RAFAŁ ANDRUSIEWICZ
Rodzice
Ewelina wyglądała na normalną dziewczynę, ale cały czas zawalała. W szkole i poza szkołą. W zasadzie poza krótkimi okresami zawalała prawie wszystko. Rodzice nie byli z tego zadowoleni. Przeprowadzali z nią rozmowy. Robili awantury. Gniewali się, a czasami mniejsze niedoskonałości zostawiali bez komentarza.
Ojciec mówił w takich razach:
— Jak tak można!?
A matka:
— Ona mnie zabije!
Ale po kłótniach łagodnieli. Uśmiechali się i zapraszali córkę na kolację. Patrzyli na nią cieplej, cały czas jednak z dystansem, ale już jakby z akceptacją. Z czymś podobnym do akceptacji.
Ewelina chodziła po świecie blada. Mało rozmawiała i nawet przestała spać. Źle się uczyła i nie zależało jej na nauce.
Miała niekorzystną opinię o świecie i o sobie. Z braku laku zaczęła odwiedzać miejsca studenckich zabaw i tam się zadomowiła. Cały czas zawalała i mimo znaczącej pozycji w świecie knajp — przeszkadzało jej to i uwierało. Rodzice w takich razach mówili:
— Jak tak można!?
— Ona mnie zabije!
Na ogół jednak w rodzinie układało się dobrze. Materialnie jak najlepiej. Wujkowie i żony wujków dopisywały, a małe kuzynki dokazywały inteligentniej i dojrzalej niż inne w ich wieku.
Ewelina łazikowała po mieście. Nie miała chłopaka i nie przeszła na kolejny rok studiów. Ale w sensie życiowym rodzice nie mieli innych zmartwień i byli faktycznie chyba ludźmi szczęśliwymi. Tak że uchodziło jej to. Nie gniewali się długo i zawsze po okresach konstruktywnych napomnień, zasłużonej krytyki i werbalnych oddziaływań wychowawczych zabierali Ewelinę na zakupy do centrum. Kupowali jej perfumy, a nawet zapraszali na piwo. Tak to bywa. Ewelina nie czuła się z tym szczęśliwa i nawet chciała to wszystko zmienić. Ale jej się nie udawało i łazikowała po mieście blada i przygarbiona. W lecie przesiadywała w parku, gdzie organizowano zawody strzeleckie. Rodzice, wchodząc do jej pokoju, rozpoczynali od słów dyscyplinujących, korygowali, słusznie krytykowali, ustawiali do pionu i przeważnie, pewnie dlatego, że byli dobrymi rodzicami, robili to z uśmiechem i byli zrelaksowani. Potem zgarbioną Ewelinę zaprowadzali do kuchni i dawali jej zazwyczaj smaczny obiad. Jak dwie głowy wyrastające z jednego karku pochylali się nad nią, dokonując ostatnich napraw i usunięć niezbędnych. Wsiadali błyskawicznie do auta i mrucząc słodko-gorzko znikali za horyzontem, jak to oni. Sytuacja ciągnęła się latami. Ewelina zaczęła palić papierosy. I po wielu próbach zakończyła edukację z tytułem magistra ekonomii. Przeważnie jednak zawalała. Włosy rodziców przykrył popiół spalonych lat. Odremontowano parę zabytkowych kamienic. Rodzice zerkali na Ewelinę, karcili, a nawet czasami chwalili za jakieś drobne powodzenia. Wydawali się tacy wielcy i perfekcyjni, i troszkę tak o sobie myśleli, kiedy jak dwugłowy orzeł wpadali do pokoju Eweliny, żeby obłaskawiać czyli udoskonalać. Wszystko więc grało i się toczyło, tak jak się miało toczyć. Rezolutne kuzynki dorastały. Trzcina zmieniała się w papier, a papier w książki.
Któregoś dnia Ewelina wstała z łóżka i wycierając wylaną w nocy przez przypadek herbatę, zaschniętą na nowej białej wykładzinie, postanowiła się zmienić. Nie będę opisywał, jak do tego doszło. Ale doszło. Któregoś dnia Ewelina przestała zawalać. Po czterech miesiącach dla wszystkich stało się jasne, że coś się zmieniło. A po roku, że to jest trwałe i jak najbardziej rzeczywiste. Ewelina stała się kimś innym i robi wszystko jak inni, a nawet lepiej.
Rodzice otworzyli usta i tak trwali jakiś czas do deseru, a potem się skrzywili. Obchodzili Ewelinę dokoła i nie mogli się nadziwić. Ewelina. Pogratulowali jej i skrzywili się. A potem długo nic nie mówili. Tydzień. Po tygodniu zaczęli ją badać, podchodzić, testować i znowu się skrzywili. W tym samym momencie, równolegle jak w kreskówce. A potem, nie posiadając się z radości, wybuchnęli radością i się skrzywili. Chcieli bowiem sprawdzić, czy teraz Ewelina będzie się uważać za jakaś ważną, doskonalszą może. I czy będzie może jeszcze jakoś to pokazywać na palcach, albo, nie daj boże, o tym mówić. Zapadła cisza. Miesiąc. Ojciec powiedział:
— Jestem z ciebie dumny.
— Ja też — dodała matka.
Ale stosunki się nagle popsuły. Prawie się do siebie nie odzywali. A rodzice zaczęli wykonywać czynności, jakich nie robili wcześniej. Atmosfera stała się nie do wytrzymania. I rozmowy tu nie pomogły. Gdyby nie oczywiste szczęście wszystkich ze zmiany Eweliny, można by było pomyśleć, że jest jeszcze coś. Coś nie tak. Wszyscy zaczęli omijać Ewelinę, a zdarzało się, że ten czy ów postanowił podłożyć jej nogę. Może dlatego, że za dużo jej się udawało i przestała być blada. Takie czasy. Rodzice zaczęli konstatować, że kiedyś byli wspanialsi i lepsi od Eweliny, a teraz zmaleli i są gorsi, i było to dla nich niekomfortowe, a ludzie nie lubią, kiedy byle tydzień zabierze im komfort albo chociażby coś. Rodzice prawie nie zaglądali do jej pokoju i już jej nic nie kupowali, tylko na urodziny, i to tydzień po dniu, w którym przypadały. Ewelina postanowiła się wyprowadzić. Ale nie zdążyła. Rodzice przyszli do jej pokoju i powiedzieli, że jest już przecież dorosła i powinna zamieszkać sama. Ewelina zgodziła się z nimi, spakowała się i wyprowadziła się z domu.
Po pewnym czasie stosunki wróciły do normy. Zaczęli się odwiedzać i składać sobie życzenia — jak rodzina, ale już nie było jak dawniej. Rodzice zachowali rezerwę i jakiś ledwo dostrzegalny wyrzut, jakąś pretensje, którą można było czasami zobaczyć pośród tych wszystkich szczęść, których doświadczyli ona i oni w przyszłości.
Rafał Andrusiewicz (ur. w 1974 r. w Krakowie) — pisarz, fotograf, autor scenariuszy i koncepcji kreatywnych dla miast i instytucji kultury, absolwent kulturoznawstwa UJ. Mieszka w Krakowie. Autor i współorganizator wydarzeń kulturalnych na Wileńszczyźnie. Wydał zbiór sztuk teatralnych Utwory sceniczne (2017).
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved
copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved