Skip to content

NADZIEJA ZOFIA WODZIŃSKA

***

Stoimy. Za oknem śnieżyca. Armagedon. Twarz zaczyna przypominać szybę — kropla goni kroplę. Szczecin Zdunowo, czyli jeszcze nawet nie Stargard. Godzina opóźnienia. Chce mi się palić. Nie ruszamy się o milimetr. Zatrzymani pośrodku niczego. Dwa pola i ta pierdolona plucha. Chcę do domu. Kap, kap, kap. Potok nie chce mnie opuścić. Konduktor, przechodząc między wagonami, patrzy z takimi pokładami litości i niepokoju, że z każdą minutą jest mi coraz bardziej wstyd. Nie płakałam przez ostatnie trzy lata. Dlaczego akurat teraz? W końcu ruszamy. Chcę do domu. Kap, kap, kap, kap, kap…

 

Buty

Kozaki, klapki, kalosze kotłują się na ulicach. Pojedyncze, wolne tenisówki pędzą przez miasta od peronów po starówki. Pary czekają na przystankach na właścicieli, po których ślad zaginął. Monika zostawiła mokasyny pod monopolowym, pijąc moeta w sylwestrową noc. Szymon rzucił sztyletem w szarego szpaka, trafiając w szyld warzywniaka. Basia powiesiła białe, komunijne baleriny na płocie, aby nie pobrudzić ich błotem, grając w berka. Obcas kowbojek Kornelii kolektywnie ścierał się do korzenia, aż w piątek odpadł kompletnie. Martensy Marka marzną na stacji masakrycznie poturbowane po upadku z plecaka. Japonkę Janiny wciągnął jasny piasek plaży miejskiej. A chodaki Horacego wybrały się na spacer i chodzą chodnikami Chorzowa już cholernie długo.

 

Szczotka do włosów

Pierwszy dzień
Jestem zbyt zmęczona, żeby się uczesać.

Drugi dzień
Uczeszę się, jak będę myła włosy.

Trzeci tydzień
Patrzę na nią. Patrzę w lustro. Płaczę.

Czwarty tydzień
Drapię się po głowie. Cała swędzi i boli. Łój przeistoczył się w żel, który trzyma włosy w równym pionie, podążającym za linią gumki. Przyjeżdżam do domu. Staję w progu. Płaczę. Mama mnie widzi, przytula. Jest wyższa ode mnie, więc trzymając moje skronie, czuje smród przeciekający przez koka. Idę się położyć. Nie mam na to siły. Woła mnie do salonu i widzę ją. Drewniana rączka i cała armia igieł. Siadaj. Płaczę. Stara się nie ciągnąć, tak jak to robiła przed wyjściem do przedszkola, ale za każdym kołtunem rosną dwa kolejne. Prowadzi mnie do wanny. Płaczę. Rozbiera mnie i każe usiąść. Wzięła ją ze sobą. Podaje herbatę, każe wypić póki ciepła. Płucze mi włosy i topi je w jakiś smarowidłach. Udało się. Zawija mi turban. Całuje w czoło i przynosi świeże ubrania. Idę do sypialni. Płaczę.

Pierwszy dzień
Jestem zbyt zmęczona, żeby się uczesać.

 

powyższe teksty powstały podczas warsztatów prozatorskich z małych form narracyjnych, na studiach pisarskich pierwszego roku na Wydziale Humanistycznym US, prowadzonych przez Tomasza Majzela

Nadzieja Zofia Wodzińska — studentka studiów pisarskich na Uniwersytecie Szczecińskim.

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2025 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2025 e-eleWator
all rights reserved

Przejdź do treści