KAZIMIERZ BRAKONIECKI
Zeszyt Gotlandia. 1
PONIEDZIAŁEK, 5 III 2001
Od wczesnego popołudnia czekam cierpliwie w holu szwedzkiego portu Nynashamn na prom do Gotlandii. Dochodzi 10.00 wieczorem i wreszcie za szybami poczekalni pojawia się ogromny i oświetlony statek, który uważnie obraca się dziobem do nadbrzeża. Na wprost mnie. Olbrzym cichy jak oceaniczna zjawa z filmu Felliniego. Na czerwonym kominie litera G i napis VISBY. Na burcie GOTLANDIA. Kolos. Zaczynam słyszeć warkot motorów. Teraz przesuwa się bokiem. Cofa się. Przysuwa. Oświetlony. Widowiskowy ptak mechaniczny. Stalowy łabędź. Mruczy, zacicha. Uspokaja się. Ludzie gotujący się do zejścia na ląd. Godzinę później już w maciupkiej kabinie z toaletą, ale sam, bo mało pasażerów.
WTOREK, 6 III 2001, 7.00
W holu portu Visby. Całą noc coś stukało, kiedy się budziłem. Opuściłem prom pokładem towarowym. Potężne tiry, pracujące wnętrzności maszynowe. Zimny, przenikliwy wiatr uderzył i sparaliżował wychodzących i sennych pasażerów: kulący się ludzie rozbiegli się do pozostawionych aut, na przystanki autobusowe, do poczekalni, gdzie i ja się schroniłem. Tutaj jeszcze zima. Zamówiłem śniadanie, patrzę przez wielkie okna, stopniowo hala pustoszeje z tych nielicznych, co się tu schronili. Widzę zadbany port, rowery w śniegu, pojedyncze postacie zgięte pod wiatrem, miasto na wysokim brzegu w oddali (czerwone dachy, biały kościół z trzema wieżyczkami). Po ósmej słońce wychodzi zza pagórka, na którym stoi Visby, a ja wyruszam w poszukiwaniu The Baltic Centre for Writers and Translators, ulica Uddens gränd 3.
13.00
Bałtyckie Centrum dla Pisarzy i Tłumaczy mieści się w dwóch piętrowych, stojących na przeciw siebie domkach. Zakwaterowany zostałem na parterze w dużym, środkowym pokoju od uliczki, więc nie mam widoku na tę białokamienną katedrę, która wynurza się z o wiele niżej położonej starówki od strony morza — nasz dom stoi na szczycie tej niezwykłej skarpy i jakby wpatruje się w te wystające z dna dziejów drewniane hełmy pokaźnej świątyni, której wielkość można ocenić dopiero po długim i stromym zejściu w dół.
W tym ważniejszym budynku mieści się biuro rezydencji. Niezwykle ciepło przyjęła mnie w nim szefowa Lena Pasternak, Rosjanka z Rygi, od wielu lat w Szwecji, a od ośmiu w samym Visby na tym stanowisku. Tutaj też duża biblioteka, salon, pracownie, kuchnia, administracja. Wyposażenie świetne, technicznie i artystycznie dopasowane do nastroju wnętrza „pisarskiego”. Zapoznano mnie z miejscem, zaprowadzono do banku, gdzie wypłacono tysiąc koron — dostanę w sumie sześć tysięcy miesięcznego stypendium, z których chciałbym zaoszczędzić dwa tysiące, aby zwróciły mi się koszty podróży tam i z powrotem. Nic dziwnego, że jestem w doskonałym nastroju, a mam pisać wiersze „niedoskonałe”, bo jakże mógłbym inaczej, skoro gardzę stylem? Chodzi mi po głowie nadbałtycki poemat Terra nullius, ale zupełnie nic o nim nie wiem poza samym tytułem. Do czytania wziąłem ze sobą ciężki tom Toynbeego o historii, Levinasa Całość i nieskończoność. Jestem wolny, żadnych zobowiązań, trochę to przeraża, trochę emocjonuje. Z niecierpliwością czekam na zew magii miejsca. Jestem tutaj pierwszy raz, w ogóle w Skandynawii, o dziejach wyspy niewiele tak naprawdę wiem, ale liczę na bezpośrednie doświadczenie zmysłowo-metafizyczne. Jak zwykle: doświadczenie świata poprzez skórę żywego wiersza.
15.30
Długi dzień. Tak często bywa na początku wydarzeń czy powoli rozwijającej się przygody. Wróciłem ze spaceru po mieście pełnym kościelnych, wapiennych ruin z okresu średniowiecza, obronnych — poniszczonych mocno — murów miejskich z basztami. Romantyczne miejsce do pisania powieści historycznych, to już wiem. Fascynujące. Wyspa Gotlandia to jedna z kolebek germańskich Gotów, którzy z terytorium dzisiejszej (wyspiarskiej) Szwecji wyruszyli przez Bałtyk na południe w I w.n.e., zatrzymując się w dzisiejszej pomorskiej Polsce ( region ujścia Wisły, w okolicach późniejszego portu Wikingów Truso), zanim wyruszyli na wielką i czasochłonną wędrówkę ludów, dzieląc się na Wizygotów (królestwo w na Półwyspie Iberyjskim) i Ostrogotów (zajęcie Rzymu). Samo Visby należało do niemieckiej Hanzy i miało wielkie znaczenie w średniowiecznej wymianie dóbr i ludzi na Bałtyku, pełniąc ogromnie ważną rolę w europejskim handlu między zachodnim (najczęściej germańskim) a wschodnim wybrzeżem (Ryga, Nowogród Wielki — zresztą też już pod germańskim nadzorem, albo panowaniem). Było atakowane, zajmowane (przez Duńczyków, piratów, a nawet Krzyżaków), aby współcześnie stać się nieprzeciętną atrakcją turystyczną w okresie wakacyjnym.
Cicho i pusto na bocznych wąskich uliczkach, zabudowanych drewnianymi domkami wzmocnionymi pruskim murem, na niebie zimne słońce i wiatr. Kieruję się nad morze w wietrze i słońcu. Śnieg topi się, nad otwartym brzegiem wiatr przybiera na sile, fale rzucają się na kamienistą plażę, na mniejsze i większe głazy. W oddali, w kierunku południowym, widzę bardziej strome wybrzeże. Kilka miesięcy spędziłem nad kanadyjskim Pacyfikiem, często przebywam nad bretońskim Atlantykiem, ale nie znam tak naprawdę Morza Bałtyckiego, nie licząc kilku krótkich pobytów letnich na bałtyckiej, polskiej plaży, przelotnych wizyt w Trójmieście i Szczecinie. Teraz mam wyjątkową okazję przebywać w pobliżu morza dłużej i samotniej, widzieć je codziennie, doświadczać, przyglądać się mu, rozmawiać, kontemplować. Erwin Kruk w znakomitym tomie wierszy Kraina Nod przywoływał doświadczenie nadbałtyckich Prusów frazą o tym, że Bałtyk jest naszym Morzem Śródziemnym, a chodziło mu o mitotwórczą ekspansję osobisto-plemienną ogniskująca się wokół porozrywanej pamięci polifonicznego miejsca na Północy. Tak czy owak nie możemy w pełni konkurować z mitologią i kulturą Śródziemnomorza, ale to nie oznacza, że nasze morze germańsko-bałto-słowiańskie wyjałowione zostało z symboli, znaków wielokulturowego dziedzictwa, przemian cywilizacyjnych, narodowych narracji. Naszą Troją było Truso, Wolin, a Atenami Lubeka, Gdańsk, Visby, a może nawet i Nowogród Wielki założony czy podniesiony do potężnej handlowej wielkości przez skandynawskich Waregów zwanych Rusami (czyli ze szwedzkiego „Wioślarzami”), którzy wyruszyli na południe, aby w Kijowie założyć mocarne państwo Rurykowiczów! Szwedzi i później próbowali narzucić Bałtykowi swoje całościowe i terytorialne panowanie (jak jakiś starożytny Rzym), ale potknęli się o moskiewskie mocarstwo rosyjskie, które szukało swojego nadmorskiego terytorium, aby założyć niezamarzające porty. Jednym z nich stała się ponownie ożywiona Ryga, ale to Sankt Petersburg stał się największym nad Bałtykiem dostawcą i twórcą uniwersalnych mitów kulturowych i politycznych.
Wymyśliłem dla Warmii i Mazur pojemny koncept Atlantydy Północy, jako wyobrażenie tego, co na dawnej Ziemi Pruskiej było, przetrwało albo i nie przetrwało, a co do nas — nowych mieszkańców Powiśla, Warmii i Mazur, obwodu kaliningradzkiego — przemówiło dobitnie i w sposób nienacjonalistyczny (po przemianie 1989 roku) swoją zrujnowaną, odrestaurowaną wielokulturowością, polifonią wielonarodowościową. Inspirowałem się Rodzinną Europą Miłosza, Sarmacją Bobrowskiego, Krainą Nod Kruka, lecz nie chodziło mi o reaktywizację za wszelką cenę dziedzictwa prusko-niemieckiego ani o mitologizację plemion pruskich czy klanu mazurskiego, lecz o wymiar otwartego mitu kulturowego o charakterze lokalno-uniwersalnym, który by kreował pozytywny wizerunek nowoczesnego regionu europejsko-polskiego. Zakorzenienie w przeszłości nie miało być ani doktrynalne, ani jednostronne (jednonarodowe), lecz kierunkiem odnowy myślenia geopoetyckiego scalonego z pochwałą istnienia obywatelsko-pokojowego racjonalnie myślących i empatycznie czujących obywateli miejsca-świata, których nazywałem Kosmopolakami.
I takie to skojarzenia wpadały i wypadały mi z głowy poddanej sile wodnego i powietrznego wichru. Tam, gdzie głębia przechodziła raptem w płyciznę, morze załamywało wysokie i spienione fale, ukazując zielone, prześwietlone słonecznymi promieniami, śliskie podbrzusze. Natomiast w tych miejscach, w których dno równomiernie podnosiło się, fale z daleka docierały, umiejętnie i rozlegle słabnąc, nie pozostawiając na samej plaży nic więcej jak wilgotne westchnienia. Niebiesko-granatowe odcienie przybrzeżnych głębin i zielonkawe płycizny. Silny wiatr utrudnia oddychanie, mocarne konary drzew tańczą, ale kaczki za głazami nic sobie z tego wiru powietrza i wody nie robią. Zalane wodą wypływają nieustraszenie, otrząsając się.
Powrót na starówkę, pełną licznych gotycko-romańskich kościołów, które na początku XVI wieku opuścili wierni, gdyż nadeszła epoka reformacji, zmian geopolitycznych. Zburzone przez Niemców podczas kolejnego konfliktu o dominację świątynie zaczęły popadać w ruinę. Na tak małym skrawku zamieszkanej i warownej ziemi tyle ruin kościołów! Historyczne społeczeństwo Visby to nieliczni potomkowie Gotów i Wikingów, którzy pozostali na wyspie, oraz o wiele liczniejsza, płynąca licznymi falami ludność z Niemiec, nie tylko z hanzeatyckiej Lubeki.
St. Lars (St. Laurence) — wybudowano na planie bizantyjskiego krzyża, miał transept. Drothen Kirche ( p.w. św. Trójcy?) — jeszcze większa ruina. Placyk z pomnikiem z brązu jakiegoś ważnego mężczyzny, po drugiej stronie drewniany domek z osmołowanych desek, stojący bokiem do uliczki (dach z papy, ceglany komin), z napisem wyrytym na desce ponad niskim oknem: PER ASPERA ET DEO AD VICTORIAM. Przez gwiazdy i Boga do zwycięstwa. Może i tak. Dotykam ręką czarnego domku, do którego wejścia broni czarny płot z desek. Po drugiej stronie przechodzi szczupła, zmysłowa, czarnowłosa dziewczyna w czarnych pończochach, na plecach niesie gitarę w czarnym pokrowcu. Patrzy na mnie, a raczej na moją dłoń dotykającą smolistej deszczułki. Może dzięki temu dopiero teraz ujrzała ten dom i ten napis, mimo iż codziennie przechodzi obok, bez zainteresowania. Jak to w codziennym życiu bywa. Może — morze.
Szachulcowe domki, też i kamieniczki kamienne. Dochodzi szum Bałtyku. A teraz obchód wzdłuż warownych murów. Wież obronnych było 29, z czego sześć pełniło funkcje bram miejskich. Długość muru wynosiła podobno ponad 3 km. Krzyżacy rozbudowali umocnienia podczas swojej krótkotrwałej bytności, np. wieżę północną zwaną Cames na przełomie XIV i XV w. Docieram do dawnego kościoła mariackiego, to zdaje się jedyna pozostawiona w spokoju, chociaż wielokrotnie przebudowywana, świątynia. Imponująca, wyrasta z dolinki w stronę wyżej położonych uliczek i murów miejskich: biały kamień, wieże, sterylne wnętrze. Znajduję liczne płyty nagrobne i małą rzeźbę. Mimo wszystko wolę ruiny. Obok schody, którymi zmęczony wspinam się długo w stronę literackiej siedziby. Twarz płonie od wiatru. W uszach szumi morze! Wszystko, co stare, zrujnowane zbudowane jest z miejscowego kamienia. Jak apteka w „schodkowej” kamienicy gotyckiej. W 1995 roku Visby wpisane zostało na listę światowego dziedzictwa. Port czynny był w obrębie obronnych murów do 1400 roku. Goci stąd dotarli pod Olsztyn, zanim podążyli dalej na południe. Nad jeziorem Skanda można dostrzec resztki ich warownego grodu. Gotlandia — to pierwotna ojczyzna Ostrogotów i Wizygotów, którzy zapisali się w historii zmierzchu cesarstwa rzymskiego. Skanda to także imię hinduistycznego boga, dosyć żywiołowego. Wszystko ze wszystkim się miesza!
dochodzi 18.00
Trochę spałem, trochę rozmyślałem. Moim zajęciem będzie właśnie myślenie, doświadczanie miejsca i pisanie wierszy (i to chyba o tym miejscu, bo czuję rosnące we mnie napięcie zrodzone z niecierpliwej ciekawości). Zapada zmierzch, zapala się latarnia uliczna. Pojawia się księżyc, który zmierza do pełni. Moje okna są na parterze, widzę brukowaną uliczkę, szczyt bramy obronnej, mur posesji, śnieg zalega na chodnikach, ulice są puste i sprzątnięte.
Księżyc w pełni z wysoka patrzy
w moją twarz i rywalizuje z uliczną lampą
za oknem szczyt średniowiecznej wieży
wąskie dachy śnieg na chodnikach
i poruszający się po bałtycku wiatr
Za domem w którym mieszkam zbocze
jasne oblicze z piaskowca uratowanej katedry
trzy wieże które splata gęsto sine niebo
i szumiące frenetycznie morze
które kładzie na murach chropowate ręce
W tej wysepce kamiennej i wodnej
siedzę opuszczony jak ruina runy
chcę się modlić o wiersze do kamienia
do fali mewy i księżyca twardej tarczy
siedzę w natchnieniu godzin we wnętrzu
nieznanej mi tu mocnej i płynnej rzeczy
wymowny jak każdy kto przyszedł i stąd odejdzie
niemy zimowy kwiat
ŚRODA, 7 III 2001, 8.00
Okna moje wychodzą na wschód. Mam teraz białe, zimne, okrągłe słońce w szybie na wprost łóżka. Pierwsza noc minęła całkiem nieźle w obcym łóżku, pokoju, mieście, wyspie, państwie. Po godzinnej gimnastyce idę zrobić sobie śniadanie w osobnym pomieszczeniu na końcu korytarza. Widok na port (promowy, jachtowy, rybacki). Na morze, czerwone dachy i ruiny kościoła poniżej. Jakaś blada chmurka na horyzoncie. Niebiesko-granatowe morskie wody, dzisiaj jest spokojniej. W głowie szumi jeszcze wczorajszy wiatr. Ustaliłem, że każdego przedpołudnia wyruszać będę na dłuższy spacer. Wracać będę między 14.00 a 15.00.
Zielono-jasnoniebieski pokój
rozświetla północne słońce
ten zachwycający porannie cudak
kurtka wisi na mrukliwym wieszaku
książek pilnują długopis i ołówek
lornetka do plecaka i notes
na progu oglądnę się i na chwilę umrę
miłości moja stroisz moje włosy morzem
Kiedy kochasz nie szukasz miłości
kiedy kochasz nic nie wiesz o miłości
cały jesteś miłością i jej zachwyceniem
na progu oglądniesz się i na chwilę umrzesz
widząc w lustrze dnia wilgotne oczy
powrót o 14.00
Visby liczy ok. 25 tys. mieszkańców, a cała Gotlandia — 50.000. Spore bezrobocie, młodzi ludzie uciekają. Życie zaczyna się tutaj w letnim, krótkim sezonie turystycznym. Przeszedłem się wzdłuż lepiej lub gorzej zachowanych murów i bram. Niektóre malusieńkie domki na szczycie wzgórza mają okienka prawie na wysokości ulicy albo zaledwie metr od jej poziomu. Drewniane, osmołowane, otynkowane, zamknięte i śpiące. Kolejne ruiny po drodze: St. Nikolaus, klasztorny i dominikański z XIII w., sklepienia zachowane, ogromny, cegła. Ten też ucierpiał podczas najazdu Niemców z Lubeki w 1525 i zaczął popadać w ruinę. Sroki, kawki, gołębie. St. Clemens (XII w.) — szeroka, kwadratowa wieża, wygląd obronny (wszystkie chyba świątynie spoglądają na morze, skąd nadchodziły nawałnice, ataki wrogów, ale i zasobne statki handlowe albo wypełnione pielgrzymami). Sta Karius (Katarzyna), franciszkański i halowy (rzadkość), pięknie zachowane kolumny jakby z innego kamienia, smukłe i wygładzone. Zawrót głowy od tych ruin, ich liczby i skali ich wielkości. Musiało tu naprawdę toczyć się życie religijne, kościelne, a miejscowej ludności i duchowieństwu nie brakowało środków na budowanie kolejnych klasztorów i przybytków duchowych. Robi to wrażenie. Latem ruiny na pewno są podświetlane. W kościoły wrośnięte są domki, budki, pensjonaty porośnięte zielonym bluszczem. Resztki zamku wybudowanego przez Eryka Pomorskiego. Spichlerze gotyckie. Śródmieście współczesne: zabudowa miejska, gmachy publiczne dwu- i trzypiętrowe. Tyska Orden — Zakon Krzyżacki. Interesujące muzeum historyczne Gotlands Forusal. Pracownica pomyliła mnie z jakimś profesorem rosyjskim Aleksiejem z Petersburga, na którego tu czekają, i wręczyła mi rosyjski przewodnik. Sprostowałem. Tylko przebiegłem, popatrując na oryginalne kamienie runiczne, nagrobne, odkrywkowe groby prehistoryczne, na poglądową wystawę o lokalnej historii (wszystko dobrze zaprezentowane). Trochę miejscowej sztuki sakralnej (prowincjonalnej rangi), dla młodzieży ekspozycja przyrodnicza. Świetnie przygotowany dział życia codziennego na przestrzeni stuleci. Warto było zajść. Przepisałem charakterystyczną dla wyprawiających się za morze Skandynawów, Wikingów i Germanów notkę: „Dog österut” (Zaginiony na wschodzie). Aktualna zresztą do połowy XX stulecia. Obrazek nagrobny przedstawiał raczej śmiesznego pana na koniu, a przed nim pana leżącego z rogiem w ręku… Na pewno to znaczące… W krzaczkach za drewnianym płotem dostrzegłem ptaka z kolorowym dziobem, na pewno to kos. Śnieg, czarny płot, jaśniepański, ruchliwy kos, podmuchy morskiego wiatru.
Spanie po spacerze. Księżyc bez lisiej czapy, a po godzinach w lisiej czapie. Wspominam „mój” pokój w mieszkaniu w kamiennym Saint-Brieuc w Bretanii. Tam też grudniowy księżyc na mnie czekał, jak i kamienie, które zbierałem z granitowego wybrzeża. Nad Olsztynem ten sam księżyc świeci w pełni. Jestem podatny na jego obecność. Wieczorna lektura studium historii Toynbeego. Pisze o kulcie religijnym Białej Bogini na Krecie minojskiej. Celtowie, Biała Bogini, poezja drzew, nawiedzają mnie zapamiętane obrazy z muzeum z grobów neolitycznych: szczątki ludzkie, strzała w biodrze. Kobieta trzydziestoletnia albo to, co po niej zostało: piszczele i grzebień do włosów. Włosów nie ma, jest czaszka, rozpadłe łono, które kochało, rodziło…
Widziałem brzozę która płakała
widziałem buka który krzyczał
jestem zaklęty w drzewie życia
brzoza i buk staną się trumną
dla mojego ciała i kosa i kruka
byłem łukiem i cięciwą byłem strzałą i celem
jestem z tego świata i innego
mój umysł zrodzony został poza światem
Takie pisanie to zabawa, czekam na „doświadczenie konkretu metafizycznego”, ale na taką lokalną „metafizykę doświadczalną” (to mój program poetycki od lat) jest jeszcze za wcześnie. Może w ogóle niczego autentycznego nie uda mi się wykrzesać.
W gotlandzkim muzeum
czuję że rosną mi jak umarłemu
paznokcie i włosy
posypcie na mnie ochrę i popiół
udam się do Helu krainy umarłych
przez to samo morze
które przykrywa czaszki i wyspy
zagrajcie życie na piszczałkach z kości
może z żoną młodą się obudzę
i wsiądę znów do plemiennej łodzi
toporem odrąbię księżyca głowę
Kazimierz Brakoniecki (ur. w 1952 r.) – olsztyński poeta, pisarz, tłumacz poezji francuskojęzycznej, animator kultury, kurator wystaw sztuki polskiej XX wieku, współzałożyciel i jeden z liderów pisma, stowarzyszenia oraz fundacji Wspólnota Kulturowa „Borussia”. W latach 1995-2018 dyrektor samorządowego Centrum Polsko-Francuskiego Côtes d’Armor Warmia i Mazury w Olsztynie. Otrzymał m.in. nagrodę im. Stanisława Piętaka (1991), paryskiej „Kultury” (1996), Ministra Kultury (2002), Laur UNESCO (2007), Literacki Wawrzyn Warmii i Mazur (2008). Ostatnio opublikował: tom prozy Historie bliskoznaczne (2008); książki eseistyczno-podróżnicze: W Bretanii (2009), Dziennik berliński (2011), Notes kurlandzki (2017), Dziennik olsztyński (2022); dziennik literacki Cudoziemiec (2018) oraz tomy wierszy: Ciałość (2004), Europa minor (2007), Glosolalie (2008), Obroty nieba (2010), Chiazma (2012), Terra nullius (2014), Amor fati (2014), Obrazy polskie (2017), Erodotyki (2018), Twarze świata (2019), Oumuamua. Atlas wierszy światologicznych (2022), Lekcja poezji dla zaawansowanych (2023).
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved
copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved