Skip to content
e-eleWator zachodniopomorski miesięcznik literacki

ANDRZEJ BALLO

Czy Moravia wiedział, o czym pisze?

Nieprzypadkowo Monica Bellucci jest Włoszką. Wprawdzie brzmi to jak buddyjski koan, ale wiele tłumaczy. Włoskie ciało to ciało naturalne, a wszelkie ozdobniki służą tylko podsyceniu jego zmysłowej re- i percepcji. Po co człowiekowi ciało? Zazwyczaj po to, aby ubranie na nim dobrze leżało. Nawet na najpiękniejszej duszy, niestety, zwisa. Wprawdzie ciału zdarzają się nadwaga i zmarszczki, ale to tylko efekt uboczny procesu zwanego życiem. Ciało w wydaniu włoskim to kłębowisko namiętności, witalność i ekspresja. Wystarczy spojrzeć na obrazy Caravaggia, poczytać Boccaccia i Pitigrilliego, obejrzeć filmy Pitigrilliego i Felliniego. Ciało przemawia tam swoim sugestywnym językiem. Ów niewerbalny przekaz pojawia się chociażby w gestach. Istnieje takie powiedzenie: „zabierzcie Włochowi ręce, to nie zrozumiecie, co powiedział”. Kanony piękna ludzkiego ciała, podobnie zresztą jak i miłość, stworzyła literatura. W starożytności kobiety z małym biustem uchodziły za atrakcyjne (to jedyna rzecz, która mnie zniechęca do antyku), w średniowieczu fryzura nie miała żadnego znaczenia, powabną była kobieta, która była po prostu umyta, w renesansie sexy były wąskie usta (być może dlatego uprawiano gwizdanie), w baroku szalonym powodzeniem cieszyły się panie o bujnych kształtach (nadwaga była wtedy zaraźliwa), w romantyzmie zwracała uwagę zgrabna, sprawnie kręcąca się kibić. We współczesności kanon jest tak obszerny jak obszerna jest paleta barw kobiecej atrakcyjności albo przekątna ekranu.

Ale ad rem, czyli ad Moravia. Powiada się, że za każdym wielkim mężczyzną stoi wielka i niezwykła kobieta. W życiu Alberto Moravii wielką rolę odegrały dwie pisarki: Elsa Morante i Dacia Maraini. Moravia powtarzał, że nigdy nie stracił dla Elsy głowy, ale jej umysłowość wydawała mu się fascynująca. Czyli mózg, choć niewidoczny, może być jednak sexy. Dacia była atrakcyjniejsza od Elsy o biodra, twarz i biust. Z jedną i drugą wytrzymał 20 lat, co jest dowodem na to, że pisarz potrafi być w miarę trwałym partnerem. Trzecią żoną Moravii była Carmen Llera — też literatka, młodsza o 45 lat od Alberto. Była na tyle ładna, że nie musiała dobrze pisać. Wobec powyższych faktów, a raczej związków, można wysnuć wniosek, iż literatura może być przenoszona drogą płciową.

Alberto Moravia był kiedyś pisarzem w naszym kraju dość popularnym. Generalnie, kiedyś pisarze byli obdarzani większą rewerencją niż teraz, a przede wszystkim wydawani i czytani. No… ale wtedy było mniej kolorowych gazet i nie było Pudelka. Całkiem niedawno przeczytałem Nudę, pół wieku po wydaniu jej w oryginale. Warto więc o tej powieści tu napomknąć. Główny bohater, 35-letni Dino, jest niespełnionym artystą i bogaczem, który nigdy nie musiał zarabiać na własne utrzymanie. Dino cierpi na dziwny rodzaj melancholii, którą sam nazywa nudą. Nuda jest dla niego swoistym poczuciem abstrakcyjności otaczającego świata i niemożności nawiązania kontaktu z rzeczywistością (skąd my to wszyscy znamy?). Dino wdaje się w romans z 17-letnią Cecylią, relację początkowo traktuje jako krótkie urozmaicenie, które z zasady musi przerodzić się w dobrze znaną nudę. Wszystko jednak się zmienia, gdy w związek nieoczekiwanie wkrada się zazdrość. Bohater odkrywa, że nie będzie umiał uwolnić się od kochanki, dopóki ta nie przestanie być dla niego tajemnicą. Kobiety od zarania ludzkości mają swoje metody (per fas et nefas), aby zwrócić na siebie uwagę mężczyzny. Przede wszystkim operują tu swoimi cielesnymi powabami, bo żaden facet nie poleci na kobietę kokietującą tensorem metrycznym Riemanna czy zestawieniem weekendowej sprzedaży. Od tej pory relacja Dina i Cecylii zamienia się w zabójczą grę. Im bardziej Dino próbuje zrozumieć motywy postępowania Cecylii, tym bardziej dziewczyna mu się wymyka. Jedynie realny w związku tych dwojga okazuje się zwierzęcy seks. I właściwie nie ma w tym nic złego, a na pewno to lepsza forma aktywności fizycznej niż nordic walking. Ale wracając do powieści, Nuda jest wspaniałym studium samotności, rozpaczliwą próbą wydostania się z niewoli ciała, a zarazem opowieścią o narastającym obłędzie i daremnej próbie rozwikłania zagadki, której człowiek nie jest w stanie rozwiązać, nawet gdyby został polskim politykiem lub aktorem.

Reszta powieści Moravii jest znana polskiemu czytelnikowi, szczególnie temu po 50-tce. Pogarda utrwaliła się w nas także dzięki Godardowi i kręcącej tyłkiem Brigitte Bardot w roli Camille — czyli powieściowej Emilii. Historia stara jak świat — kobieta chce wygodnego mieszkania i żywota, więc jej mąż Riccardo rezygnuje z dramatopisarstwa na rzecz pisania lekkich, łatwych i komercyjnych scenariuszy filmowych. Jest tak zdeterminowany, że zmienia z miłości i z merkantylnych powodów jeden z najważniejszych mitów greckich, mit o Odyseuszu. Emilia całkiem słusznie obdarza go coraz większą pogardą, nie tylko w ramach solidarności z kulturą grecką. Czego to człowiek nie zrobi dla kobiecych wdzięków, ale żeby robić to kosztem Homera ?

Kolejne powieści odnoszące się do kobiet, a więc i do ciała to: Rzymianka i Matka i córka. Rzymianka to powieść dla tych, którzy lubią klimat rzymskich uliczek i subtelnego kobiecego piękna. Bohaterką jest piękna Adriana, która wyrokiem nie tylko kompozycji czy fabuły, ale raczej igraszki i okrutności losu, staje się prostytutką. Adriana dla swoich mężczyzn jest nie tylko świątynią rozkoszy ale również psychoterapeutką, powierniczką ich smutków i najgłębiej skrywanych tajemnic. Jej wewnętrzne piękno, mimo wielu klęsk i cierpień pozostaje nietknięte i przejawia się w ogromie miłości, którą jest zdolna obdarzyć kolejnych swoich mężczyzn. Optymizm Adriany jest zaraźliwy i zmusza czytelnika do refleksji, że mimo iż skutek naszych poczynań jest inny od zamierzeń, to i tak można doszukać się w tym wszystkim jakichś uroków.

Matka i córka to z kolei bardzo ciekawa i dramatyczna opowieść o wojennych losach pięknej, zaradnej wdowy Cesiry i jej osiemnastoletniej córki Rosetty. Moravia posłużył się tu narracją pierwszoosobową, narratorką jest Cesira, która w prosty, chłopski wręcz sposób, bardzo realistycznie opisuje rzeczywistość. Moravia w tej powieści nie pokazał Włochów z najlepszej strony, ale świetnie zarysował postaci, a najsilniejsze znowu okazały się kobiety. Więcej szczegółów nie zdradzę, chociażby z powodu ograniczonej przestrzeni i wrodzonej przekory. Leniwi mogą obejrzeć obie powieści na szklanym ekranie. Rzymiankę zrealizował Luigi Zampa, a w roli Adriany wystąpiła Gina Lollobrigida. W scenariuszu maczał palce jeden z moich ulubionych włoskich scenarzystów — Ennio Flaiano. Matkę i córkę zrealizował wielki Vittorio de Sica, Cesirę zagrała jeszcze większa Sophia Loren i to tak dobrze, że dostała Oskara. Tu scenariusz napisał mój mistrz — Cesare Zavattini, człowiek, który wymyślił włoski neorealizm. Jednakże polecam oryginały, czyli powieści. Na adaptacjach filmowych łatwiej jest zasnąć.

Moravia napisał też więcej powieści, ale ze względów merytorycznych i subiektywnych, w tym fanaberii, wspomniałem tylko cztery, które wydały mi się najistotniejsze w kwestii kobiecości i ciała. Nie sposób nie wspomnieć o genialnych wręcz opowiadaniach, wydanych pod tytułem Raj. 34 portrety kobiet. Rembrandt nie powstydziłby się, cała paleta barw. 34 studia kobiecej psychiki, począwszy od stanów zagubienia i beznadziei do skrajnego cynizmu i wyuzdania. Moje ulubione opowiadania to: Cwaniaczka, Niech żyje Verdi i Ach, rodzina. Moravia w swoich etiudach szydzi przy okazji ze słynnego modelu kochających się włoskich rodzin. Ale o tym przeczytajcie sami, nie chcę odbierać wam znowu przyjemności czytania.

Doszliśmy niechybnie do puenty, która jest odpowiedzią na pytanie — skąd Moravia zna tak dobrze kobiety? Odpowiedź może być tylko jedna — żony mu wszystko opowiedziały.

Alberto Moravia — człowiek z sową na ramieniu. I to dosłownie, bo tak spacerował po mieście z Elsą, która prowadzała kota syjamskiego. Polecam! Spacery i twórczość Alberto.

Andrzej Ballo (ur. w 1964 r.) – poeta, prozaik, dramaturg, scenarzysta i autor tekstów piosenek. Mieszka od urodzenia w Lidzbarku Warmińskim. Wiersze, opowiadania i felietony publikował m.in. w: „eleWatorze”, „LaRiviście”, „Last and Found”, „Migotaniach-Przejaśnieniach”, „Pograniczach”. Jako gitarzysta akompaniuje Annie Jurksztowicz, dla której napisał słowa piosenek wydanych na płycie Poza czasem. Muzyka duszy (2014). Wiersze Andrzeja Ballo śpiewa też Monika Lidke na płycie Gdyby każdy z nas (2017). Jego dramat Wszystko przez Judasza (2015) został wyreżyserowany przez Stefana Friedmana i Piotra Szwedesa. Wydał tomy wierszy: Anonse i przepowiednie (2011), Wiersze algebraiczne (2011), Wiersze napisane (2011), Niebawem (2012), Wierszem (2012), Lubię to! (2013), Zapewne (2014), Zaiste (2014), Wiersze kolejne (2015), Ballo Amoroso. Wiersze z miłości (2015), Komukolwiek (2015), Owszem (2016), Poniekąd (2016), Onegdaj (2018), Tempus fugit (2020), Albowiem 2021), Bodajże (2021), Niczyje (2023) oraz powieści: Dowód ontologiczny (2017), Made in Roland (2020).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content