Bananowi chłopcy siedzą w więzieniach, Dobre jedzenie, z paczek od mamy, Wieszają za oknem, po zewnętrznej stronie kraty, Tam nie zepsuje się szybko, tak jak zepsuli się oni
Nie chcieli harować jak ich wapniaki, Woleli sprzedawać woreczki strunowe, Za szybkie i łatwe pieniądze Dano im teraz dni powolne i znojne
Gdzieś tam za murem zostały Czasy beztroskie i ciuchy markowe, Pierwsze samochody, za pieniądze taty, I te studentki, co pierwsze pisały, I babcia, co myśli, że teraz oni też na studiach
Biedny jest banan, co między zgniłe jabłka trafi, Zgrzyta zębami przy metalowym łóżku, Gdyby wiedział wcześniej — ręce od pracy by nie bolały, Albo hajs matki starczałby z nawiązką, Czasu nie cofnie, a prokurator nie cofnie wniosku
Gdy katar miał, to starzy bardziej mu współczuli Niż tej katorgi psychiatra tu w ambulatorium, Tylko pigułki sznur z dala trzymają I nie wie, czy żal matki jeszcze kiedyś zobaczy.
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZgodaPolityka prywatności