Skip to content

GRAŻYNA OBRĄPALSKA

Czy literatura może okazać się profetyczna?

Tekst pod tym tytułem mojego autorstwa został opublikowany w miesięczniku „Twórczość” blisko pięć lat temu, za prezydentury Donalda Trumpa. To była pierwsza kadencja obecnego prezydenta-elekta.

Druga najważniejsza osoba w USA — wiceprezydent J.D. Vance pracował jeszcze w dużej firmie inwestycyjnej i wydawał się stać od polityki daleko. Książka jego autorstwa, która ukazała się w Polsce nieco później pod tytułem Elegia dla bidoków, została bardzo dobrze przyjęta przez krytyków.

Minęło kilka burzliwych lat w politycznej historii Stanów Zjednoczonych. Donald Trump wygrał wybory prezydenckie, z bodaj największym w historii USA poparciem wyborców. Przy jego boku stoi J.D. Vance, być może następny prezydent Stanów Zjednoczonych.

Warto Elegię dla bidoków przeczytać po raz pierwszy czy powtórnie. Ameryka opisana przez Vance’a będącego jej wytworem odezwała się jeszcze głośniej.

Odpowiedź na postawione przeze mnie pytanie: czy literatura może być profetyczna?, jest oczywista. Moje pytanie jest zresztą nieco naiwne, bo literatura wielokrotnie bywała profetyczna.

Warto, by ludzie czytali książki. Także, a może szczególnie, politycy.

 

Książka autorstwa J.D. Vance’a Hillbilly Elegy: A Memoir of a Family and Culture in Crisis nie mogła ukazać się w odpowiedniejszym czasie.

Tytuł nie jest łatwo przetłumaczalny — hillbilly jest pejoratywnym określeniem idiomatycznym, którego polskim odpowiednikiem może być prostak, cham, kołtun. Najbliższym wydaje się Elegia buraka. Historia rodziny i kultury w kryzysie. Książka to historia dysfunkcjonalnej rodziny i dysfunkcjonalnej klasy społecznej, także świetna socjologiczna analiza białej podklasy, która zdobyła się na wielką polityczną rebelię.

Autor pisze o klasie społecznej, którą zna doskonale. Jest białym heteroseksualnym mężczyzną, protestantem. Urodzony w 1984 roku w Rust Bell, James Donald Vance, po rozwodzie rodziców z woli matki zostaje Jamesem Dawidem Vance’em. Od trzech pokoleń mieszka tam jego rozległa rodzina. Rust Bell to pas centralnych i północno-wschodnich stanów USA, gdzie skoncentrowany był przemysł ciężki. Illinois, Indiana, Michigan, Ohio, Pensylwania stały się ofiarami upadku przemysłowego.

Ciężko pracujące pokolenia białych emigrantów o najczęściej europejskich korzeniach, tradycyjny elektorat demokratów, do których należeli jeszcze dziadkowie autora, głęboko patriotyczny, o wysokiej etyce pracy, z godziwie wynagradzanych pracowników kopalń, hut, wielkich zakładów przemysłowych, stał się białym śmietnikiem. White trash jest ciągle często używanym zwrotem. Co ciekawe,   w czasach poprawności politycznej jest to jedyna grupa społeczna, którą można bezkarnie tak nazwać. To wyjątkowo pejoratywne określenie uchodzi na sucho. Obrazowy red neck, od spalonej słońcem szyi wskazującej na pracę na powietrzu, także potrafi się pojawić publicznie.

Autor przetrwał trudne dzieciństwo wyłącznie dzięki opiece i pomocy dziadków. Wcześnie rozwiedzeni rodzice (uzależniona od narkotyków matka zmieniająca partnerów życiowych jak rękawiczki) nie byli w stanie stworzyć zaplecza umożliwiającego jakikolwiek rozwój uzdolnionemu dziecku.

Po ukończeniu szkoły średniej J.D. Vance odbył służbę wojskową w Marines, służył w Iraku i dzięki finansowej pomocy dla weteranów ukończył w dwa lata Ohio State University.

Następnym etapem była Yale Law School — niebywały skok edukacyjny. Zaszokowany ojciec zapytał syna, czy musiał udawać w aplikacji, że jest liberałem lub czarnym. W okresie studiów w Yale autor pisał, że nigdy nie czuł się bardziej obco, w otoczeniu potomstwa elit finansowych i intelektualnych.

Od jednego z profesorów słyszy, że do Yale powinni być przyjmowani wyłącznie absolwenci najlepszych uczelni, do których Ohio State University bez wątpienia nie należy. Nie ma tutaj miejsca na naprawczą edukację, mówi wykładowca.

Dzięki inteligencji, uporowi i pracowitości udało mu się ukończyć tę szacowną uczelnię.

Autor obecnie mieszka w San Francisco i pracuje w dużej firmie inwestycyjnej. Jego żoną jest koleżanka z uczelni pochodząca z rodziny o azjatyckich korzeniach. Kontakty z rozgałęzioną rodziną są ciągle bardzo bliskie.

Książka Vance’a została szeroko omówiona, recenzowały ją największe dzienniki. Stała się swoistym szokiem kulturowym, przedstawiała bowiem zupełnie inną Amerykę, niedostrzeganą przez w większości liberalne media.

Ukazała się też druga książka, nie tak szeroko omawiana medialnie. Jest nią White Trash: The 400-Year Untold History of Class in America (Biały śmietnik. Czterystuletnia nieopowiedziana historia klas w Ameryce) autorstwa Nancy Isenberg. Historyczka reinterpretuje historię podziałów klasowych od początku tworzenia się państwa. Amerykę zaludnili nie tylko szlachetni przybysze z Mayflower, ale też szczątki ludzkie, rozbitki o często kryminalnej historii wyrzucane przez Europę. To miała być tania siła robocza. Prezydent Thomas Jefferson, między innymi, bierze pod uwagę zwiększenie ilości niemieckich emigrantów — poprzez wymieszanie genów ma to polepszyć etykę pracy. Autorka podjęła się rzetelnego opisu bardzo rzadko poruszanego tematu. Jest świetnie przygotowana, sięga do źródeł historycznych rzadko oglądających światło dzienne. To niewątpliwie temat niepoprawny politycznie. Dlaczego właśnie biali byli taką podklasą, dziwią się recenzenci. Nancy Isenberg między innymi twierdzi, że w latach dwudziestych ubiegłego wieku biedni biali byli traktowani przez system prawny nie lepiej niż Afroamerykanie.

Do książek dostrzeżonych dopiero po wyborach należy także Achieving Our Country (w wolnym przekładzie: Osiągnięcia naszego kraju) autorstwa Richarda Rorty’ego. Wydana w 1998 roku przez Harvard University Press pozycja jest już nieosiągalna. Cały nakład został wyprzedany na Amazonie. Po wyborach cytaty z niej natychmiast pojawiły się w internecie. Richard Rorty, zmarły w 2007 r. wybitny filozof, absolwent Yale, był związany przez ponad dwadzieścia lat z Princeton University. Według niego, już pod koniec lat sześćdziesiątych nastąpiło pęknięcie — lewica skupiona głównie na uniwersytetach nadawała ton dyskursowi. Nikt nie zajmował się skonstruowaniem sensownego programu pomocy dla biednych białych.

Bezrobotni, bezdomni, rezydenci trailer parks nie interesowali nikogo. Kosmopolityczna klasa wyższa nie czuje żadnych związków z otaczającą ich białą nędzą. Kulturalna lewica ma wizję Ameryki, w której biali przestaną głosować lub będą głosować na demokratów, a lewica będzie miała łatwe zwycięstwo dzięki pozostałym blokom wyborczym.

White trash bywa oskarżany o rasizm, homofobię i wszystkie możliwe grzechy, ale tempo zmian kulturowych jest dla sporej grupy wyborczej za szybkie. Demokraci zapomnieli o sprawiedliwości społecznej dla wszystkich.

 

Nie ma bardziej pesymistycznej klasy społecznej w USA niż white trash.

Globalizacja wyssała najlepsze prace, oferujące stabilizację i godziwe wynagrodzenie. Teraz biały śmietnik charakteryzuje głęboki fatalizm, całkowity brak zaufania do systemu i środków masowego przekazu. Źle działające programy socjalne niszczą kolejne pokolenia, które toną w toksycznym pesymizmie i narkotykach. Wyuczona bezradność rodzi deficyty motywacyjne i emocjonalne. Rodziny są często dysfunkcjonalne, bardzo silne nie tak dawno związki z religią rozluźniają się.

To nie Ameryka sytych, oświeconych i moralnych. To nie jest Ameryka Hillary Clinton, którą spotyka się regularnie na wakacjach spędzanych corocznie na wyspie Martha Vineyard, enklawie milionerów.

Kandydatka demokratów ostatni pobyt spędziła tam w domu należącym do Stevena Spielberga. Partia demokratyczna oderwała się od swoich korzeni.

Kampanię wyborczą Hillary Clinton zakończył koncert Lady Gagi i Bruce’a Springsteena. Celebryci nie poruszyli wyobraźni potencjalnych wyborców. Tradycyjnie demokratyczne stany głosowały na kandydata republikanów.

Często odwiedzający rodzinny stan Vance napisał, że przed wyborami prawie przed każdym domem stały tabliczki wyborcze z nazwiskiem Donalda Trumpa. W jednym z wywiadów już po wyborach powiedział, że cała jego rodzina głosowała na miliardera z Nowego Jorku.

 

Jak napisał po wyborach jeden z dziennikarzy „The New York Times”, akceptujemy innych tak długo, jak długo mają takie same poglądy jak my. Książki Nancy Isenberg, Richarda Rorty i J.D. Vance’a nie oferują łatwych odpowiedzi, ale dyskusja się zaczęła.

Po politycznym tsunami, jakim były wyniki wyborów, kiedy całkowicie zawiodły sondaże przedwyborcze, okazało się, że nie pomogły miliony zebrane na kampanię wyborczą demokratów. Hillary Clinton zebrała 380 milionów dolarów więcej niż Donald Trump. W odróżnieniu od jego chaotycznej kampanii, demokraci zorganizowali się perfekcyjnie. Nie pomogło jednak Hollywood, celebryci, pieniądze Wall Street i Krzemowej Doliny, także pracujące w większości na rzecz Hillary Clinton opiniotwórcze dzienniki. Okazało się nagle, że nie jest już łatwo przekonać wyborców.

Latynosi, kobiety, Afroamerykanie nie głosowali tak powszechnie, jak oczekiwano, na kandydatkę demokratów.

Trzęsienie ziemi nie nastąpiło, giełda nie załamała się, celebryci nie opuszczają stadnie Stanów Zjednoczonych. Szokujący wynik wyborów nie zna odpowiednika w historii USA.

Jak się okazuje, warto czytać książki.

Grażyna Obrąpalska (Grażyna Martenka-Obrąpalska, ur. w 1950 r. w Szczecinie) – poetka, prozaiczka, krytyczka literacka. Przez trzy ostatnie lata życia Jarosława Iwaszkiewicza zajmowała się jego literackim archiwum. Mieszkała w Warszawie, Nowym Jorku, Atenas (Kostaryka); obecnie mieszka w Miami i w Warszawie. Wydała powieść Nowa czerwona sukienka (2006), prozę Przystanek Kostaryka (2013) oraz tomy wierszy: Za dużo języków (2009), Z podróży (2013), Podróże w pamięć (2017), Zanim pogubią się litery (2023).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content