Skip to content

JAKUB ZĄBKIEWICZ

jeszcze

w pierwszych latach twojej śmierci nie pytałem
o pewne sprawy bądźże ciszej synku
wtedy nosiłaś dwa aparaty słuchowe więc mówiłem głośniej
kiedy radio tranzystorowe ultra w ojcowym kącie
traciło fale i już tylko słuchałem pieśni
„z dawna polski tyś królową”
w sobotę pomożesz tacie układać drewka i nie biegaj
do późna z kolegami
wróciłem szybciej płakałaś później krzyczałaś
i znowu płakałaś schowałem się w szafie
ty też będziesz głuchy ty też będziesz
wymsknąłem się jak już było ciemno ona spała twardo
na stole w kuchni zmoczone łzami wyniki badań
trudno było rozczytać
dzisiaj synku bądźże trochę ciszej a jeśli bóg
pozwoli poumieramy jeszcze

 

bramy zakładów pracy

gdyby robotnicy przystawili muszlę do
ucha, co by usłyszeli? pewnie to samo,
szum jak dźwięk agregatora i słońce
łechtałoby czerwoną skórę.
było napisane tak: praca czyni wolnym,
więc po co nam brzeg morza, o bogowie,
spuśćcie na nas kary,
w transporcie pracowniczym jedna
butelka na trzech rozbudza śmiałość.
nasza podróż jest czarna, tak samo było
w zeszłym roku, powiedzieli starsi,
ty zostajesz z nami. już za późno,
żeby tłumaczyć, lecz powiadam, czytajcie
napisy na bramach, bo ja widzę słabo.

 

niemowa

opowiedzieć o sobie żeby to miało ręce
ze wszystkimi palcami dłoni i żeby palce nawet
jeśli w delirium lub złożone w amen
dokończyły za mnie
bo nie wiem jak mówić
proszę
dorysujcie mi aureolę
przebijcie bok na krzyżu
załóżcie królewskie szaty
wystrzelcie salwy w gwiazdy wyjawię
tajemnicę i zerwę
pakt z diabłem
bo wiem już wszystko
nie jedzcie kapusty w której porzucił mnie bocian
nie liczcie sekund między piorunami ani
wymyślanych co noc owiec
nie mnóżcie przez zero
wtedy zacznę mówić

 

po dłoniach mnie poznacie

szedłem i wydawało się jakby zima nadeszła
tak nagle mróz i pękająca skóra na dłoniach
ciepła krew
płynąca korytarzami linii papilarnych
słodki strumień wytarłem ustami a było lato
matka zbierała ogórki nie wiedziała
bo skąd miała wiedzieć
zacznie padać deszcz a wtedy wrócę
zbiorę pranie rozwieszę na strychu
byle nie poplamić nowych pościeli
ojca w domu nie było
jeździł po budach rowerem bez parasola
pewnie zatrzymał się u Werfla i dobrze
zdążył przed deszczem
zdążył być ojcem i mężem i dużo modlił się
o ten deszcz aż matka wróciła do ogórków
i przyszła zima moje dłonie nie kłamią

Jakub Ząbkiewicz (ur. w 1996 r. we wsi Brzozie Lubawskie) — absolwent Katowickiej Szkoły Filmowej. Mieszka w Katowicach.

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content