Skip to content

PAWEŁ NOWAKOWSKI

T2

Tryton, syn Nepurlsona i Amfetaminy, czyli kwartał zwiększony lub kwintał zmniejszony (zależnie od miejsca, czasu i prędkości przemieszczania się znaków grafficiarskich dźwięków muzycznościowych między stopniami schodów, ruchomych lub stałych, na wolnym powietrzu lub zniewolonym, w zakładzie otwartym lub zamkniętym, niekoniecznie państwowego monopolu gir pojedynczych lub mnogich), też lubił zapach konwalii z Kornwalii. W nocy, gdy musiał wstać i uspokoić łazienkowymi zaklęciami, chodzący własnymi koleinami w równoległej rzeczywistości, osobisty pęcherz, podchodził do piwowskiego, z ceramicznej serii rodowodów cywilizacyjnych, garnca, pełniącego rolę patetycznej donicy, i odkorkowując nozdrza, pochłaniał konwalijlny bukiet średniowiecznych, wymyślonych podczas korolińskiego renesansu i kamilowego rokoko, automatycznych ziół, zbieranych wraz w wieczorną rosą do plazmatycznej koszałko-opałki ze stali nierdzewnej, by zioła nie utraciły żadnej drogocennej śrubki, muterki czy przekładni.

Wtórował mu izotop wodogłowia, machający wietnamskimi narzędziami do rozdrabniania gleby do zakapturzonych na écru po gujańsku i obłędnie nieprzystosowanych do swoich czasów nieprzystojnych rycerzy, za każdą razą, gdy ci nieśpiesznie przechodzili obok magazynu z kolorowymi magazynami ilustrowanymi „Dwa protony i jeden neutron news”, drukowanymi na kredowej ciborze papirusowej z Aleksandrowa Kujawskiego. Przeobrażony wszechpodzielnością atom uwijał się jak w poniewolnym flegmatycznościowym ukropie, pękającym od nadmiaru ropy kalifacie europy, w komisariacie psychiatrycznym, gdzie tektururuowe kremowe fiszki przestały pełnić rolę kremu, a przypisane zostały do dinozaurystycznego leczenia sztucznych problemów z odorem, gdy ozór kręcił z wodorem, a konwalijny wasal protu z dwubiegunową bożonarodzeniową cukrową laseczką.

Raz na godzillę i sześć minotaurów dołączał do nich salamandrowaty młodzieniec spod znaku klonów, objęty ochroną prawną na mocy Rozporządzenia Ministra Defensywy Złomowisk, Zapasów Nadnaturalnych i Wymuszonych, wciąż skaczący na boki jak zdradziecki związek kolegiacki lub patoregulacja emocjonalności podbrzuszeń układu recenzyjnego syndykatu zbrodni mózgowia i rdzenia jądrowatego, w połyskującym na srebrno i czarno, w zależności od tego czy się stanie, usiądzie, położy, czy przeniesie na łono Abrakadabry, Y-shircie ze skóry pradziadka traszki helweckiej. Młodzieniec na co dzień sprzątał lasy z łoju, porcelanowych pieluch, odgęsiaczy, paragonowego mięsiwa i morderczych kartonów. Do azbestowej izdebki trafiał zmęczony jak aktorka filmów poligraficznych, czarno-białych z dodatkiem cukru, identycznego jak nudystyczny, czy jak majsterklepka, z całych sił sabotujący budowę nowego drapacza miriad, ale niestety, magisterka inżynierka konstruktorka zastosowała współczynnik trzy, przez co szarańcza dupoloperów poległa na kosztorysie inwestorskim w edytowalnym pedeefie, na skraju rozpaczy i krawędzi wygasania motywów kluczących lamentyzatorów. Balsamem więc były dla niego strzeliste konwalencyjne bicze.

Trzy razy rzadziej pojawiała się klasterka, superkomputerka z miasta Brak, składająca się z 3214 procesów, 38568 rozpraw i 1607 posiedzeń, podczas których dębowa ława parolowatych szydełkowała nauszniki dla słabosłyszących, którym żaden konował nie zezwalał na szansę na wegetatywność do emerytury, poszukująca nowych rozwiązań na związanie dużych grup w jeszcze większe grupowiska, tak by w efekcie finalnym nie było grup, tylko jedno zgrupowanie przed każdym pojedynkiem meczetów, bez żartów, wyzwisk, obrażania poczuć relignijnych i innych pozakręcanych prostot. „Nie będzie wolność pluła nam w twarze”, mawiała, po czym hardo, z pychotą, uwzględniczała priorytetowe symulowane eksperymenty, by było drożej, gorzej i wolniej, czyli tak jak wszyscy chcą, tylko nie powiedzą, bo wstydzą się, boją, wszystko mają pod pachą i dlatego swąd konwalii jest taki olśniewający.

A potem, w czwórkę, od terminu do chwili, od epoki do wieku, od maczugi do pocisku hipersonicznego, od ariala do times new romana [tego konia], gdy przypałętywał się kurduplowaty wzór matematyczno-fizjogramatyczny, gdzie zamiast znaku równości nieznany nikomu symfonik wkomponował alternatywny symbol niewspółrzędności, śpiewali na głosy adamistyczne humoreski akermańskie.

Aż nadchodził czas na wyżerkę.

Paweł Nowakowski — Triton, trzeci sezon piątej serii niejonowych surfaktantów.

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2025 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2025 e-eleWator
all rights reserved

Przejdź do treści