Skip to content
e-eleWator zachodniopomorski miesięcznik literacki

PIOTR GAJDA

Życie na innej planecie

Nie będzie handlu w niedzielę, kasy nie będą pikać
i wypluwać paragonów, suma nie będzie się zgadzać,
podatek nie będzie pobrany, grosz do grosza nie zbierze się
w trzos, banknoty nie będą się lepić do rąk,
klienci nie będą czekać w kolejce do strefy pakowania,
widoczni w obiektywach kamer monitoringu     
transmitującego obraz w Kosmos do wysłanych tam wcześniej
sond, przesyłających na Ziemię skany obcych planet —
na których nie ma handlu w niedzielę, kasy nie pikają,
wypluwając paragony, podatek nie jest pobierany —
za to pod ich skorupami kryją się złoża mineralne warte tryliony
kredytów.

 

Dancing w katakumbach

Grunge is dead. Gajda is dead, gdy jego ciało
schodzi do podziemi. To mit, że nieboszczykom
rosną włosy, a szkoda, mogliby wyciągać się
z zaświatów jak baron Münchhausen z trzęsawiska.
Czy umarłym świat się śni? Wróćmy do preambuły,
ustawieniom fabrycznym składamy w ofierze
„a mulatto, an albino, a mosquito, my libido”.
I gdyby było tak, że życie to smak kropli dżdżu
na języku (a jednak!). Złe dni zabliźniałyby się w pamięci?
Zimny chów miłości rozplenia się w tkankach,
stajemy się kostkami lodu. Wróćmy do statystyki.
W szklanym domu szklanka whisky umiera
z pragnienia. Napalm nas, Morloku albo napalm
nami! Jeść światło, to znaczy się najeść? Ciemności
nie płacimy tantiem. Zamożniejsi od nas mieli
swoje kraje za morzami, my mieliśmy monitory.
Algorytm oblicza, że dożyjemy próżnego wieku.

 

Real-Time Operating System. Ready To Go

Na niebie gwiazdy, a pod jego stropem ja,
rozsypany jak oranżada w proszku,
przekłuty jak balon gumy do żucia z Kaczorem Donaldem.
Spróbuj objaśnić to programistom tego świata,
którzy są nie z twojego świata. Kurczak
wśród Ksenomorfów łypiący okiem
na podmieniony księżyc (teraz to Acheron),
z jedynym życiowym zadaniem zamiany 
na pokarm lub paszę (w zasadzie bez różnicy).
Oto jestem — człowiek w skafandrze
z wykonanym metodą sitodruku napisem
na plecach: „NAS[R]A” (chodzi o stosunek sfery
gospodarczej do populacyjnej drobnicy) —
wypełniający misję zadaną przez korporację
oplatającą tę udręczoną planetę ciaśniej
niż siatka południków i równoleżników. Epifania systemu,
ikonki obcych planet migające na ekranie,
pulpit, sufit, szkło, folia samoprzylepna.
Interfejs pomiędzy człowiekiem a maszyną,
w którym wirus nieodwracalnie uszkodził
sterowniki: suka Łajka miała więcej ludzkich
cech niż ci, którzy wysłali ją w Kosmos.

 

Stara Ziemia

Zagłada. Nieważne, jednostkowa czy zbiorowa.
Jak panu się to widzi? Przez lunetę, teleskop, pryzmat,
przydymione szkiełko? Ściana ognia, jakby ktoś
przyłożył zapaloną zapałkę do dyszy dezodorantu
(od razu zwizualizowało mi się dzieciństwo i zwęglone
głowy, tułowia i odwłoki potraktowane płomieniem
dla zabawy). Zanim ludzkie mrowie sczeźnie,
zabierze ze sobą do grobu tyle innych gatunków, ile się
tylko da. To nie deklaracja, wyłącznie wymieranie.
„Czy pan coś studiuje? Nie jestem aż tak małostkowy”.
Bezgranicznie ufam rządowym tarczom i widokom,
które rozpościera przede mną powiększająca się dziura
ozonowa. Porozmawiajmy o ubytkach. Najwyższa pora
powołać rząd cieni składający się ze zmarłych
i nigdy nie narodzonych. „Bardzo proszę kandydować
na mnie”. Opcjonalnie: atomowy grzyb, asteroida
dwa razy większa od kuli ziemskiej. Kometa z warkoczem
dłuższym niż miała Wanda, co nie chciała Niemca.

 

ApoCALYPSO Now

Matrix? Babilon? Hades? Mówi to coś panu?
Pan jest w zawieszeniu, w niebie, śni nas w malignie.
W alkoholowym zwidzie czekałem na apokalipsę,
okrutne lato kpiło z poddanych upałowi; nagłówek
lokalnego informatora wyróżniał się kolorem i wykrzyknikiem:
„Wykryto bakterie salmonelli w lodach CALYPSO!”.
Samochody na baterie, sztuczna inteligencja, legendy
o smoku i prawda o smogu, czarne złoto, czwarta wojna
światowa na pałki i kamienie. Kopcie, a będzie wam dane.
Poderwijcie z lotnisk samoloty, zbudujcie rakiety i rozpocznijcie
odliczanie, szukajcie igły w stogu Wszechświata.
Może uda się odnaleźć winnego, który rozdał małpom brzytwy.
Zamiarem był wiral, wyszedł wirus, czas odgwizdać spalonego,
nawet jeżeli jest się sędzią we własnej sprawie.
Tymczasem delektujmy się chwilą, dzielmy się butelką
Coca-Coli z rodziną, nie przekraczajmy dawki leku.
Głośmy prawdę, krzywym czułościom ludzkiego ucha ulżą
ulubieńcy bogów — nagłośnieniowcy. Niezależnie,
czy są chrześcijanami, wyznawcami judaizmu, muzułmanami,
buddystami czy ateistami, razem z innymi podejmą pieśń.
Jak wszyscy inni ze spalonych miast, z głodujących gwiazd.

Piotr Gajda (ur. w 1966 r.) — poeta. Mieszka w Tomaszowie Mazowieckim. Jego wiersze tłumaczono na bułgarski, niemiecki i rumuński. Wydał m.in.: Hostel (2008), Zwłoka (2010), Demoludy (2013), Golem (2014), Śruba Archimedesa (2016), To bruk (2018), Wiązania wodorowe. Wiersze wybrane z lat 2008-2020 (2021), O włos (2022), Goliat zwycięzca (2023).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content