Skip to content
e-eleWator zachodniopomorski miesięcznik literacki

MARCIN BAŁCZEWSKI

Ważne, że żyjemy w lepszym świecie

Zastanawiał się. Czytał i wciąż zastanawiał się. Zamieszał łyżeczką w herbacie.

Zastanawiał — to nietypowe, jak dla niego. W sumie nietypowe, jak dla większości przeciętnych ludzi. Większość wcale się nie zastanawia. Bo po co?

— Co by było? — wciąż powtarzał to sobie, wciąż mieszał łyżeczką w herbacie. — Co by było, co by było, co by było. Naprawdę co by było, gdybym zamknął jedno oko.

Czytał i zastanawiał się, czy tekst czytany jednym okiem byłby mniej przejrzysty, nieco bardziej może dziwny, miał wątpliwości, czy jest takie słowo, a może przypadkowo odkryłby jakieś inne, nieznane mu wcześniej konteksty. Może zmiana perspektywy czytania pozwoliłaby zrozumieć pewne niuanse, które do tej pory były całkowicie nieznane, niezrozumiałe, zamazane. W ogóle poza nim. Zastanawiał się, przestał mieszać łyżeczką w herbacie, a potem wcielił to w życie. Zmrużył to jedno, to drugie oko, wziął do ręki gazetę i próbował przeczytać zwykły, najzwyklejszy tekst z rubryki sportowej. Coś o Premier League, a poniżej kilka linijek o wynikach Polaków w niepopularnych sportach zimowych.

Znany krytyk jeździ po kraju z cyklem warsztatów. Podobno w każdym mieście port, podobno w każdym mieście inny. Podobno zacumować w łodzi, to jak zacumować w dziele, albo do. Podobno, gdy uprawiał seks z praktykantką, martwił się o poród swojej żony. A potem nawet i o połóg, nie mylić z porodem, taki zdolny był i zaradny. Praktykantka już z nim nie sypia.

Tak naprawdę interesuje to większość ludzi, jak zeszłoroczny śnieg, albo rzeka. Nikogo normalnego nie interesują tego typu rzeczy. To problemy zerowego świata, zero waste world, czy jakoś tak. Słowa nie dają nic. Można mrużyć oczy coraz bardziej i bardziej, aż nerw w oku odmówi posłuszeństwa. Wszyscy odmawiają i cieszą się. Konradzie, obudź się, ożyj, czy inne bzdury. Nie pragnę Konrada, bo mam na koncie więcej książek, niż zapisano w regulaminie. Kropka.

— Gdybym tylko mogła cokolwiek zmienić. Tak się nie da, musi dać, tak się nie da, musi dać, tak… — myślała, wyliczała i wiedziała, że kolejne oko przymrużone oznacza, że nie będzie już nic widziała. Poza tym nie będzie wiedziała, gdzie stoi herbata i przez przypadek mogłaby ją strącić na ziemię. Niechcąco zmieniła w tym czasie płeć, ale to nie miało znaczenia, bo nadal tekst wydawał się inny, niż gdy się spogląda na niego oboma oczami, obiema oczami, tymi dwoma, co się ma. Inny, ale to było wciąż za mało. Wciąż zastanawiała się, coraz bardziej.

— Gdybym tylko zrozumiała — pomyślała i aż jej łzy poleciały po policzkach, tak bardzo zacisnęła oczy, aby zobaczyć kolejną warstwę, kolejne sensy całości. Przypadkowo prawie strąciła herbatę na podłogę. — Gdybym tylko dała radę. Muszę, muszę dać radę, wiem, że tak trzeba. Tak trzeba, po prostu.

Naciskała na powiekę, wciąż i wciąż, mocniej i mocniej. Oko pulsowało pod jej opuszkami. Palcami przytrzymywała gałkę, aby tylko wyczuć coś więcej, coś, czego wcześniej nie wyczuwała w tekście.

— Prawdopodobnie nie warto. — Tylko tyle udało się jej przeczytać, wysiłek był zbyt wielki, aby cokolwiek więcej móc przeczytać. Ból zbyt duży, w dodatku herbata spadła na podłogę i musiała szybko posprzątać wylany napar. — Tylko tyle udało mi się przeczytać — powiedziała nie wiadomo w jakim celu sama do siebie, ale to w sumie u niej normalne, często rozmawiała sama ze sobą, szczególnie gdy myła podłogę. — Ten wysiłek jest zbyt wielki, aby cokolwiek więcej móc. Prawdopodobnie nie warto. Muszę się z tym zgodzić.

Zastanawiał się, co to w sumie znaczy, teraz czuł, że końcówki męskie są mu w tej chwili bardziej przydatne od żeńskich, o nijakich nie wspominając. Zastawiał się, co może jeszcze zrobić. Jak to rozwinąć, jak uporać się z tym problemem, innego czytania tekstu, przeciętnego tekstu i szukania nowych kontekstów.

— Może przeczytać ten tekst pod światło? — pomyślało i podniosło kartkę w stronę żarówki. Niewiele to dało, wszystko rozbłysło i nic nie zostało. — Nie, to nie jest rozwiązanie — odpowiedziało sobie i zastanowiło się, co jeszcze może być, bo coś jeszcze musi przecież być. Jakaś inna możliwość, poza tym zachciało się pić, więc poszło zrobić kolejną herbatę. — Pewnie tych możliwości są miliony, a ja i tak nic z tego nie pojmę — powiedział, bo czuł się jak przeciętny Polak, który raczej niczego ponad minimum nie pojmie, bo nie musi. — W sumie to nie muszę. — I wciąż zamykała oczy, i wciąż nic ponad nie było więcej. Zapomniał o tym, że miał zrobić herbatę.

— Może trzeba wziąć to wszystko w drugą stronę, w sensie od prawej do lewej. — I zaczęła wytrzeszczać wzrok, czytając kolejną linijkę tekstu w drugą stronę, w sensie od prawej do lewej.

Znana kobieta, której ojcem był znany mężczyzna, krytyk filmowy, jako podpowiedź, pojawia się w stanie, spotykając się z nieznanym, żonatym mężczyzną, dawniej pracującym dla znanej gazety. Nie, można krzyknąć. Nie, i tyle z tego zostanie. Sobol. Więcej niż jedno zwierzę. Lew. Nie. Bo. Stan. Kropka.

Zmrużyło oczy, wytrzeszczało. I wciąż, i wciąż to w jedną, to w drugą stronę. Nie zrozumiało tego, co właśnie przeczytało, czy może to jakaś metafora, przekaz podprogowy, a może po prostu najzwyklejszy bełkot. Zastanawiało się, czy jednak jest coś więcej i więcej. Po chwili zaczęło oddychać szybciej i znacznie głośniej. Na moment zatrzymało się, wstrzymało, zrezygnowało. Miało wszystkiego dość. Było prawie przed stanem paniki, wiedziało, że musi przestać. Poszło po herbatę, przypomniało sobie, że zapomniało ją zrobić.

Wysilił się ostatni raz, myślał, że coś mu pęknie, jakaś żyła w oku, albo coś podobnego. I wreszcie doczytał między zdaniami — polscy krytycy czekają na polskiego Houellebecqa.

Pomyślało. Dupa i tak, czy wzrokiem zwykłym, jednym okiem, wytrzeszczonym, zamkniętymi oczami zawsze będzie czytana w jeden sposób jako dupa. Wreszcie zrobiło sobie herbatę.

— Nie chcę tu być, ale jestem. Ważne, że żyjemy w lepszym świecie. Ważne, że tak jest, tak musi być. — Kolorowe gazety, a raczej postacie w nich zawarte uśmiechały się do całej trójki, która była jednością. — Ważne, że żyjemy w lepszym świecie — powtarzał to sobie kilkadziesiąt razy, popijając herbatę. — I od dziś będę waszym polskim Houellebecqiem (tutaj znacząco mrugam okiem, popijając herbatę).

Marcin Bałczewski (ur. w 1981 r. w Łodzi) — prozaik, autor scenariuszy komiksowych. Mieszka w Łodzi. Wydał powieści: W poszukiwaniu straconego miejsca (2002), Eva Morales de Nacho Lima (2013), Wzór (2022) oraz zbiory opowiadań: Malone (2010) i Fugazi (2019). Jego opowiadania znalazły się w antologiach współczesnych polskich opowiadań: 2008 (2008) i 2014 (2014). Według jego scenariuszy ukazały się komiksy: Aquaworld (2021), Komiksologos pandemia (2021), Sowiet Zombi. Szczęśliwego Stanu Zombi (2022), Szczyl tom 1 — Wschodnia Wieża (2022), Przygody Stacha i Janka. Skarb Amazonki (2022), Marsz (2023), Przygody Stacha i Janka. Krwawy Lotos (2023).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content