Skip to content
e-eleWator zachodniopomorski miesięcznik literacki

ankieta ANDRZEJA ŚNIOSZKA — odpowiada DONAT KIRSCH

Eliminacja awangardy

Andrzej Śnioszek: W latach 70. i 80. był Pan aktywnym uczestnikiem życia literackiego. Jak po latach interpretuje Pan skalę zamieszania wokół „prozy nowych nazwisk”? Większość debiutujących wówczas autorów to dziś nazwiska całkiem zapomniane.

Donat Kirsch: Nie było zamieszania a tylko planowana eliminacja wielu oryginalnych i często awangardowych pisarzy z kilku pokoleń. Eliminacja była dokonana pod oficjalnie dwoma systemami władzy, rozpoczęta kilka lat przed rokiem 1989, zakończona pod koniec lat 90. Eliminacji uniknęli pisarze, którzy politycznie związali się z kręgami laickiej lewicy, która razem z dawnymi komunistami utrzymywała władzę w Polsce do 2015 roku.

AŚ: Jedną z centralnych postaci literatury tamtych lat był Henryk Bereza. Czy zetknął się Pan z nim osobiście? Jak go Pan zapamiętał?

DK: Z Berezą przyjaźniłem się przez ponad 30 lat, głównie na odległość. Bereza istnieje dla mnie jako wybitnie inteligentny człowiek, bardzo rzeczowy literaturoznawca, a także jako wrażliwy i bardzo prywatny pisarz, który w pewnym momencie życia naraził się aktywistom kulturowej inżynierii. Dlatego został skazany na powolną eliminację.

AŚ: Jaki jest Pana stosunek do konceptów historyczno- i krytycznoliterackich Berezy? Pytam zwłaszcza o antynomię „języka martwego” i „języka żywego”, który według Berezy cechował prozę „rewolucjonistów”.

DK: Henryk Bereza wypracował model krytyki modalnej, bazującej na absolutnym respekcie dla autonomii każdego dzieła. W dzisiejszej zdominowanej przez ideologię rzeczywistości taka tolerancyjna z natury metodologia jest nie do przyjęcia. Jeśli idzie o termin „język żywy”, to chociaż chętnie używany przez Henryka Berezę, oddawał on tylko część logiki możliwości, specjalnie w opozycji do dominującego deontologizmu.

AŚ: Co Pana zdaniem spowodowało niemal zupełny — czytelniczy i krytyczny — odwrót od artystycznej prozy spod znaku Henryka Berezy i „Twórczości”?

DK: Kontynuacja rozpoczętych jeszcze w 1945 roku i kontynuowanych po 1989 roku specyficznych programów „socjalistycznej kultury” na użytek mas. Ostatnio mizerne rezultaty tych niegdyś zapierających dech planów kulturowych wyśmienicie skomentowała Magdalena Rabizo-Birek, co pozwolę sobie przytoczyć w całości: „Krakowscy krytycy wsparli najpierw zaangażowaną politycznie literaturę drugiego obiegu oraz literaturę emigracyjną […], po roku 1989 zaś bardziej tradycyjny, bliższy literaturze popularnej nurt nowej polskiej prozy (tzw. »fabulatorów« i »gawędziarzy« […]) — jak się miało okazać — zwycięski w nowej rzeczywistości”.

AŚ: Czy prozie „bereziaków” bliżej do modernizmu czy postmodernizmu? Niektórzy badacze widzą w Marku Słyku pierwszego w Polsce postmodernistę. Inni, jak choćby Włodzimierz Bolecki, bardzo niechętnie używają terminu postmodernizm, opisując literaturę XX wieku w kategoriach modernizmu.

DK: Włodzimierz Bolecki ma zupełną rację. Można dodać, wychodząc poza literaturę, że zniknięcie modernizmu to początek eliminacji cywilizacji okcydentalnej, której zbrodnią było to, że przyniosła dobrobyt i nadzieje, dalekie od perfekcji, ale przecież nieznane w historii człowieka (Ferguson). Postmodernizm jest degeneracją, antytezą nigdy niezrealizowanego modelu kulturowego społeczeństwa postindustrialnego, które miało według socjologów z lat 70. zdominować kulturę Okcydentu (Bell). Społeczeństwo to miało być bazowane na merytokracji, wolnym rynku, równości szans, indywidualizmie i jako takie oferować mogło panaceum na kulturowe sprzeczności kapitalizmu (między etyką pracy i estetyką hedonizmu). Kultura politycznie wdrażana od lat 70. chce sprawiedliwości społecznej (marksistowskiej, gwarantującej równość wyników), wtłaczanej w życie przez ideologicznie i praktycznie motywowane kadry, często międzynarodowe biurokracje. Ta sprawiedliwość społeczna uznaje rodzinę za źródło heteroseksualnej opresji, w tym samym czasie wymagając masowego importu obsesyjnie heteronormatywnych religijnych fanatyków. Z jej wielu dogmatów można łatwo wyliczyć: kolektywizm, ale nie państwa narodowe; ekologiczny kult Gai i islam, ale nie chrześcijaństwo, buddyzm czy hinduizm; ścisłą kontrolę ekonomii i eliminację prywatnej własności, ale też gwarantowanie stanu posiadania starym i nowym „elytom”. Podstawową metodologią budowania takiej sprawiedliwości społecznej jest cenzura. Z tego punktu widzenia postmodernizm to jedynie lista tego, co należy wyeliminować z kultury Okcydentu w imię teorii krytycznej, korekcji „fałszywej świadomości” oraz „represyjnej tolerancji”. Wielu pisarzy określanych dzisiaj mianem postmodernistów po prostu kontynuowało ducha La Belle Époque po katastrofie 1914 roku. Dlatego można ich uważać za modernistów. W historii XX stulecia nawet dwie podobne do siebie dekady, lata 20. i 60., zdawały się szukać kontynuacji modernizmu w popularnej kulturze (Barzun). W obydwu przypadkach polityczne bojówki zastąpiły te hedonistyczne urojenia dyscypliną i poświęceniem dla sprawy.

AŚ: Jednym z bardziej dotkliwych zarzutów wobec debiutujących w latach 70. i 80. prozaików był „socparnasizm”. Pojawiły się sugestie, jakoby pisarze celowo unikali wątków niewygodnych dla władzy, a co za tym idzie kolaborowali z Partią. Dzięki temu mogli publikować w obiegu oficjalnym. Czy w Pana opinii takie zarzuty były słuszne?

DK: W 1973 roku Michał Głowiński użył tego terminu w swoim eseju Tak jest dziwnie, tak jest inaczej. Mógł go użyć jedynie w odniesieniu do starszego wtedy pokolenia pisarzy. Termin ten został odkurzony parę lat później i użyty we wspomnianych powyżej procesach eliminacyjnych. Logicznie rzecz ujmując, trudno go użyć w odniesieniu do pisarzy takich jak Anderman, Schubert, Łoziński, Komolka, którzy przecież oferowali otwarty krytycyzm socjalistycznej codzienności lat 70., a ich późniejsze losy miały niewiele wspólnego z literaturą, a wiele z polityką i osobistymi wyborami. Zresztą pozycje grup, które zdominowały życie literackie po 1989 roku, pozostały w nurtach modnego dzisiaj neomarksizmu. Wystarczy wspomnieć Świat nie przedstawiony, zawarty tam program sztuki socjalistycznej i buńczuczne deklaracje typu: „Ale głównym zadaniem, które czeka na intelektualistów, jest coraz lepsze rozumienie tego, czym jest socjalizm”. I to zadanie dzisiejsi intelektualiści z poświęceniem wypełniają, specjalnie że jest wspierane przez kulturową politykę Unii. Dlatego podejrzewam, że celem propagandowych z natury zarzutów o „socparnasizm” było odwrócenie uwagi od wielu pisarzy, których zaplanowano jako przyszłych klasyków dzisiejszej oficjalnej literatury. I którzy, co łatwo sprawdzić, brali aktywny udział w inżynierii społecznej prowadzonej przez PZPR.

AŚ: Czy utrzymuje Pan kontakty z „młodymi prozaikami” tamtych dekad? Czy interesowały Pana ich dalsze losy?

DK: Utrzymywałem kontakty z Łozińskim, Drzeżdżonem, i Słykiem, ale wszystkie się z różnych powodów pourywały. Dalsze ich losy interesowały mnie osobiście, ale nie literacko.

AŚ: Nad czym pracuje Pan obecnie? Czy można spodziewać się nowych tekstów?

DK: Po wielu inicjatywach Lecha Robakiewicza, aby gdzieś i jakoś moje rzeczy publikować, zdecydowałem się spędzać część wolnego czasu na archeologii tego, co napisałem w latach 70. W ten sposób udało się wydać Pasaż i Chronologię borealną. Teksty do następnej książki, Miasta państwa, są od ponad roku przepisane, ale brak mi czasu aby je przeczytać i dopełnić niezupełnie dokończone sekcje. Ostatnią taką rekonstrukcją z rękopisu będzie powieść Bellatrix. Parę miesięcy temu ukończyłem (już odrzucany przez pisma) tekst o Berezie (Historia pewnej eliminacji). Kończę następny tekst do odrzucania, tym razem o relacji między różnymi episteme a bliską mi grupą pisarzy lat 70. Obydwa teksty są pomyślane jako weryfikacja opinii, które zawarłem prawie 40 lat temu w eseju pod tytułem Elaborat. Debiuty lat siedemdziesiątych.

styczeń 2019

Donat Kirsch (ur. w 1953 r.) — prozaik i eseista. Laureat Nagrody im. Wilhelma Macha (1977). Publikował m.in. na łamach: „Nowego Wyrazu”, „Nurtu”, „Studenta” i „Twórczości”. Wydał powieści Liście croatoan (1977), Pasaż (2006), zbiór opowiadań Chronologia borealna (2017) oraz zbiory esejów krytycznoliterackich Eliminacja episteme. Pisma krytyczne (2019) i Prounowa eksmisja Henryka Berezy (2020).

Andrzej Śnioszek (ur. w 1987 r.) – absolwent filozofii i polonistyki. Do niedawna próbował obronić doktorat dotyczący Henryka Berezy. Autor artykułów o Donacie Kirschu, pisarzu najbardziej znanym spośród zapomnianych. Wiceprezes Fundacji Józefa Świdra; na co dzień wychowawca w świetlicy środowiskowej.

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content