Skip to content

WIKTORIA ŁANGOWSKA

***

Wszystko nadal jest wmurowane w moją pamięć. Dźwięk otwieranych drzwi, szum drogi krajowej słyszalny nawet zza okien budynków. Pamiętam każdą kostkę w chodniku, każde małe wyszczerbienie betonu, które się ostało po codziennych szturmach nastolatków gotowych wyciągnąć swoje papierosy na dziesięciominutowej przerwie. Szli do parku, kamienną drogą w dół. Obniżali się, żeby uciec przed wzrokiem dorosłych, którzy, gdyby zobaczyli ich nikotynowe nawyki, wyciągnęliby konsekwencje. Naprzeciwko parku był piękny zamek przekształcony w muzeum i bibliotekę, gdzie niektórzy chodzili, aby chociaż na chwilę odejść od szkolnego zgiełku. Dychotomia tego miejsca sprawiała, że przepadałam w niej z każdym dniem, było jak wahadło, otaczające świat, który tam zastałam i zostawiłam. To tam przyjechałam rankiem, to tam cyklicznie przybywałam nocą. Pamiętam ławkę, na której siedziałam i płakałam z wielu powodów. To było zatrzymanie w domu, a potem serca, na wiele sposobów i przez wielu. Wieczna presja ze wszystkich stron, park trzymał w sobie wartkie chmury dymu, a pałac dawał poczucie klaustrofobii wcześniej mi nie znane, wszystko było tak małe, ja w nim najbardziej. Ból złamanego serca lał się przez całą ulicę, zupełnie jak podczas tamtejszych deszczowych dni. Kiedy po raz ostatni tam byłam, świeciło słońce. Nie byłam już uwięziona, byłam wolna. Deszcz dalej przepływał tą ulicą i zdałam sobie sprawę, że kolejna osoba została wtrącona w objęcia wahadła.

 

***

Znowu mnie podniosła i kładzie na sobie tak, żeby było jej wygodnie. Złapała mocno za gryf, miała chyba ciężki dzień. Jej ręce sięgają po czarny obiekt, który zawsze ściska moje struny. Jeśli to po raz kolejny oznacza to samo, to już wolałbym, żeby połamała mnie na pół albo wyrzuciła przez okno. Samo ujrzenie zbliżającego się przedmiotu rozstraja mnie całego. Nie, nie, nie, ta wariatka układa to czarne coś na pierwszym progu. Poczułem kilka jakkolwiek dobrze wykonanych akordów, ale to oznaczało tylko jedno, po raz kolejny ta sama, nieszczęsna piosenka. Na moje wielkie, brązowe pudło, ile razy możesz grać Taylor Swift, posłuchaj wreszcie czegoś innego. Słyszałem emocje w jej głosie, kiedy cicho śpiewała, starając się nikomu nie przeszkadzać. Po chwili nareszcie mnie odłożyła i zdjęła czarne urządzenie ze mnie. Jej samopoczucie wyjątkowo się nie poprawiło, a łzy nadal spływały po jej twarzy. Wcale nie chciałem, żebyś mnie odkładała, moje struny niszczeją, kiedy ich używasz, ale po to zostałem stworzony. Moja cała egzystencja polega na tym, żebyś używała mnie do samego końca. Nie odkładaj mnie na bok, chcę ci pomóc, podnieś mnie z powrotem.

 

powyższe teksty powstały podczas warsztatów prozatorskich z małych form narracyjnych, na studiach pisarskich pierwszego roku na Wydziale Humanistycznym US, prowadzonych przez Tomasza Majzela

Wiktoria Łangowska (ur. w 2005 r. w Szczecinie) — studentka studiów pisarskich na Uniwersytecie Szczecińskim. Mieszka w Szczecinie. Miłośniczka językoznawstwa i literatury.

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2025 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2025 e-eleWator
all rights reserved

Przejdź do treści