ŁUKASZ DROBNIK
Rozproszone
Konewka, od której masz pęcherze
Zdjęcie z waszego ślubu, które powiesiliście w wejściu, by widzieli je wszyscy goście
Butelka po whisky, jedna z wielu
Przenośny grzejnik, który kupiłeś waszej pierwszej wspólnej zimy, gdy cały czas padał śnieg, a okna pokrywały lodowe kwiaty
Jedna z wielu płyt DVD, które puszczałeś na swoim starym odtwarzaczu, gdy wychodziła ze znajomymi na miasto, a ty byłeś zbyt zmęczony, by dołączyć
Szafka na buty, którą przeniosłeś do sypialni, kiedy nie było już miejsca w przedsionku
Seledynowa gąbka, którą szorowałeś jej pokryte pieprzykami plecy, gdy kąpaliście się w waszej maleńkiej łazience (biel płytek dorównywała bieli jego zębów)
Ciężka ceramiczna donica, pewnie ta, w której na waszą pierwszą rocznicę podarowała ci mały świerk, gdy oboje zaczynaliście rozumieć, że piętnastoletnia różnica wieku da się wam we znaki, ale odpędziliście tę myśl i wyszliście zasadzić świerk przed oknem waszej sypialni, by móc patrzeć, jak wasza miłość rośnie
Nożyce, które kupiłeś, kiedy sekator nie starczał
Zakurzony kettlebell, ten, który ci dała na czterdziestkę, a ty odebrałeś to jako zniewagę
Para kapci, które mu dałeś, gdy zaczął przychodzić codziennie, aby pomagać z niesforną roślinnością
Insektycyd, który bezmyślnie kupiłeś, gdy z samego rana ujrzałeś liście pokryte delikatną, opalizującą pajęczyną, nie wiedząc, że przędziorki to nie owady, idioto
Butelka po żytniówce, być może ta, którą kupił, gdy przyszedł omawiać zasady
Jej jagodowy balsam do ust, który znalazłeś za przewróconą komodą i nakładałeś na co większe rozdarcia kutykuli
Dodatni test ciążowy, złamany wpół
Dama kier, najpewniej z talii, którą przyniósł dla odwrócenia twojej uwagi w tamten straszny, straszny dzień, gdy do późnej nocy graliście w pijackie gry w pełnej zieleni kuchni
Butelka wina, którą opróżniłeś na jedno posiedzenie zaraz po tym, jak kazałeś jej wybierać
Flakon jej ulubionych perfum, być może prezent od ciebie lub od niego, albo sama go kupiła, trudno teraz stwierdzić, a może to jeden z tych, które nabyłeś po sam-wiesz-czym, by nadać liściom znajomą, ziemistą woń
Jedna z wielu skrzynek po piwie, na których siadałeś, pielęgnując pnącza, a które przynosił ci co tydzień, każdą pełną bezalkoholowych piw, by pomóc ci wyjść z pijaństwa
Marker w kolorze amazońskiej zieleni, jeden z tych, którymi rysowała komiks o mówiących iglastych drzewach, nigdy nie skończony
Elektryczne nożyce, które kupiłeś, gdy zwykłe nie dawały rady
Nienoszone dziecięce buciki
Jej stary telefon, pełen wyznań miłości, które przysyłał, a ona lekkomyślnie ich nie usuwała
Siekiera, którą okaleczyłeś wasz świerk, jak nakryłeś ich, gdy ją posuwał, i zdałeś sobie sprawę, że nigdy nie dorównasz jego silnym przedramionom, nieskazitelnemu uśmiechowi i nieznającemu zmarszczek czołu
Większa siekiera, którą karczowałeś przypominające anakondy pędy, gdy uwięziły cię w sypialni
Rozmokłe waciki do demakijażu, których nie miałeś serca wyrzucić, a na które patrzyłeś podczas wielu samotnych pryszniców w mikrodżungli łazienki i wyobrażałeś sobie, że to stos pączkujących meduz, które za moment się oderwą, by ulecieć wyżej i wyżej, aż po chmurne niebo
Kartka znad morza, na której napisał, że poznał dziewczynę i nie będzie już mógł pomagać ci z pnączami, i ma nadzieję, że rozumiesz, a ty rozumiałeś
Fiolka na leki, ta, którą opróżniła jednym haustem i popiła tabletki łykiem twojej whisky, a ty widziałeś to wszystko z zewnątrz, pielęgnując świerk, i minęła chwila, nim pojąłeś, co się dzieje, lub może wiedziałeś to od samego początku, ale nie mogłeś się ruszyć, podobnie jak paraliżuje widok czołowego zderzenia, i gdy wparowałeś do salonu, wciąż z sekatorem w ręku, siedziała na krześle, blada i bez życia, z włosami związanymi w kucyk, tak że odsłaniały pulsującą szyję, i nim zdołałeś do niej dobiec, wybuchła w kłąb wijących się pnączy, liści, wąsów czepnych, pąków, zanurkowała między podłogowe deski niezliczonymi korzeniami, spenetrowała beton i zeszła do rozmiękłej ziemi, aby nasycić ją zatrzęsieniem bulw, a ty nie mogłeś nawet drgnąć, sekator zrośnięty z twoim ciałem, patrząc, jak jej pędy pochłaniają krzesło, stolik, regał i wiedziałeś, że pnącza w końcu sięgną łazienki, kuchni, sypialni, wpełzną do sieni i wylegną do ogrodu, by wreszcie stoczyć się ze wzgórza i rozplenić po całym mieście, pożywić umarłymi na cmentarzu, uwięzić żywych w ich domach, nie miałeś co do tego wątpliwości, ale zostałeś i tak — jej pnącza owinięte wokół nóg, zaciśnięte pętlą wokół twojej szyi — by patrzeć w kradnącą dech eksplozję
Łukasz Drobnik (ur. w 1982 r. w Kaliszu) – prozaik. Przez lata związany z Poznaniem, obecnie mieszka w Krakowie. Publikował m.in. w: „Atticus Review”, „Dwutygodniku”, „Fabulariach”, „Foglifter”, „Fractured Lit”, „Lampie”, „Pithead Chapel”, „Split Lip Magazine”, „Wizjach” i „X-R-A-Y Literary Magazine”. Wydał dwie minipowieści Nocturine. Cunninghamella (2011) oraz powieści Vostok (2021). Jego opowiadania znalazły się w antologiach współczesnych polskich opowiadań 2014, 2017 i 2020.
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved
copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved