Skip to content
e-eleWator zachodniopomorski miesięcznik literacki

ANDRZEJ BALLO

Środowisko literackie? Gdzie?

Pojęcie środowiska literackiego (artystycznego) kojarzy się zazwyczaj z cyganerią lub, jak ktoś woli, bohemą. Bohemę tworzyli artyści niepokorni, awangardowi, dynamiczni, łaknący zmian, przewrotów, rewolt, reform albo zwyczajnej hucpy. Zazwyczaj byli to ludzie otwarci i odważni, nie tylko w łamaniu wszelkich konwenansów. Cyganerię artystyczną datujemy najchętniej od czasów modernizmu czyli od epoki absyntu i różowych pończoch noszonych przez kobiety (to dość istotna informacja w kontekście tego felietonu). Żeby należeć do bohemy nie tylko trzeba było mieć szybko regenerującą się wątrobę, ale przede wszystkim talent i nonkonformizm. Oczywiście nonkonformizm w najlepszym wydaniu, czyli niekończący się wtedy, gdy nie ma za co pić lub żyć. Artyści tworzyli cyganerie czy środowiska z całkiem zrozumiałych powodów, takich jak: szukanie zrozumienia, płaszczyzn wymiany myśli i doświadczeń, miejsc prezentacji twórczości i jej krytyki itp. Pojęcie rywalizacji i konkurencji było wtedy jeszcze mało znane, choćby dlatego, że nie było jeszcze radia i telewizji, i nikt tam się drzwiami, oknami i sypialniami nie pchał. W czasach współczesnych, a innych na razie nie ma, środowiska przerodziły się w koterie. O ile członków środowiska skupia idea, o tyle (to znaczy o kilka tysięcy złotych) członków koterii skupia interes. Rzecz jasna środowisko vel koteria reprezentuje jakieś idee, ale tylko hipotetycznie i na zasadzie parawanu. Członkowie artystycznych koterii funkcjonują jak w finansowej piramidzie. Ci z dołu oddają hołdy i ustępują miejsca na literackim Parnasie (czyli w mediach i w wydawnictwach) tym na górze w płochej nadziei na dopuszczenie do stołu lub chociażby do mikrofonu. Ci z góry skutecznie eliminują w tym czasie co zdolniejszych z dołu, zagrażających ich pozycji lub demaskujących brak talentu lub serwilizm. W najgorszej pozycji znajdują się ci w środku tej hierarchii czy piramidy. Muszą uważać do kogo odwrócić się tyłem. Taka postawa zmusza do ciągłego chodzenia przy ścianie, ale pozostańmy tylko przy tej dość skrępowanej metaforyce i nie ciągnijmy tego wątku dalej. Zajrzyjmy lepiej do bliskiego czytelnikom środowiska literackiego. Gdzież ono jest, nie wie nikt. Podobno w tym samym miejscu co Bursztynowa Komnata. Wprawdzie są próby reanimacji środowiska przy pomocy jakichś literackich spotkań czy festiwali, ale owe zdarzenia bardziej przypominają odpust niż artystyczne czy intelektualne spotkania. Czy może ktoś z czytelników wie, jakie prądy umysłowe tudzież literackie wygenerowało owo „środowisko”? Nikt tego nie wie, nawet znana wróżka Akima. Koteria literacka to mariaż wydawców i zaprzyjaźnionych z nimi literatów. Koneksje tego typu stają się wręcz obligatoryjne. Spróbujcie wysłać do rzekomo otwartych wydawnictw listy czy e-maile z propozycją wydawniczą. W większości wypadków nie dostaniecie żadnej odpowiedzi. Gwoli eksperymentu napisałem do panów Tadeusza D. z sopockiego „Toposu” i do Andrzeja S. z Wydawnictwa Czarne. Mimo deklarowanych przez tych panów w wywiadach pobłażliwości dla twórców, otwartości i zrozumienia nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, nawet lakonicznej, chociażby w postaci „pocałuj mnie w dupę”. Zdecydowanie szybciej odpisze nam znany amerykański aktor lub dziekan wydziału filologicznego włoskiej uczelni. Po cóż zatem podawać adresy redakcyjnych maili skoro się z nich nie korzysta? Na pomoc kolegów po piórze też nie ma co liczyć, nawet nie ma od kogo pożyczyć na obiad. W najlepszym wypadków oświadczą, że piszesz dobrze, ale nie próbuj wydawać w tym wydawnictwie co oni, bo wydawca nie płaci i nie dotrzymuje słowa, poza tym jest zajęty czymś innym np. sadownictwem. Dlatego moi drodzy nie pozostaje nam nic innego — tylko pisać. A środowiska literackie twórzmy z samym sobą, o ile potrafimy na siebie liczyć. Nie napisałem ani jednego słowa o tak ważnych w środowisku krytykach literackich. Dlaczego? Bo ich też nie ma. Gdzie są? Zajęli się czymś pożytecznym, na przykład ogrodnictwem.

Odkładam więc pióro i idę skosić trawę. Nie ma to jak środowisko… naturalne.

Andrzej Ballo (ur. w 1964 r.) – poeta, prozaik, dramaturg, scenarzysta i autor tekstów piosenek. Mieszka od urodzenia w Lidzbarku Warmińskim. Wiersze, opowiadania i felietony publikował m.in. w: „eleWatorze”, „LaRiviście”, „Last and Found”, „Migotaniach-Przejaśnieniach”, „Pograniczach”. Jako gitarzysta akompaniuje Annie Jurksztowicz, dla której napisał słowa piosenek wydanych na płycie Poza czasem. Muzyka duszy (2014). Wiersze Andrzeja Ballo śpiewa też Monika Lidke na płycie Gdyby każdy z nas (2017). Jego dramat Wszystko przez Judasza (2015) został wyreżyserowany przez Stefana Friedmana i Piotra Szwedesa. Wydał tomy wierszy: Anonse i przepowiednie (2011), Wiersze algebraiczne (2011), Wiersze napisane (2011), Niebawem (2012), Wierszem (2012), Lubię to! (2013), Zapewne (2014), Zaiste (2014), Wiersze kolejne (2015), Ballo Amoroso. Wiersze z miłości (2015), Komukolwiek (2015), Owszem (2016), Poniekąd (2016), Onegdaj (2018), Tempus fugit (2020), Albowiem 2021), Bodajże (2021), Niczyje (2023) oraz powieści: Dowód ontologiczny (2017), Made in Roland (2020).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content