Skip to content

WOJCIECH CZAPLEWSKI

Początek

1

„Krzyk budzącego się ptaka, nim noc zdejmie z ramion płaszcz mgły.
Pieśnią opiewaj początek. Brzask wydobywa horyzont,
Kluczem gęsi otwarta unosi się tama czasów”.

Wypiętrzają się wielkie wody południowego oceanu, pasma gór jak dostojne kamienne fale, wypiętrzają się wieże, zigguraty i kopuły świątyń. Wszystkim rządzi ta sama siła, gra ten sam rytm, symetryczny chaos, tętent krwi, dzikich stad i planet, a wszystko tańczy tak, jak rytm gra.

Toporami z krzemienia wyciosali i do pionu postawili wielkie prostopadłościany z kamienia, pokryli je reliefami, płaskorzeźbami zwierząt z gór, zwierząt z lasów, z oceanów i ze snów. Unieśli skalne bloki, ułożyli jedne na drugich, w kręgach wyznaczonych pulsem faz księżycowych i drogami błędnych gwiazd. Potem wszystko zasypali gruzem, kamieniami, piachem i kośćmi ludzi i zwierząt. Związali korzeniami traw. Bo tylko bogom wolno mieszkać w takich pałacach, co imitują niebo. A człowiekowi przystoi ciosać skały, rozpalać ognie i w porze zachodu w bębny bić.

 

2

„Siwa woda kaskadami płynęła od źródeł bijących u szczytów,
W każdej kropli odbijał się ogród, co od wszelkiej miał wolny być zmazy”.

Zieleniły się głębokie wąwozy i zbocza zstępujące ku żyznym równinom. Nad górskimi jeziorami wiatr tańczył w koronach cedrów, niżej rozsiewał słoneczne aromaty cząbrów, mirtu, zapachy zebrane na łąkach i leśnych polanach. Żywice jak mirra, jak nard, wilgocie, wszystkie kolory miododajnych kwiatów, chabry, pięciornik, dziewanna, kolonie owadów, cierpliwa grzybnia, wszędobylskie kłącza. Obłoki, ich chłodny cień. Ogród zasadzony hojną ręką Boga. Ptak uwił gniazdo w koronie drzewa. Pod prąd ustawiają się połyskliwe wrzeciona ryb. Szmer srebrnej wody, brzęczenie owadzich istnień, gonitwy motyli, szmer srebrnej wody i ani śladu śmierci. Dająca życie, karmicielka, za darmo, ile chcesz. Nad brzegiem kołyski unosi się pięć drobnych palców w kolorze dojrzałej oliwki.

 

3

„Kurz wznieca stopa najeźdźcy, włócznia zahacza o niebo,
Z którego wylewa się mrok. Wojownik okryty lwią skórą
Kładzie na brzuchu kobiety dłoń lepką od krwi jej dzieci”.

Kilka prostych praw. Nie zabieraj. Nie kłam. Szanuj. Nikt mi nie kazał dowiedzieć się, jak to jest zaprzeczyć i dokąd sprzeciw poniesie. To był wybór, chciałem się dowiedzieć. Przekonać się, czy się poważę. Sprawdzić granice wolności. Granice woli. Na to wyszło, że targnąłem się na porządek świata. A teraz ta krew woła.

Dym z twojego ogniska wznosi się, niebo patrzy na ciebie, obdarowany bracie. Twoja ziemia jest płodna, twoja kobieta o oczach bez dna urodzi ci dziedzica. A mnie trawi głód. Pragnę twojej ziemi, twoich plonów i twojej kobiety. Z nią jeszcze może mógłbym się uratować, zbudować domostwo, poukładać życie. Ukoić drżenie, bezsenne noce, nasycić, ugasić ten pożar. Więc muszę przelać twoją krew, mój bracie.

Może to była wielka wojna bogów, armie demonów powietrza, może ruszyły królestwa. Łona kobiet otwarte pod zasiew upadłych aniołów. Kamienne noże kapłanów, wyjmowanie serc. Arena, na której się spotkali, teatr żądzy i krwi. Stoją naprzeciw siebie z obnażonymi mieczami. Ciosy brane na tarczę, ręka nie waha się, spragniona śmierci.

Oto jestem, mów, sługa twój słucha. Nie szydź. Kalasz język, a modlitwa ma być czysta. Najcięższy grzech to bluźnierstwo przeciw Duchowi. Ostateczna odmowa. Skalane, zdeptane tabu, pokłon demonom. Połknąć wszystko zło, przemienić je w krew, potem z tej krwi ulepić człowieka, aby nadawał imiona i czcił nieodgadnione moce, aby panował nad nieposłusznym żywiołem.

Pierwszy. Założyciel. Tak jest zawsze: ofiara, brat na zabicie, ulga po przelaniu cudzej krwi, wołanie z wnętrzności ziemi. Potem sporządzisz sobie boga z kamienia, z drewna, z gliny, będziesz czołem dotykać podłogi. Zdradziłeś. Przyprowadziłeś ich. Od ich kroku ziemia drży. Te hordy, które idą. Które krzyczą. Odziane w skóry drapieżników niosą śmierć.

Wiechciem suchej trawy wytarł ostrze topora. Przyszedł, żeby pokalać, skazić ten kraj. Rażony szaleństwem wbiegł do namiotu ojca i posiadł matkę, spłodził z nią syna, który będzie przemierzał tę ziemię, gromadził wojska, stawiał kamienne budowle. Zabił ojca i zjadł jego serce. Niebo odwróciło się z przerażeniem. Przez siedem pokoleń nie spadnie kropla deszczu. To nie zemsta. To skutek.

 

4

„Przeminie dudnienie sandałów, wtedy wygra pustynia.
Czas gorącego wichru, słońce czerwone jak krew
Wejrzy pod dach eremity, w miejsce najdalszej podróży”.

Tak będzie zawsze: szczęśliwą ziemię nawiedzi zaraza, gładką skórę dziewcząt skazi zgnilizna trądu, na ścierwach antylop pod brunatnym niebem ucztują roje much. Ohyda spustoszenia, po przejściu szarańczy mściwa ręka wiatru wysuszy pochyłe polany, góry połkną i strawią źródła wód, z głębokich jaskiń wypełzną plemiona żmij, skorpionów, z południa przypłynie piasek.

To, co jest gorsze niż ból. Wstyd. Ujrzałem, że jestem nagi. Skażona ziemia. Skażona krwią. Nieczystość. Czas kwitnienia i czas owoców? Czas gnicia. Zarażałem tą nieczystością wszystkich i wszystko, zgwałcona ziemia, krzycząc, rodziła ciernie, a potem, gdy wyschły studnie, nie rodziła już nic. Bloki kruchej skały przemieniły się w piach. Nie ma już śladu po tamtych świątyniach.

Aż nowi ludzie wśród niewidzialnych ruin postawią znów pierwszy kram.

 

5

„Ty, który przyjdziesz tą drogą, opiewaj pieśnią początek,
Pierś nabrzmiałą od mleka. Oto znów kruche życie
Ufnie wyciąga dłonie, spragnione czułości i słowa”.

Dopiero w obliczu kończącej wszystko krzywdy, z dna niesprawiedliwości rodzi się pytanie. Dlaczego spotyka mnie ból? Błogosławiona jest ta ciemność, głuche milczenie, i znikąd nadziei. Rozpacz jest na to, by zamknąć ostatnie drzwi do świata, zanurzyć się w tę ciemność, skąd dopiero można zobaczyć inne światło, światło stamtąd. Rytuał, który nie ma końca. Grób murzyńskiej dziewczyny. Jest na pustyni, przechodzi się koło niego, nie wiedząc. Ukamienowali matkę proroka, może nawet matkę Zbawiciela.

Oto są. Przyjechali poobijanymi samochodami, mają zakurzone buty, zakurzone uniformy. Odwieczny rytuał przewagi. Nad brzegiem chusty jasnoniebieskie oczy, czarne oczy. Mężczyzna, który stawał w obronie, klęczy przykuty do rury od wodociągu, ma przestrzeloną stopę, połamane żebra, widzi tylko jednym okiem. Widzi, jak wprowadzają jego córkę, jak córka płacze, jak kątem oka patrzy na ojca, jak powiekami daje znak, by nie patrzył, „Patrz!”, mówi człowiek w zakurzonych butach, córka rozpina rozporek człowieka w zakurzonych butach, patrz. Człowiek w zakurzonych butach wzdycha, stęka, drży, potem przeładowuje pistolet, strzela w głowę córki. Ojciec patrzy.

Płonące autobusy, samochody w ogniu, jadą jeden za drugim, pali się w nich i coś się rusza, jakieś małe ciała, ciała dzieci, które cierpią i nie mogą stamtąd wyjść, czemu zresztą miałyby wyjść, te spalone ciała. A jeżeli to jest piekło, ta droga w górach, na pustyni, we śnie. Tutaj gwałciciele i mordercy, i mistrzowie okrucieństwa otrzymują klucze wiecznej radości, a miłosierni i męczennicy, łagodni i cisi, dostępują otchłani bólu.

Historie, które ze wszystkich stron idą sobie na spotkanie. Opowieści. Ci, którzy je mówią. Gadacze. Fabuły, które zastępują lament. Beton i drut. Krzyk muezzinów, dzwony, dzwony, pianie kogutów, klaksony białych aut.

Wojciech Czaplewski (ur. w 1961 r. w Gliwicach) – nauczyciel, filozof, poeta, publicysta. Zwycięzca Ogólnopolskiego Konkursu na Prozę Poetycką im. Witolda Sułkowskiego (2017). Mieszka w Kołobrzegu. Wydał książki: Filozofia z przyległościami. Skrypcik szkolny dla użytkowników mózgu (2000), Pochwała niezrozumiałości. Eseje filozoficzno-literackie (Nagroda im. A.K. Waśkiewicza za najlepszy debiut krytycznoliteracki, 2013), tomy wierszy: Próba czytania (2014), Odzyskane rzeczy (2018), Książeczka wyjścia (2021), Dzieje poezji polskiej (2022) oraz tom prozy Książeczka rodzaju (2018).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content