Skip to content

EMILIA MAJ

Absurd

Polskie święta nie odbędą się bez dwóch najważniejszych rzeczy: karpia i choinki. Wszystko po to, aby zabić i mieć. Dla idei posiadania. Pomijając przykre życie hodowlanych ryb, teraz skupię się na tym drugim aspekcie. Z tatą zaplanowałam na dziś wyjazd po świąteczne drzewko. On kierowca, ja pasażer. Mógłby jechać sam, a ja dłużej pospać, ale przerasta go wizja samodzielnego wyboru krzaka. Całe szczęście, że karpia nie każą mi zabijać. Przed nami piętnaście minut drogi do wujka, który hoduje świerki do ścięcia. Charakteryzują się krótkim systemem korzeniowym, nie potrzebują rozbudowanego, bo nigdy na dłużej ich nie zapuszczą. Za to mają piękne gałęzie, gęste i rozłożyste. Bycie ładnym to ich przekleństwo. Brzydki przynajmniej dłużej pożyje. Podróż przebiega głównie przez las. Wolne drzewa pną się jak najwyżej do góry, rywalizując o światło. Porzucają ideę doskonałości, skupiając się na przetrwaniu.

Bycie niezależnym — jak widać — ma swoje minusy. Które iglaki są szczęśliwsze? Wchodzimy w ostry zakręt w prawo. To tutaj kilka lat temu maska samochodu taty spotkała się z wielkim dzikiem. Omijał tę trasę systematycznie, nawet jeśli wymagało to jazdy dookoła. Zawsze potrafił znaleźć wymówkę, nigdy nie przyznał się do traumy. Lepiej kumulować wszystko w sobie. Taktyka działa, dopóki studnia nie zapełni się cała. Wtedy zamienia się w wulkan, gorący i kipiący, a wylewająca się lawa spala wszystko na swej drodze. Czasem pozostawiając nieodwracalne skutki. Ale chyba już mu przeszło. Dziś w końcu jedziemy tędy. Za lasem znajduje się cmentarz. Kolejny trudny wątek. Pochowani są tu wszyscy z jego strony. Zerkam na niego, ale on niewzruszony. Nie spojrzał nawet na swych nieumęczonych. Nie dziwię się, przecież to nie to święto. Listopad już za nami. Teraz jedziemy zabić to, co żywe pozostało.

 

(Nie)zwykła rzecz

Była ze mną od zawsze, towarzyszyła każdej herbatce. A pijam ich dużo, do posiłku, do nauki i przed snem. Herbata się zmienia, kubek wyciągam za każdym razem inny, ale podkładka pod szklankę zawsze jest ta sama. Uszyła mi ją kiedyś babcia. Kiedy to było? Nie potrafię sobie przypomnieć. Biedna, jest już cała poplamiona, pamięta zdecydowanie zbyt dużo. Przydałoby się o nią zadbać. Wrzuciłam więc do pralki, ale nie pomyślałam, że jest zrobiona z wełny. Skurczyła się całkowicie i do niczego więcej nie nadawała. Zadzwoniłam do babci rozgoryczona. Powiedziała, że to drobiazg i uszyje kolejną. Ale ja tak nie mogę, nie dam rady wyrzucić przedmiotu, który powstał z ciepła babcinych rąk. Teraz mi służy jako podkładka pod kieliszek.

 

powyższe teksty powstały podczas warsztatów prozatorskich z małych form narracyjnych, na studiach pisarskich pierwszego roku na Wydziale Humanistycznym US, prowadzonych przez Tomasza Majzela

Emilia Maj (ur. w 2003 r.) — studentka studiów pisarskich na Uniwersytecie Szczecińskim. Mieszka w Szczecinie. W czasie wolnym prowadzi konsultacje behawioralne dla psów.

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2025 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2025 e-eleWator
all rights reserved

Przejdź do treści