ADAM LIZAKOWSKI
111. Podróż do Napa Valley
Tak mogę dotknąć Kalifornii wymienić z nią
długie spojrzenie bez malowania twarzy błotem
z brzegu rzeki Sacramento
wstrzymać oddech gdy świat obraca się
pod powieką każdego emigranta
łamanie się chlebem z tytanami poezji
brodatym prorokiem Skowytu
i jego kochankiem oznaczało moment
przekazania pochodni tego co siadywał
z mnichami i śpiewał mantry u podnóża
Himalajów ale powrócił do San Francisco
niegdyś portu poszukiwaczy złota
dzisiaj portu poszukiwaczy złotych myśli
moment w którym czas podał rękę muzie
a ta sięgnęła po butelkę z Doliny Napa Valley
Słowo Napa pochodzi od indiańskiego słowa
„niedźwiedź grizzly”, „dom”, „matka ojczyzna”
lub „ryba” dla mnie to beczka wina miejsce gdzie
butelka wina jest tańsza od butelki wody mineralnej
ciekawy jestem jak by nazwał Napę mój ojciec
wielbiciel alkoholi miłośnik toastów co w oczach
protestantów może uchodzić za naganne
ojciec znalazł się na rozdrożu i zamiast w prawo
skręcił w lewo i stał się kozłem ofiarnym
na głowę którego Stalin położył obie ręce
kazał wyznać wszystkie grzechy a potem kop
exodus w Sudety jako osadnik wojskowy a czuł
niepokój we własnym kraju jak cudzoziemiec
Miasto Napa winorośl z płodną ziemią przyjaznym
niebem wiatrem i ludźmi
zamknij oczy bez pośpiechu miękko
poczuj smak pulsujący w owocach
odgadnij tajemnicę dojrzewania w promieniach
jego czar rozlany do butelek i kielichów
moc i piękno
Idylliczna Napa Valley i jej krajobraz pomaga
chłonąć naturę zmęczonymi oczami a te usuwają
wszystkie korzenie chwastów w duszy
pejzaż nawadnia umysł
dokonuje wszelkich niezbędnych napraw dobrego
samopoczucia zatrzymuje kolory
Jak by ojciec tutaj się czuł
gdyby zerwał się z łańcucha Stalina
uciekł spod surrealistycznej
chmury komunizmu zasłaniającej życie
żył pod słonecznym abstrakcyjnym niebem
kapitalizmu zadowolonej z siebie Ameryki
jak ryba w wodzie
pszczoła w lipcu w ogrodzie kwiatów
On bohater drugiej wojny światowej
przeszedł szlak bojowy od Lenino
do Berlina za każdą bitwę za triumfalny
pochód na zachód płacono mu wódką
błogosławił nią gardło tak wielkie jak
krater wulkanu pełen ruin popiołów i gruzów
odznaczony tuzinem medali i orderów
A jednak tchórz nie powiedziałby że Ameryka
jest największym
zagrożeniem dla Ameryki
że Ameryka stała się amerykańską drogą
życia
że Ameryka oddycha pieniądzem
śpi snem nazbyt najedzonego
czy słyszałby dziesięć tysięcy ptaków
zięby drozdy sroki radośnie tańczące
o świcie pomiędzy rzędami winorośli
śpiewem pod niebiosa przypominają
o swoim istnieniu
czy spałby smacznie i nie spoglądał wstecz
trzymając kielich Cabernet Sauvingnon —
króla czerwonych win o smaku czarnej wiśni
albo Pinot Noir o smaku eterycznym
w czasach pokoju mówił bez nuty melancholii
głosami zabitych w mundurach w deszczu
na śniegu lub w upale słońca i ogniu płonących
czołgów nigdy nie był nieśmiały przy każdej
okazji zakrapianej procentem opowiadał dumnie
historyjkę wojenną o mordowaniu Polaków
na Wołyniu o czasie młodości w czołgu zabijania
głęboko to wszystko zapadło w jego i mojej
pamięci którą jak torbę podróżną przewiozłem
przez ocean
Meksykańscy pracownicy sezonowi wołaliby
za nim… ty chuju na kaczych nogach
ty odznaczony
Medalem za Odrę, Nysę, Bałtyk
Odznaką Grunwaldzką
Medalem za Warszawę 1939-1945
Meksykańscy pracownicy sezonowi wołaliby…
Polacco ty złamany chuju…
Lo están llamando, hijo de putta
rozumiał szczęście inaczej niż inni
oni byliby dla niego małą gęstą chmurą kłębiastą
błyszczącą jak winogronowa kiść metalu
przemieszczającą się nad grzbietem doliny
od strony zachodniej i północnej pasmem górskim
Mayacamas
Nie lubił podawać prawej ręki nieżonatym
samotnym mężczyznom którzy się nią masturbują
on weteran wiedział co to znaczy
żyć bez kobiety rodziny długimi miesiącami
on odznaczony Za udział w walkach o Berlin
srebrny Order Virtuti Militari
Order Krzyża Grunwaldu
rozumiałby ich oni oddychali politycznym powietrzem
ciężkim jak dzwony kościelne i to że prawda ma
swoje granice i człowiek ma swoje granice
których nie można przekroczyć
Nie pomogły ani krzyże zasługi ani
medale za walkę o ojczyznę
Medal Zwycięstwa i Wolności 1945
starość wygasiła w nim ogień walki
jak każdy obywatel stał w kolejce za
wódką i papierosami na kartki
za mięsem i cukrem na kartki
jak potulny baranek wchodził w noc śmierci
oczy zgasły jak przelatujące meteory
zgnilizna komunizmu upokorzyła go na starość
poczuł się jak pleśń która wyrosła na ranie serca
nie był to koniec szlachetny i tragiczny
ból rozczarowania nie nadał jego twarzy
wyrazu sekretnej złotej maski Agamemnona
O winie i ojcu rozmyślałem w Napa Valley
latem 1988 roku trzymając Pana Boga za nogę
mając czasem uczucie że złapałem diabła za ogon
anioł stróż okładał mnie skrzydłem po pysku
mówił nie pij tyle nie pij tyle nie pij tyle
bo na wiosnę wyrośnie na tobie trawa i kwiaty
i zjedzą cię motyle…
112. Highway 1 from San Francisco to Los Angeles
Czyż Ameryka nie jest jedną wielką autostradą
do nieba emigrantów a jej piękno i magia
bogactwo pracy nie są magnesem dla nich
czyż piękno wężowatych linii autostrad wijących
się w cztery kierunki świata nie jest wpisane w krajobraz
one potężne kręgosłupy wielkie ramiona ludzkich
olbrzymów prowadzą do miast i stanów ułatwiają
swobodne oddychanie dwoma płucami szerokimi
zjazdami i podjazdami opowiadają historię Ameryki
sprzed stu lat nim została salonem świata tego świata
oglądanego nie przez wysokie pionowe domy ale
przez płaskie przestrzenie autostrad
Ameryka wciąż młoda kobieta zakotwiczona we
własnej seksualności i podziwiająca sama siebie
najpiękniejszą z milionami kochanków pragnących
ją utrzymywać płacić jej aby tylko ich nie odtrąciła
a ona nie chciała niczego nikomu zawdzięczać
przeświadczona o własnej wyjątkowości chciała
być godna nie tylko podziwu polityków i naukowców
bogaczy i emigrantów ale i wiary we własne możliwości
dla której nie było drugich miejsc zawsze i wciąż
liczyli się tylko i wyłącznie zwycięzcy
Najpiękniejszy zwycięzca Highway 1
z San Francisco do Los Angles
jest jak grecki chór składający się z milionów
aut na scenie wyśpiewujących liryczne pieśni
o bohaterach:
auta jako rój miodnych pszczół gromadzą się krążą
tańczą radośnie w promieniach słońca zawieszonego
nad Pacyfikiem
auta jako skorupy samotności a w nich nieszczęśliwcy
których miłość opuściła a teraz podążają w orszaku
bólu którzy nie mogą podać ręki jedynie podążać
za utraconą miłością
auta jako płótno malarskie w kolorze niebieskim
i białym z małymi kropkami czerwony czarny
autostrada jako metafora medyczna
taka olśniewająca i piękna
balkony albo tarasy z nich oczy podróżnych
powodują że usta same się otwierają podziwiają
majestatyczną przepyszną linię brzegową
fascynująca przyroda rozkoszują się każdym
oddechem powietrza zmiana otoczenia może
pomóc duch staje się coraz lżejszy i lotniejszy
Trudno wyobrazić sobie ten kraj śpiewając
o nim bez muzy autostrad narkotyków banków
JP Morgan Chase Bank of America
The Standard Oil Company tych co nie okazują
miłości ani zrozumienia dla słabych i biednych
to one kontrolują kontynent i życie jego
mieszkańców uwodzą ich tajemnicami że mogą
dotknąć wewnętrznej tajemnicy
są bardzo uprzejmi bo to nic nie kosztuje
wyniośli i bardzo zimni gdy pobierają opłaty
Trudno wyobrazić sobie tego ludzkiego giganta
bez emigrantów którzy wiernie mu służą ale
nie można go prosić aby był miły dla nich
skoro tylko oni stanowią dla niego dodatek
do głównego dnia w postaci sałatki warzywnej
i innych sukinsynów z planety małp
synów osłów i żmii którzy gonią
niebo gonią słońce tak jak fale goni
ocean którzy oblizując suche wargi nie rozumieją
dlaczego
Ameryka jest taka bogata nie poda im ręki
jak anioł stróż skoro oni tak mało zarabiają
dlaczego wpędziła ich w pułapkę życia
wielkości starej walizki dlaczego oni stali
się mrówkami idącymi swoimi autostradami
a przyjaciele ich rodzin trzymają za ich
powodzenie kciuki które przybrały kształt
klucza do amerykańskiego społeczeństwa
Adam Lizakowski (ur. w 1956 r.) — poeta, tłumacz (m.in.: Boba Dylana, Allena Ginsberga, Langstona Hughesa, Carla Sandburga, Lao Tse, Walta Whitmana oraz wierszy perskiego poety z XII w., Rumiego), fotograf. Studiował na Columbia College Chicago i Uniwersytecie Northwestern w Chicago. W latach 1981-2016 mieszkał w USA, Meksyku, Austrii. Były wydawca kwartalnika „Dwa Końce Języka” w Chicago oraz były redaktor naczelny miesięcznika „Razem” ukazującego się w San Francisco. Przez wiele lat publikował wiersze w paryskiej „Kulturze”. Ostatnio wydał tom poetycki Pieszycka księga umarłych (2022) oraz prozy Czesław Miłosz w Ameryce (2024).
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2025 e-eleWator . all rights reserved

copyright © 2023 – 2025 e-eleWator
all rights reserved