KAZIMIERZ BRAKONIECKI
Zeszyt Gotlandia. 4
SOBOTA, 24 III 2001, słonecznie, ale i zdecydowanie cieplej
W katedrze w południe koncert na organach z chórem. Muzyka nowoczesna, niespokojna, emocjonalna, poruszająca. Okazało się, że to utwór genialnego Benjamina Brittena. Następnie do muzeum, do niesamowitych stel kamiennych, nagrobnych. Erotyczna sylwetka kobiety (bogini?) z wężami w uniesionych rękach (jak w mitologii hinduskiej). Może to Freja, bogini wojny, pożądania miłosnego. Zresztą bogiń w mitologii skandynawskiej było dużo. Podział na pierwiastek męski i żeński był w tej religii bardzo istotny. Boginie hinduistyczne też były „dwubiegunowe”, zresztą każde wielkie bóstwo przyciągało i odpychało mocą sakralną, a tym bardziej Wielkie Chtoniczne Boginie-Matki, które należało przebłagać i zaakceptować ruch cykliczny natury. Nietzsche też ogłosił mit wiecznego powrotu, ale chyba nie myślał o nim jako o czymś jednoznacznym i oczywistym, jako pochwałę tego, co po prostu się wydarzyło i wraca. Powyżej bogini znak swastyki (słońca): obroty życia i śmierci. Żmije jak kałamarnice. Muszę powtórzyć sobie germańską mitologię, runy.
Gautatyr to Odyn/Wodan. Władca Walhalli, świata podziemnego.
Monety arabskie, rzymskie, niemieckie, szwedzkie, gotlandzkie, bizantyńskie, prawdziwy skarbiec. Handlowano intensywnie pomiędzy Północą z Południem, Zachodem a Wschodem. Niesamowicie bogata w średniowieczu (XI-XIV w.) Gotlandia. Punkt odpoczynku dla krucjat, pielgrzymek z całej Skandynawii. Handel hanzeatycki. Majętni kupcy, rolnicy (bydło). Także przystanek dla bałtyckich piratów.
Niedaleko od Visby znajduje się cmentarzysko wikingów (800-1050).
Rosjanie na początku XIX stulecia na krótko zajęli Gotlandię! Wycofali się, lecz zatrzymali Finlandię po 1807 (traktat w Tylży, dzisiaj Sovietsk nad Niemnem). Lodowiec, kamień gotlandzki, ciosy gotlandzkie…
Obiad w restauracji po południu, zimne powietrze powiewa, weekend, dużo rozbrykanych szczęśliwie dzieci.
Wieczór: pisanie wierszy: „Kiedy tak stałem rozproszony pod przejrzystym niebem”… Albo: „Ptaku niewielka materia czułości leć i gwiżdż…”.
Kościoły z piaskowca (południe wyspy) i z wapienia.
Homonoia: zgodna jedność, harmonia polityczna: Aleksander Wielki.
Cosmopolis — światowa wspólnota (Epikur, Zenon).
Pax oecumenica — pokój ekumeniczny (wspólnota wiernych) .
Kosmopolak. Kosmograf. Kosmopoeta. Conrad, Bobkowski, White, Brakoniecki.
Niedziela, 25 III 2001, poranek, obłoki, chłodne powietrze, przedwiośnie
Kalk — wapno, kalk — kielich; kalkabrott — kopalnia wapnia/wapienia (stąd cementownie); kalksten — wapień.
Sandsten — piaskowiec, sandstrand — piaszczysta plaża; santag — kopalnia piasku, strand — brzeg, plaża. Margiel — biała, szara skała.
Ten „mój” gwiżdżący i sympatyczny ptak to ostrygojad!
Jest 13.30 — powrót. Przy frontowych drzwiach owionęło mnie dziwnie zimne powietrze. Jak znak jakiś. Jakby od dołu, z tej doliny, w której siedzi i wypuszcza swoje wieże pobliska i jednocześnie daleka katedra. Dwie mewy nad głową, krzyczące „hej”.
Popołudnie i wieczór Całość i nieskończoność Lévinasa. Tego filozofa podczytuję od lat, pochodzi z rodziny żydowskiej mieszkającej onegdaj na Litwie. Jego rodzina wymordowana została w Kownie pod koniec czerwca 1941 roku przez antysemicki motłoch litewski. Filozofia jego jest mocno „żydowska”, a raczej starotestamentowa i jakoś ewangeliczna z powodu symboliki Twarzy (miłość bliźniego). Mesjanizm podmiotu odczuwającego bliskość bliźniego i mesjanizm wspólnoty ludu sprawiedliwego. Bardzo jest mi bliskie takie sformułowanie, że metafizyka to stosunek do Innego, to aktywne, aprobatywne odnoszenie się do Innego. Bardziej sprawiedliwość niż wolność (tutaj mam wątpliwości). To nie jest humanistyczna filozofia dialogu Martina Bubera, to pochwała życia aktywnego w niebezpieczeństwie wyboru losu, to fundamentalna zasada bytu, mimo iż jest w wyborze egzystencjalnym subiektywna. Byt jest pragnieniem i dobrocią (?). Stosunek ojciec — syn to wątek starotestamentowy (nie lubię, bo pamiętam o Abrahamie i Izaaku!). Pluralizm bytu: Ja i Ty. Odrzucenie abstrakcyjnej podmiotowości Kierkegaarda oraz ontologii bezosobowego rozumu Hegla (historia, społeczeństwo: Hegel i Marks) — to mi odpowiada. „Transcendencja jest transcendencją Ja. Tylko Ja może odpowiedzieć na wezwanie twarzy”. A jednak bardziej radykalny projekt Ja-Ty, Bóg/Jezus jest drugim człowiekiem, dostrzegam w bezkompromisowej etyce (polityczno-egzystencjalnej) pastora Dietricha Bonhoeffera powieszonego na haku wiosną 1945 roku w Berlinie. W tym rozumieniu przesłanie ewangelii Jezusa jest silniejsze etycznie i radykalniejsze niż przesłanie jakiejkolwiek księgi hebrajskiego Starego Przymierza i etyków dwudziestowiecznych opierających się na filozoficznym dialogu. Starotestamentowe pojęcie Jahwe zginęło w Zagładzie zagazowane. Nie do zaakceptowania jest twierdzenie, zgodnie z opinią niektórych ortodoksyjnych sekt żydowskich, że sam Jahwe „chciał”, aby Niemcy ich eksterminowali w tajemniczym planie boskim za „grzechy i wypaczenia”. Dlatego w diabelski sposób są w tym planie usensownieni! Straszne! Nie do przyjęcia! A nasza w tym rola, w tym planie egzekucji? Obojętnych świadków albo gorzej nawet? Bez znaczenia w narodowym planie zbawienia Izraela: to brudne tło.
Wyszedłem i wróciłem: miał być koncert w katedrze, nie odbył się, (może źle zrozumiałem), wychodziła grupa wiernych ze spotkania parafialnego. Zapaliłem świecę (5 koron) w intencji tutejszych żywych i umarłych. W domkach widać zapalone w środku lampki przyokienne. Czysto, pusto, spokojnie, ładnie. Bardzo mało zasłon. Norma to oświetlony, prawie pusty pokój. To na pokaz, mieszkają od podwórka? Dziwne wrażenie. Miasto-muzeum.
Czytanie notesu ze scenkami.
PONIEDZIAŁEK, 26 III 2001, słońce, słaby wiatr od północy
Najdłuższy spacer kamienistym brzegiem, klifem, w górę zbocza i w dół nad wodę. Początkowo morze jak jezioro, potem nieco silniejszy wiatr i woda się ożywiła. Wreszcie udało mi się pokonać suchą stopą to trudne przejście między klifem a falami — wcześniej zalewane. Znalazłem się ze dwa kilometry dalej, dotarłem do sporej zatoki, skąd miałem widok na potężny przylądek (wapienny?). Poczułem się ponownie szczęśliwy, że przebyłem tutaj wspaniałe tygodnie w samotności, skupieniu, natchnieniu. Nie zawsze to się udaje, nie jestem maszyną do pisania. Spektakl morza, nieboskłonu, architektury. Sosny, kosodrzewina, siwa trawa, porosty. Ślady po ogniskach. Nikogo. Mewy, wrony, kormorany. Wielki samolot pasażerski, który trzykrotnie podchodzi do lądowania. SAS. Niebieski frachtowiec na linii widnokręgu. Powolutku sunący zielony kontenerowiec. Szybki jak ślizgacz prom Destination Gotland. Schodzę tym razem parowem wyschniętego potoku. Wracam, wchodzę do lasu, droga prywatna, nie ma przejścia dalej, domki, zatoka, znów domki, widać ten przylądek, to koniec, zawracam.
Znowuż port, parkingi, siatki, kamienie i głazy, kaczki, łabędzie, szosa, która biegnie opodal. Twarz mnie piecze od wiatru (może i od słońca). Obiad w restauracji, dwóch chłopaków w krótkich koszulach na ulicy. Na pamiątkę pobytu mam znalezioną na brzegu kamienną Wenus z wapienia. W księgarni kupuję wydanie angielskie monografii Muncha. Po raz pierwszy widziałem w samochodzie policjantów.
Przed snem nagły impuls: wiersz, dobranoc.
WTOREK, 27 III 2001, chmury i słońce, wiatr słaby z zachodu
Ko-Hanka dwukrotnie odezwała się w moim „prorockim” prawym uchu: „Kaaaziik!”. Może medytowała.
Zorientowałem się, że mój zegarek spóźnia się o godzinę, widocznie była zmiana czasu z zimowego na letni, dlatego spóźniłem się na koncert!
Silny przymrozek rano, jak zwykle, gdy nie ma zachmurzenia. Morze jakby się cofnęło w kilku miejscach. Dzisiaj przechadzka w prawo od siedziby, gdzie ruiny kościoła szpitalnego. Aleja do morza. Droga dla pieszych i rowerzystów. Duży, miejski cmentarz. Ład i porządek. Żadnych wystających mogił. Wszystko zrównane z ziemią. Drzewa przycięte wzorowo. Korony kuliste. Szum spokojnych fal. Kaplica i krematorium. Z boku odłożone i oparte o mur tablice nagrobne w zupełnie dobrym stanie. Niektóre starsze groby w kiepskim raczej stanie. Dwa kamienie nagrobne spisuję:
Ida Lindgren 1889-1955
John Stenberg 1882-1920
Sofia Stenberg 1850-1920
Wracam, w ogrodzie botanicznym kosy, spokojnie żegnam się z Bałtykiem i miastem. Kupuję żonkile dla pań dyrektorek ośrodka. Sprawdzę godzinę, pokój posprzątałem rano. Zegar kościelny wybija godzinę, taka sama jak na moim zegarku. Plecak mam ciężki: książki i kolejna butelka wina.
Teraz notuję na pokładzie promu, jest 16.30. Nie było żadnej kontroli. Z fotela widzę Visby, katedrę, starodawne bramy miejskie w silnym słońcu. Motory zaczynają pracować. Wspominam ten prawie czterotygodniowy pobyt. Dużo przeżyłem, z nikim prawie się nie kontaktowałem, żyłem skupiony i rzeczowy. Jestem naładowany jak transformator. Na tym wielkim pokładzie z fotelami lotniczymi jest zaledwie kilka osób w różnym wieku. To ósmy pokład. I jeszcze jeden wiersz reporterski o tym, gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Drgania kadłuba, dymi komin (widzę jego cień na betonowym nabrzeżu). Jest 17.23 — odpływamy. Na parapecie okna napis: Sverige at Svenskirna! Słońce powoli zachodzi. Visby-Nynyshamn to zaledwie 148 km na zachód. Zaglądam do Muncha, który urodził się tego samego dnia co ja: 12 grudnia. Jest godzina 22.00. Dopłynęliśmy do kontynentu. Przenocuję w hoteliku na górze nad agencją Pollferries. Prom rzęsiście oświetlony odpłynął z powrotem do Visby o północy. Jak na filmie Felliniego.
ŚRODA, 28 III 2001, rano
Pojawił się nowy prom z Visby „Gotland”, ten szybszy, mniejszy. Pięknie manewrują te kolosy, aby zacumować. Nie widziałem go wczoraj w Visby: „W kawiarni przy oknie, pijąc czekoladę i jedząc cookies chrupiące jak w Paryżu albo w dalekim Porcie Alberta w Kolumbii Brytyjskiej…” — notuję wrażenia i obserwacje.
Wychodzę na miasto trochę pozwiedzać. Jest tu stacja kolejowa, z której można dostać się szybko do Sztokholmu. Zimniej tutaj niż na wyspie. Trochę śniegu. Port turystyczny. Ruch ptactwa na wodzie i w powietrzu. Chyba mogłem przypłynąć nocnym promem, żeby być tu rano, nie zorientowałem się. Trudno. Wracam do portu promowego, jest południe. O 13.00 odpływamy „Silesią”. Zaokrętowany jestem w kabinie na pokładzie piątym (203). Jest toaleta, prysznic. Jestem głodny, idę do restauracji.
CZWARTEK, 29 III 2001, godzina 10.00
Widzę Hel (Hel, nordycka bogini krainy zmarłych), siedzę w holu, nie ma zbyt dużo pasażerów. Port, dworzec i pociąg do Olsztyna po południu. W notesie mam liczne szkice wierszy, wynik medytacji w ruchu (poezjonośny).
Kazimierz Brakoniecki (ur. w 1952 r.) – olsztyński poeta, pisarz, tłumacz poezji francuskojęzycznej, animator kultury, kurator wystaw sztuki polskiej XX wieku, współzałożyciel i jeden z liderów pisma, stowarzyszenia oraz fundacji Wspólnota Kulturowa „Borussia”. W latach 1995-2018 dyrektor samorządowego Centrum Polsko-Francuskiego Côtes d’Armor Warmia i Mazury w Olsztynie. Otrzymał m.in. nagrodę im. Stanisława Piętaka (1991), paryskiej „Kultury” (1996), Ministra Kultury (2002), Laur UNESCO (2007), Literacki Wawrzyn Warmii i Mazur (2008). Ostatnio opublikował: tom prozy Historie bliskoznaczne (2008); książki eseistyczno-podróżnicze: W Bretanii (2009), Dziennik berliński (2011), Notes kurlandzki (2017), Dziennik olsztyński (2022); dziennik literacki Cudoziemiec (2018) oraz tomy wierszy: Ciałość (2004), Europa minor (2007), Glosolalie (2008), Obroty nieba (2010), Chiazma (2012), Terra nullius (2014), Amor fati (2014), Obrazy polskie (2017), Erodotyki (2018), Twarze świata (2019), Oumuamua. Atlas wierszy światologicznych (2022), Lekcja poezji dla zaawansowanych (2023).
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved
copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved