czujemy się wolni, jakbyśmy
dopiero co uszli z życiem z piekielnej lekcji

belfra okrutnego czasu.

Dziś ten — jaki by
nie był — letni czas musi ustąpić miejsca jesiennej
coraz dotkliwiej uwierającej nas porze.

Dopada — każdego, każdą na swój własny sposób
— kosmiczna przestrzeń i jej zmarszczki — grymas
różnicy czasu

— a także — co nie jest sprzecznością — losu
dobrotliwy łagodny uśmiech

różnicy wieku i różnicy czasów.

 

8.

Wspomnieniami jesień się zaczyna: To ty. To
ty jesteś ta dziewczyna. Nie musisz
nic mówić. Widzę przecież teraz twój jasny
uśmiech. Trochę uszykowany na
okoliczność uroczystości, ale przez to tym bardziej
prawdziwy — i twe oczy. Twoich
oczu nigdy takich nie widziałem — te
oczy po czterdziestu latach
wędrówki przez pustynne morze
lśnią nieziemsko — z wysokości blasku.

W oczach tego uśmiechu widzę
obiecaną mi ziemię. I chce się
jak z pokładu okrętu Rycerzy
Kolumba zawołać
albo — zaszeptać — ziemia — Ziemia — ziemia.

 

9.

Ale. Wtedy. W ów czas to spojrzenie byłoby
równie głębokie i ten uśmiech równie pełny
gdyby nie rechot, który zamiast czystego
ojczystego młodzieńczego uśmiechu i śmiechu
w tych murach wywoływali z nas nasi przy
należni do
tych swoich czasów wasale rewolucji.

Do dziś, jak w piosence z wtedy: Gorzko,
gorzko nam. Życie było, minęło

albo jeszcze minie. Sfrustrowani i smutni
tragarze rewolucji odeszli. Odchodzą.

Idziemy za nimi.
Ale. Broń Boże — żeby nie ich śladem.

 

10.

Wyszedłem
z Bożą pomocą z głębokiej ciemnej doliny — prosto
na swoją wymarzoną Szklaną Górę. Mam
nadzieję, że i ty wyszłaś, i wy
wyszliście. Nauczyłem się mówić własnymi
słowami, w moim ojczystym języku. Mam
nadzieję, że i wy się nauczyliście. Odzyskałem
uśmiech i wzrok.
Mam nadzieję, że i wy odzyskaliście.

Do szczęścia już nawet nie brakuje mi tamtych
lat, które nie wrócą.

Jako i ja do nich nie wrócę.

 

11.

Epilog, który napisało życie: Kiedyśmy w Suchej Beskidzkiej w czterdziestolecie matury w restauracji „Kacper Suski” — w podziemiach zamku, w którym przed laty mieściło się nasze liceum, się spotkali, ktoś przyniósł wiadomość, że znajdujący się na tutejszym cmentarzu grób, w którym nasi profesorstwo Czuprysiowie leżeli, jest odnowiony, ale widnieje na nim tylko imię i nazwisko żony, natomiast nazwisko Dziadka Czuprysia znikło, jak i on sam, gdyż okazało się, że miejsca dla niego w tym grobie nie ma i nie może być. Dziadka powszechnieśmy lubili, zwłaszcza chemiczne antytalenty, dla których miał ciepłą wyrozumiałość. — Ja, panie, myślałem, panie, żeś ty gramotny, a ty żeś, panie, zupełnie nic niegramotny — mawiał i stawiał trójkę. Ale. On to w czasie pamiętnego na zamkowym dziedzińcu spędu w celu potępienia studenckich protestów w marcu 1968 roku (ponieważ pilnował porządku i stał z tyłu, a był mizernego wzrostu) rękę gwałtownie niemal aż ze stawu w górę wyrywał i aż podskakiwał, aby ci tam na przedzie widzieli, że potępia. On to swojej klasie na godzinie wychowawczej urządził głośną awanturę z powodu, iż dowiedział się, że niektórzy jego uczniowie idą na księży, czyli do seminarium duchownego. Awantura ta mogła być spowodowana zawezwaniem do UB (tzw. Urzędu Bezpieczeństwa) oraz groźbami, jakie tam mógł usłyszeć — co do tego jednak pewności nie ma. Ale. Chociażby. Czy to go tłumaczy, czy tłumaczy reakcję aż tak „zaangażowaną”? Chce się wierzyć, że pewien wpływ — jeżeli w ogóle, to niewielki — na jego zachowanie mogło mieć też i to, iż — nieraz na lekcjach chemii — deklarował się jako osoba zdecydowanie niewierząca. Tym niemniej na co dzień człowiekiem był cichym, serdecznym i bardzo przystępnym. Zatem, kiedyśmy się spotkali, potrzebna kwota została zebrana, niedługo potem wolne miejsce obok grobu, w którym Dziadek przedtem z żoną leżał, wykupione, jego szczątki w tym nowym miejscu złożone, nagrobek postawiony, imię i nazwisko profesora Mariana Czuprysia na nim wykute. Zatem.

Przechodniu, który w tym okrutnym czasie może byłeś bohaterem, a może nie byłeś bohaterem, ale starałeś się godnie żyć i udało ci się godnie przeżyć; a także i ty, któremu nie udało się godnie przeżyć — powiedz potomnym, że tu leży człowiek, który mówił, że w Boga nie wierzy, który się bał i który, trzeba w to wierzyć, był dobry. Przechodniu.

Jeśli w Boga wierzysz, westchnij za jego duszę, jeśli nie wierzysz, także westchnij — jeśli czasów, które były, nie pamiętasz,

tym bardziej westchnij.

 

12.

Post Scriptum: Donosiciel wykazał się nadgorliwością, gdyż spośród trzech prześladowanych przez Urząd Bezpieczeństwa PRL kolegów tak naprawdę na księdza miał zamiar pójść i poszedł tylko jeden — Jurek Leśko. On później zostanie proboszczem, potem ze względu na stan zdrowia znajdzie swoje miejsce w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach, gdzie zorganizuje jedną z naszych rocznic matury, potem ulegnie poważnemu wypadkowi, ale wyjdzie z tego; po czym uda się do sanatorium, gdzie zarazi się covidem i z tego już nie wyjdzie. Pochowany zostanie w swojej rodzinnej parafii.

Drogi Jerzy, szepnij słówko za nami. Bardzo prosimy.

Sucha Beskidzka, zamek, 16 września 2012 — Kraków, 25 maja 2024

[1] Upiór dzienny, upiór nocny: terminy wówczas stosowane w pralniach, w zależności czy pranie wykonywano podczas dziennej, czy nocnej zmiany.

[2] Szagać: (ros.) maszerować, nawiązanie do wiersza Wł. Majakowskiego Lewą marsz.

Zygmunt Ficek (ur. w 1952 r. w Białce k. Makowa Podhalańskiego) — poeta, fotograf, nauczyciel. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mieszka w Krakowie. Za osiągnięcia twórcze otrzymał Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2023). Wiersze publikował m.in. w: „Akcencie”, „Bibliotece Kraków”, „Czasie Literatury”, „Dzienniku Polskim”, „Frazie”, „Halach i Dziedzinach”, „Nowym Napisie”, „Płaju” i „Toposie”. Wydał tomy poetyckie: Łagodność ostrych szczytów (1998), Prawdziwa baśń o Mroziliszku (2002), Uroczystość czerpania chłodu (2008), Wołanie doliny (2011), Litania do Archanioła Michała (2012), Rękopis (2014), Pod okapem burzy (2017), Dzień po długiej drodze (2019), Kiełkujące ziarno piasku (2020), Na przedprożach baśni (2020), Noc, która nie śpi (2021), Dusza ogrodu (2022), W świetle wieczoru (2023), a także albumy fotograficzne — zbiorowe: Polskie Parki Narodowe (1994), Polska Fotografia Krajoznawcza (2000), Mistrzowie Polskiego Pejzażu (2001) oraz indywidualne: Babia Góra (1995), Tatry (2000), Tatry Wysokie (2002).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2025 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2025 e-eleWator
all rights reserved

Przejdź do treści