JAROSŁAW KSIĘŻYK
Hydra. § 10
Białe ściany, mocne światło z sufitowych okien, tapeta z tropikalnym widoczkiem i dopasowane do niej zaduch i gorąc. Do tego te, jak to w ogóle nazwać, słupki do siedzenia? Takie pluszowe maczugi, im wyżej, tym szersze, na ruchomej postawie. Trzeba je przycisnąć tyłkiem i ustabilizować. Człowiek kuca na nich, jakby był w tureckim kiblu (widziałem na jutjubie). I to niby ma być wygodne? Zdrowe? Pomijam, że pewnie kosztowało miliony złotych monet.
Zmarnowałem dobre dwie minuty i gigabajty nerwów, zanim jako tako „usiadłem”. Jeśli o to chodziło, by wytrącić mnie z poczucia komfortu i ugotować, to udało im się. Czułem, jak pod pachami rozlewają mi się jeziora.
Uśmiechnąłem się, niby taki szczęśliwy.
Naprzeciw komisja, też udająca, że im fajnie.
— Witamy — rzuciła czterdziestka z HRu. Znałem ją z „The Korpo Times”. Jej okrągłe zdjęcie straszyło z tyłu okładki. Jak można być tak starym?
— Miło nam poinformować, że przeszedłeś do kolejnego, finalnego etapu w procesie rekrutacji na stanowisko młodszego moderatora. Gratulujemy. Dzisiaj chcielibyśmy z tobą porozmawiać. Możemy do ciebie mówić po imieniu?
Miała ciężki, przygniatający, pozornie ciepły wzrok. Tak samo niegroźny jak płomień palnika acetylenowego.
— Oczywiście.
— Świetnie SeniorDevGeek. Rozmowę poprowadzi kierownik działu moderacji, LeadElvis.
LeadElvis był wysoki, tłusty, w przewiewnej hawajskiej koszuli. Jak na zawołanie ziewnął przeciągle.
— Wraz z pracownicą działu moderacji, ModZillą.
Moje kasztany kochane. Czy ten uśmiech, to tylko urzędowy? Chyba nie, tak czułem.
— Ja nazywam się HrZula. Pozwolisz, że będę sporządzała notatki i czasem się wtrącę — ciągnęła haerzyca.
Miała przed sobą duży arkusz papieru, jakby z radarem. Centralny punkt, od niego coraz szersze okręgi wzdłuż symetrycznych promieni. Na końcu każdego z promieni jakiś tekst. Miała ponadto baterię różnokolorowych pisaków, jak ci coache z mądrych, płatnych filmików.
— Możemy zaczynać?
Wzruszyłem ramionami na znak zgody.
Wtedy LeadElvis zaczął… No właśnie, mówić? Raczej bełkotać.
— Rozumiemy. Wy, my, oni. Tak się składa… Nastąpiło nieuniknione. Dlatego właśnie ty, nie oni, a ja… Skupiam tu i właśnie teraz… Zachęcam. Jak również i działem bezpieczeństwa.
Mówił nosem. Uchem, brwiami, paszczęką. Ale na pewno nie ustami.
— Ustanowiwszy ból kiblem z galaretą, na poczet czas przy tynku ModZilla.
— Podzielam twój punkt widzenia — odparłem bez ogródek.
Skoro oni mogą mówić po imieniu, to ja też.
Czterdziestka z HRu wzięła żółty pisak, a następnie nakreśliła grubą kreskę wzdłuż jednego z promieni.
ModZilla przejęła inicjatywę.
— Jak oceniasz dotychczasowych progres swojej kariery zawodowej?
— Nie oceniam.
— Jak to? Prosimy o rozwinięcie.
— Z założenia nie oceniam rzeczy, na które nie mam wpływu. To koi nerwy.
Niebieski pisak wyznaczył kolejną linię na radarze.
— Hmm — zadumał się LeadElvis. Po czym nerwowo poruszył się na zydlu.
— Dlaczego uważasz, że nie masz wpływu na swoją karierę? Twoje przyjście tutaj oznacza coś zupełnie innego — ciągnęła kasztanowa.
— To twoja opinia. — Popatrzyłem na nią wymownie.
Wyprostowała się i zarzuciła kucem. Ach.
— W takim razie powiedz nam, gdzie chciałbyś być za pięć lat?
— Nie mam pojęcia. Może też tutaj.
— Pytam o stanowisko. O miejsce w strukturze organizacyjnej.
— Ach, rozumiem. No cóż. Jak najwyżej, bo tam przynajmniej macie na coś wpływ, nieprawdaż?
— A jakie są twoje największe zalety?
— Takie błahostki jak bezpośredniość i szczerość. Rzadko spotykane i niezbyt przydatne.
Ku swojemu zdziwieniu, miałem niezły ubaw. Nie przeszkadzał mi nawet gorąc. Tymczasem wykres radarowy nabierał kolorów i kształtów.
— Tylko tyle?
— Gdybym zaczął wymieniać więcej, musiałbym osłabić te pierwsze.
LeadElvis podrapał się po kiści bananów na piersi swojej koszuli, po czym burknął, odchrząknął i wymlaskał.
— Zważywszy całkowicie negując stagnację. Uruchomimy coś bez kształtu, dodając szczyptę z soli bez atramentu.
— Otóż to! — rzuciłem z entuzjazmem i podrasowałem kciukiem w górę. Jak ten debil DevNull.
ModZilla poczerwieniała.
— Ach tak — zaczęła. — A powiedz nam, z kim w naszej firmie współpracuje ci się najtrudniej?
— Z idiotami z inicjatywą.
Myśli moje rysowały obraz DevNulla.
— Idiotami?
— Już tłumaczę. Jak mawiał von Hammerstein: są dwa kryteria, dwie dwuwartościowe cechy. Mądry — głupi. Z inicjatywą — leniwy. To dzieli zbiór pracowników na cztery klastry. Leniwi idioci. Nawet jak wpadną na głupi pomysł, nie będzie im się chciało go realizować. Za to rozkazy wykonają bez mrugnięcia okiem, żeby jak najszybciej mieć święty spokój. Mądrzy z inicjatywą. Ktoś musi leniwych głupków poganiać i pilnować. Najgorsi zaś, to właśnie idioci z inicjatywną, którzy zawsze wpadną na jakiś durny pomysł, a potem wcielą go w życie. Takich ciężko upilnować. Tak to mniej więcej leciało.
— A co z mądrymi i leniwymi?
— To proste. Oni rządzą. Są w sztabie.
Na ozdobionej owocami koszuli Elvisa zawitały mokre plamy. Poruszył się na krześle, a maczuga pod płaszczyzną jego tyłka zazgrzytała cierpiętniczo. Na wykresie z miejsca powstały nowe, grube, różnokolorowe krechy.
Tymczasem ModZilla podarowała mi szczery uśmiech. Wkraczałem do siódmego nieba.
— Czy uważasz, że moderacja jest odpowiednikiem sztabu z twojej opowieści? — zapytała haerzyca.
— Nie wiem. Za mało wiem o moderacji.
LeadElvis nerwowo poprawił się na krześle. Nerwowe poprawianie na krześle musi być jego najważniejszą czynnością życiową.
Krępujące milczenie przerwała po raz kolejny kasztanowa.
— W takim razie, z jaką osobą nie chciałbyś pracować najbardziej? Z osobą odmawiającą pozostawania po godzinach, czy też z osobą notorycznie opóźniającą się w wykonywaniu zadań. A może z osobą, która opóźnia prace całego zespołu?
— Przecież wszystkie te przypadki są nierzeczywiste. Z miejsca byście ich wszystkich utemperowali!
LeadElvis parsknął i nerwowo poprawił się na krześle. Czterdziestka przygryzła wargi. ModZilla zamknęła oczy, jakby w przypływie zażenowania. Znam to uczucie! Ilekroć przychodzi newsletter z marketingu, żenadometr wyskakuje mi poza skalę.
Dalej pytano o moje największe osiągnięcia (oczywiście pracownik miesiąca), największe porażki (oczywiście karniaki po „deszczu”), poziom motywacji, samopoczucie i takie tam pierdoły. Pytała ModZilla, haerzyca bazgroliła, a LeadElvis rozpływał się z gorąca i nerwowo kręcił na siedzisku. Ja z resztą też.
Generalnie, wiało nudą. Wtem, gdy już sądziłem, że to koniec, LeadElvis wstał (a maczuga wystrzeliła spod jego tyłka), wziął jeden z pisaków leżących przy wykresie, a następnie rzucił mi go.
— Sprzedaj mu ten długopis — poprosiła ModZilla.
Przez minutę obracałem markerem w rękach. Gdzie jest haczyk? Przecież ze sprzedawania długopisów leje cały Internet. Wtedy przypomniałem sobie postanowienie: być sobą, szczerym i bezpośrednim.
— Po pierwsze, to nie długopis, tylko pisak. Po drugie, nawet zakładając, że może on pełnić rolę długopisu, nie jest on tobie w ogóle potrzebny — popatrzyłem wymownie na LeadElvisa. — Nie sprawdzi się jako gadżet, bo nie wygląda reprezentacyjnie. Pisanie nim przysporzy ci więcej problemów niż satysfakcji. Przecież odzwyczaiłeś się od ręcznych narzędzi. Wszystko notujesz na komórce albo zlecasz otaczającemu cię stadu baranów. Polecenie powinno zatem brzmieć: „wciśnij mu ten pisak jako długopis, choć go nie potrzebuje”. Ale od tego mamy dział handlowy, czyż nie?
LeadElvis uśmiechnął się od ucha do ucha, a haerzyca, cała święcie oburzona, wyrwała mi pisak i nakreśliła nim linię tak grubą i długą, że mało nie porwała papieru.
— Dobrze, to już chyba wszystko — pospieszyła ugodowym tonem moja kasztanowa.
HrZula spuściła powietrze, głośno je wydychając i zapytała od niechcenia:
— Jak oceniasz sam proces rekrutacji?
O! Anonimowa ankieta z podpisem na końcu. Wybornie.
— Nudy.
— Nudy?
— Nudy i brak innowacji.
— Brak innowacji!? — wypaliła.
Znowu wywołałem jej alert. Przeciążenie bufora. Wyjątek krytyczny. Normalnie kobieta javascript.
— Poprzednio trzymaliście mnie w zimnie. Teraz gorąc. Jakieś to takie przewidywalne. Naprawdę, można znaleźć kilka ciekawszych pomysłów na rozstrojenie pracownika.
— To znaczy? Na przykład jakich? — zapytała ModZilla.
— Zapach. Taki, który wkurza i rozstraja. Na przykład pieczonego kurczaka. No i obowiązkowo rozmowa przed śniadaniem. Na głodniaka. Do tego kolory. Więcej kolorów. Część stołów czerwona, część zielona. Do tego tylko ja powinienem mieć tę maczugę do siedzenia, a wy wygodne fotele, żeby mnie wkurzyć. Jest tyle możliwości!
Na twarzy ModZilli po raz kolejny zawitał uśmiech. LeadElvis odchrząknął. Radar licznie pokrywały grube krechy.
— W takim razie dziękujemy — wysyczała przez zęby haerzyca.
I gotowe. Tyle w temacie rekrutacji. Jutro pewnie przyjdzie odmowa. No niestety, nie udało się, jaka szkoda, ach żałuję, mówi się trudno, jakoś muszę się z tym pogodzić. Pozwólcie, że wrócę do naprawiania błędów błędami.
<<zapis 12 kwietnia, godzina 21:53>>
fragment powieści Jarosława Księżyka Hydra (premiera 16.11.2023)
Jarosław Księżyk (ur. w 1983 r. w Katowicach) — pisarz, informatyk. Mieszka w Gliwicach. Publikował w antologiach i zbiorach pokonkursowych: Na brzegu nieba (2019), Inspirowani Tyrmandem (2020), Pisanie dobre na chandrę (2020), Przy(e)wracanie (2022) oraz w czasopismach, m.in. w: „Czasie Literatury”, „Esensji”, „Mega*Zine Lost&Found” i „Wyspie”. Współautor dzienników czasu pandemii Jutro nie mieści się w głowie (2020). Wydał tom poetycki Pouczenia Pani Danuty (2019), zbiór opowiadań Indukcja (2021) i powieści Pytia 44 (2022), Hydra (2023).
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved
copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved