ŁUKASZ SZARUGA
Descensus ad Inferos (Kondakion)
Troparion:
Oto Ten, co w szranki rzucony po postradaniu wzgardzonej, zmysłowej powłoki, pośród cieni umysł opasujących, ciszy skosztował martwej, strawy widmowej, mrokom oddany Szeolu.
Pieśń 1.
Hirmos: W ogniu zwęglone po dziedzinie się błąkają nieurodzajnej szczątki cielesnego bytu, za Duchem lamentem się zanoszą, co żałość by uśmierzył rozproszenia w pojednania euforii. Martwe nadzieją, rzeczy ziemskich niepamiętne, czekają tego, który w miłości je zjedna.
Stichos: Duch podniósł się z martwych, z substancją mroku pakt zawarty!
Pieśń 2.
Hirmos: Nie przekroczycie progu krainy, gdzie antynomie, w bolesnej zwarte przemocy, rozsupłają okowy i w Jedni przymierza przezwyciężą bezwład nocy!
Błędny sunie Duch przez bezdeń pustaci, żałośnie skargę podnosi, na spotkanie nie wyjdzie braci, bliźniego stopa nie odciśnie śladu na posadach granitowo niewzruszonych, On to dla żywych — milczącym, opustoszałym grobem.
Hypakoe:
Radamantys: Ujrzałem Go, cień bezkształtny niby chmura burzowa ociężale sunący. Harmonie tonów nie wybrzmiewają tu, w toniach mętnych nocy; memu wezwaniu jednak posłuch dał: Oblecz się w szaty majestatu królewskiego, o błędny i rozdarty, udrapuj purpurowe materii ze słońca blasków utkanej fałdy na reliefów wzór, na ścianach wyrzezanych tego grodu cienistego. One to obelgą bodą niczym puginał krwią rozgrzany, dusza zaś ablucjom poddana słodyczą błogosławieństw warg zjawę ucieszy.
Pieśń 3.
Hirmos: Minos — Huk rozbudzonych ekstaz zaklętych w mgławicy bezdech zmysłów przerywa miazmatem ogarnięty odrętwienia poszum widmowego bezkształtu. Wolę Duch począł na grani krzesać swej kaźni, cieniem pokryty krzyża chwiejącego się pod morowego tchnienia podmuchami. Z nadbrzeży sądu podniósł srogi tembr powleczonych pianą pradziejów niesytych wcielenia. Duch oto w niedoli wzrastał. A przed nim wraz z kurzawą ech żałośnie niosących skargi, wydobył się przeciwny mu zew, skowycząc, naturą odmienny biegunowo.
Pieśń 4.
Hirmos: Ajakos — Katakumb pieśniami zadęła pustać z mocą tysiąca miechów, wydęła się i w szale huraganowym z Duchem wadzić się poczęła, na szczęty rozdzierając jego eteryczną powłokę. Co zjednoczenia ma zaznać, przez śmierci młyny zmiażdżone postać zyska w życie nowe wcieloną.
Ikos: Obaczcie, kto z ciemnic grobowych z szumem się wzbił kaskad księżycowych! Kto, niczym Orfeusz pieśniarz, na świat podobłoczny wzniósł lica snu powleczone suknem, a niby Zagreus z cząstek zebrany, naprężył z mocą hardą postać zrodzoną! Tożsamość nieskalana, co podmiotu i przedmiotu różnicę znosi, przeciwieństw zjednanie, za tyrsu jego energicznymi świstami dusze wiodą, za Intelektem wyrwanym z nocy Szeolu, co wadził się z Duchem bratnim, a wrażym mu, w martwotę padł zmorzony, by w żywocie wzrosnąć ponownie!
Eksapostilarion. Isomelos: Błogosławiony niech będzie Intelekt, co napięcia antynomii zjednał. Śmierć go obaliła ku cieniom, bezdrożami błądził Szeolu, by na światło międzyobłoczne wyrosnąć niby pąk, co miłośnie skłoniony ku Słońcu, okwiat ukazał. Nad nami miej zmiłowanie, byśmy i my, boje wiekuiste wiodący, sfer podksiężycowych błędni tułacze, od śmierci grozy wywikłani, z życiem się pojednali!
14.04.2024
I
Gnilny rozpowija się klęsk korsarz
zawija w
wyprzęga przez zarazę odmienności trans
grań wieczystą zasięga
przez
trąd
wprzódy udolny, w grę wtrany wtąd.
Do brzegu wielkości dobija
wydziela się z cielska obfitości
żmija pod osąd poddana cielesnej
zatraty. W zachwycie pretensje rości
do wydarcia uniwersum jego samotności,
Daktylów w osuw głuchy wcielonych
groty Idajskiej omam się roi gronych
winoroślą soczystych pleń, dobiega głusz
z szorstką ruszających jutrzni pień mnie
gromada Saturnalia wcielająca w dziejów
prawa. Soczyste rozszały
bachantki to strawa
dla snu wcielonego
w „teraz” odwieczne bytu
wyklętego przez ratio
II
Odmęt granice nieprzeparte przestąpił gniewnie
na przyboju fal wezbranie Zefira głosi posłowanie
z grzywiastych fal atrament tłoczy i w podniebnie
rozpostarty inkunabuł sączy wieszcze oznajmianie.
A o tym wieści, z pradziejów nocy
co początek bierze i niby w puszczy utajone
roi się kaskadą mów w jeden chór obłoczny,
nieprzenikniony, tak owo obcych pomruków wmodlone
w pozmroczne cienie dusze chłodem owiewa.
Z odrętwienia lodowego plecie
gorejące ściegi jego
z prakształtu kowadła adamowego
zaś manicznej iskry ferwor niecie.
W zawody z dyktatem ratio idącej
w drzew płody granit obróciwszy pojęć
moc strawy oskomę jej łani sycącej,
ziemi tej nocy poddana każda piędź
Światłonośnej pośród Lidii szczytów.
Lądy w bezczas stężałe od eonów
pląsy obserwują łun wiodących pod skłonów
modrych rozprzęgu arabeski od cieni gorejące
opoką rozlanych po horyzontu linii krańce.
Grę obserwują bytów istoczących potokami
się pożarnymi w pojęć czystych nieujętą
okowy, Panią Chtonia zwaną susami
sunącą przełęczy skalistej krętą
ścieżką, jak jej prakształt pierwotną.
Gdy prądy słoneczne taflę obiegną
załamując się o szkliście połyskliwą
tkankę i, substancji odmiennej, legną
wpoiwszy się w jej nieugięte spoiwo
oku się jawiące nierozdzielne —
tak jaw myślowy — pierzchające ogniwo
w fenomenów zmysłowych, nieodmienne,
odmęt zapada, jakościowo, w rozkoszy
tożsamości. Ona zaś niczym świtu dziecię
z opoki wszechbytu twórczej skrzeszone niecie
czerwcowe Jutrzenki rozszały i płoszy
cienie nieproszone chyżego Kronosa.
Wzdyma pierś niewieścią nie-skrytości
rześkie powietrze, wiedzie płowowłosa
łanię w rubieże górskich włości.
Porządek przedustawny poświatą miesiąca
bujnością po szyi mocnej się rozlewa
nieskowanej radości, a świętowania gorejąca
doby niesytość, niepomna przeszłości śpiewa
oto bez tchu z kolebki preegzystentnie
odwiecznej żar czerpiąca feerie
głosem wiodąc iskier pod strop
rozgwieżdżony. A zaśpiewem przeziernie
krępuje każdy zwierzęcia ofiarnego krok
ostatni postąpiony wszak poza granice
ołtarza więzi nie zerwie, szczelina za ciosem
kolejnym kark płatającym oblicze
swe rozwiera, ono bowiem podniosłe
zbratanie ujawnia ofiary z życiotchnącym
płucom wszechrzeczy ofiarnikiem, wieszczące wiosnę
u śmierci stóp, bachantki tany płoniszcze
z dziecięcym szałem trwonienia się bratające.
Ninie Światłonośna Pani i ofiara w wiekuistym Teraz
zgorzały, sytością życia bujnego darzące się wraz
w objęciach wiekotrwałych pochłania je Słońce
darami płodów swych wszechszczodrze gorejące.
24.12.2014
Łukasz Szaruga (ur. w 1991 r.) — poeta, grafik komputerowy, sporadycznie artysta plastyk. Absolwent UJ na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Mieszka w Krakowie, pochodzi z Kielc. Wiersze publikował w „Projektorze — kieleckim magazynie kulturalnym” oraz na stronie www.szuflada.net. Wydał tom wierszy: Gnothi Seauton (2018).
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2025 e-eleWator . all rights reserved

copyright © 2023 – 2025 e-eleWator
all rights reserved