DAWID ROSZCZENKO
Dom siedmiu
Wkroczyłeś do domu siedmiu. Jak co dzień, jak zawsze, i jak zawsze z Terencjuszem w głowie.
W wejściu wita cię panna Ira, jakże rozgniewana twym widokiem, i szarpiąc za rękę, prowadzi przez długi korytarz. Wokół gromadzą się jej bracia i siostry, choć pierwszej nie dostrzegasz, aż do chwili, gdy mijasz lustro. Chowała się wciąż za twym ramieniem. Pewnie i nic dziwnego, ona zawsze potrafiła dostrzec twą wielkość. Być może jako jedyna.
Krok po kroku, wkrótce wchodzicie do jadalni, a tam, z gulą w gardle, jeden z domowników zażera się obiadem. Panna Ira gdzieś nagle znika, a ty gapisz się na biesiadę. Głód… Głodny, oj głodny, a jak spragniony nagle się stajesz! Ale nie na długo, bo złotym blaskiem rozbija się w twych oczach zastawa. Chcesz jej i pragniesz, i żądasz, wymagasz. Powinna być twoja, nie jego. Twoja, tylko twoja! twój skarb! Tylko twój. I on, i wszystko na świecie.
Wybiegasz więc, a pani Ira nagle za tobą. Ale chwila… Pani? To nie ona, lecz jej siostra, ubrana zaledwie we wstyd. Nim zdążysz wyjść, łapie cię za rękę i w pasie, i zbliża do siebie. Osuwacie się na łóżko, ona pierwsza, a ty zaraz za nią. Prawa dłoń wydaje ci się lżejsza… Pierścionek! Zsunął się z palca!
Nie wiedzieć nawet, kiedy to się stało, a już po wszystkim. Nawet nie słyszysz przez to dzwonów ni braw. Już tylko jej oddech gra ci nad uchem. Ciężki, przerywany ochrypłymi kaszlnięciami. Podnosisz się, ale jakże ospale. I choć widzisz jej błyszczące od potu ciało, choć prawie dostrzegasz unoszącą się nad nim parę, jej widoczne tchnienie, nie dzwonisz po pomoc. Wolisz leżeć, spać.
Mijają miesiące i lata. Nie odwiedzasz już domu siedmiu. Nie opiekujesz się nimi. Większość umarła. Została tylko Ira i pyszne wspomnienie jej siostry. A wkrótce zniknie i ono. Bo nawet w jej oczach nie jesteś już dobry.
Srebrny mężczyzna
Wstaje jak co dzień smutny Mężczyzna i patrzy w szkła. To przezroczyste, raz jasne, raz ciemne; to czarne z pustym odbiciem; to białe, kłujące nocą w oczy. To do połowy puste. We wszystkich szuka brakującej połówki, a i tak zwykle kończy w lodówce. W srebrne nie patrzy już wcale, bo nie wierzy w bajki.
Jak co dzień, słaby Mężczyzna wchodzi ledwo do apteki. Codziennie tej samej, gdzie pracuje Julia, którą zna od dziecka. Ich rodzice się przyjaźnili. Kiedyś, kiedy marzył jeszcze, by na miesiąc miodowy zabrać ją do Włoch. A teraz słucha, jak ta powtarza mu codziennie, że w takową jedzie do Paryża. Prosi o leki nasenne i wychodzi, kłamiąc, że dobranoc.
Jak co dzień, podły Mężczyzna wstaje następnego dnia i myśli o gwałcie, bo tylko to może mu sprawić przyjemność. Ale nie może, bo nie może, gdy tylko zobaczy znów tę zakłamaną twarz. Tę, która za nic nie obdarzy go miłością, ani która nie skłamie jak on, że ją kocha.
Jak co dzień, brzydki Mężczyzna włóczy się po ulicach. Odwracają od niego wzrok kobiety, odbicia i szyby. Chodzi i chodzi, szuka kogoś, ale gdzie nie pójdzie, brzydki mężczyzna zawsze jest sam. Wraca więc Mężczyzna. Tą samą trasą, mija te same kobiety, jak się okazuje modelki, aktorki i cnotliwe panny. Wzrok ma nisko, by nie spojrzeć na nie z góry, więc koniec końców, upada.
I w końcu upadły Mężczyzna wraca do domu, a myślami do gwałtu, bo tyle mu pozostało. Rzuca wszystko i biegnie. I biegł, aż dotarł. Widzi twarz, która nigdy go nie uzna. Widzi załzawione oczy. Serce mu wali, a pięść kłuje. Aż w końcu coś w nim pęka. I zaczął tłuc, bić, krzyczeć. Wrzeszczy, że chciał tylko miłości. „Nienawidzę cię!”, krzyczy. „Dlaczego nie możesz mnie kochać?!” I krzyczał do utraty tchu. Ale wciąż widział tę twarz, rozbitą na tysiąc kawałków. A każda z nich — siedem lat pecha.
Dawid Roszczenko (ur. w 1999 r. w Bielsku Podlaskim) — student pisarstwa na Uniwersytecie Szczecińskim. Po przeprowadzce z Białegostoku mieszka i pracuje w Szczecinie.
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved
copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved