Skip to content
e-eleWator zachodniopomorski miesięcznik literacki

WERONIKA JULIA FRĄCALA

Papieros

Grudzień. Nigdy nie lubiłam tego miesiąca. Nieprzyjemny wiatr szczypał w twarz, a brudny od piachu śnieg niszczył moje buty. Tak było i w tamtej chwili.

Tramwaj numer siedemnaście szybko przejechał obok mnie. Oznaczało to, że czeka mnie co najmniej piętnaście minut stania w chłodny wieczór na przystanku, aż przyjedzie kolejny. Spojrzałam na świecący obok szyld jednego z miejscowych barów: „Hacjenda”.

Zielone „H” wisiało swobodnie obok reszty literek. Bar miał swoje lata, dobrze go znałam. Było to miejsce, w którym lubiłam przesiadywać wieczorami z przyjaciółmi, popijając chłodne piwo z sokiem malinowym. Na zewnątrz wyglądało zupełnie zwyczajnie, nieinteresująco. Przeszklona ściana ukazywała palących za nią ludzi w palarni. Nie było ich wielu. Skupiałam swój wzrok na każdym po kolei.

Niska blondynka z o wiele wyższym od niej ciemnoskórym mężczyzną wymieniali się uśmiechami. Grupka mężczyzn w średnim wieku śmiała się, zapewne z jakiegoś żartu. Był albo bardzo zabawny, albo zadziałał alkohol, którego, sądząc po ich wyglądzie, wypili wiele. Nagle mój wzrok przykuł mężczyzna siedzący w samym rogu palarni. Nie był dobrze widoczny, ale kierowana dziwnym przeczuciem szybko go zauważyłam.

Odwróciłam wzrok. Policzyłam do pięciu i wyciągnęłam z kieszeni podręczne lusterko. Rzęsy, usta, podkład. Wszystko wygląda dobrze. Spojrzałam na wyświetlacz przy przystanku. Dziesięć minut. Stukot moich szpilek rozległ się w cichym otoczeniu.

Weszłam powoli do lokalu, odłożyłam płaszcz i skierowałam się w kierunku dobrze znanego mi miejsca. Po drodze minęłam główną salę baru, w której wszechobecne były śmiechy ludzi i głośna muzyka. Otworzyłam drzwi palarni i przebiegłam po niej wzrokiem. Mężczyzn już nie było, została szczęśliwa parka i Damian, osoba, dla której postanowiłam przedłużyć mój czas poza domem.

Blondyn pustym wzrokiem wpatrywał się w podłogę. Przez moją głowę przemknęła myśl, że może myśli o kimś ważnym, o kimś z przeszłości. Przeszył mnie nieprzyjemny chłód. Parka wyszła z pomieszczenia. Byliśmy tam teraz tylko my. Ja i mężczyzna ubrany w czarny, dopasowany do jego szczupłej sylwetki, płaszcz. Z trudem, próbując utrzymać równowagę na wysokich szpilkach, podeszłam do niego. W tle słychać było żywe rozmowy i muzykę stłumioną przez oddzielające nas od całej reszty świata drzwi. Odpalił papierosa i spojrzał na mnie. Nie był zaskoczony. Może trochę dłużej utrzymał na mnie wzrok. Może jego źrenice delikatnie się rozszerzyły. Może brwi lekko zmarszczyły. Poczułam, jak na moje usta napływa uśmiech. Ledwie dostrzegalny, taki, przy którym nie widać zębów. Nigdy ich nie lubiłam, dlatego już dawno opanowałam sztukę bezzębnego uśmiechu. Nic nie powiedział. Zaciągnął się fajką i spojrzał przez okno na miejsce, w którym do niedawna się znajdowałam.

Gdyby teraz ktoś zwrócił na nas uwagę, pomyślałby pewnie, że ledwo się znamy. I tak właśnie było, bo nigdy się naprawdę nie znaliśmy.

Moją uwagę przykuły jego jasne loki.

— Byłeś u fryzjera.

Przez głowę przechodziły mi różne myśli. Wspomnienia wspólnych chwil, podczas których bawiłam się jego włosami. Zawsze mi się podobały. Pewnie żona kazała mu je skrócić. Z tego co wiem, w odróżnieniu ode mnie, nigdy nie była ich fanką.

Damian wziął fajkę do ust i powoli wypuścił dym, skupiając się na jego strukturze. Następnie wyciągnął dłoń, oferując mi swojego papierosa.

— Jak zwykle spostrzegawcza. — Uśmiechnął się lekko. Po raz kolejny tego wieczoru zatrzymałam spojrzenie na jego oczach, następnie na ustach.

Poprawił się niecierpliwie na krześle i odpiął guzik płaszcza. Właściwie dlaczego miał go na sobie? Przecież byliśmy w środku. Nie spytałam.

— Myślałam, że rzuciłeś palenie.

Zaśmiał się i przyjął z powrotem rzecz, którą wspólnie z przyjemnością się truliśmy. Gdy podawałam mu papierosa, na ułamek sekundy nasze dłonie się zetknęły. Poczułam jego szorstką skórę na kłykciach. Nie używa kremu. To niedobrze.

— To samo mogę powiedzieć o tobie. Ale ty nigdy nie trzymasz się swoich postanowień. Pamiętam, jak postanowiłaś nauczyć się szydełkować. Zrobiłaś dla mnie połowę szalika i poddałaś się, twierdząc, że robienie tego dodaje ci lat. To dosyć urocze.

Moje ciało przebiegł dreszcz. Wbiłam paznokcie we wnętrze dłoni, hamując emocje. Nie chciałam, aby zauważył, ile kosztuje mnie siedzenie tutaj, obok niego. Rozmowa z nim. Patrzenie na niego.

— Wiesz co — dodał po chwili. — Czasami mi tego brakuje. Tego, że co by się nie działo, wiedziałem, że ty zawsze będziesz.

Zamilkłam. Mężczyzna energicznie wystukiwał rytm muzyki dochodzącej z drugiego pomieszczenia, uderzając raz po raz niedziałającą zapalniczką o mały, dębowy stolik. Na dłuższą chwilę ta niewinna czynność pochłonęła całą moją uwagę. Stuk, stuk, stuk. Nie znałam tej piosenki, ale wydawała się dziwnie smutna. Nie tyle wolna, co po prostu smutna. Jakby wykonawca został zmuszony do zaśpiewania o najgorszych rzeczach, jakie w życiu przeżył. I, nie do wiary, wybrał złamane serce. Stuk, stuk, stuk.

Dlaczego ktoś puszcza ponury utwór w tak radosnym miejscu? Względnie radosnym. Przecież ludzie nie przychodzą tutaj płakać, tylko wypić drinka w miłym towarzystwie i, najczęściej, poprawić sobie humor. Przynajmniej ja tak robię.

Melodia stała się na parę sekund głośniejsza, gdy drzwi się otworzyły, a do środka weszła grupa młodych dziewczyn. Automatycznie spojrzałam na jego twarz. Obserwował je. Nienachalnie, ale z ciekawością. Najwyraźniej któraś z nich mu się spodobała. Może nawet wszystkie trzy. Nie dziwię mu się. Wszystkie były bardzo zgrabne.

Włosy miały starannie ułożone, puszczone luźnymi falami na ramiona. Tylko jedna z nich miała związane. Ale nawet w tym zwykłym związaniu włosów było coś szykownego, pięknego.

Ja tak nie potrafię. Szczytem moich umiejętności jest użycie prostownicy, przez co końcówki są tak suche, że praktycznie ich nie mam. Mój makijaż też nie jest tak staranny. Czerwona szminka na ustach musiała teraz wyglądać niemal tanio. One miały wargi podkreślone kredką w odcieniu nude. Cholera, ten kolor nigdy mi nie pasował. Trzeba było użyć zwykłego błyszczyka i udawać, że nie starałam się za bardzo. Teraz wyglądam śmiesznie.

— Nie musimy wspominać dawnych czasów — odezwałam się po dłuższej chwili.

Wrócił do mnie wzrokiem jakby nigdy nic. Pod jego oczami zauważyłam odznaczające się ślady niewyspania. Ciekawe czy to jego praca tak na niego wpływa, czy może ma inne problemy, które nie dają mu spać. Może z żoną? Często się na nią skarżył. Zbeształam się w głowie za to, że w ogóle o tym pomyślałam.

Podał mi fajkę. Widoczne były na niej ślady mojej czerwonej szminki. Kurwa, jak tanio. Pomyśli, że nawaliłam jej tyle, żeby nie zmazała się przez całą noc. Może pomyślał, że planuję tu zostać do białego rana. A może pomyślał, że mam w planach obściskiwać się z pierwszym napotkanym tutaj facetem, dlatego chciałam ubezpieczyć się przed ewentualnym zmazaniem jej z moich ust.

— Dawne czasy nie były złe.

Poczułam gęsią skórkę na odkrytych ramionach. W tej chwili pożałowałam, że czegoś na nie nie narzuciłam. Choćby delikatnego szala.

Krótka sukienka opinająca moje ciało mogła wydać mu się zbyt wyuzdana, wręcz niepasująca do klimatu tego miejsca. Niepasująca też do mnie.

Kto ubiera taką sukienkę do zwykłego baru? Kobieta, która przyszła napić się piwa i pogawędzić z przyjaciółmi? Raczej nie. Takie ubranie pasuje do kobiety, która od dłuższego czasu stara się znaleźć kogoś, kto wypełni pustkę w jej nudnym życiu.

Sukienka nie powinna być zbyt krótka, bo wygląda tanio. Nie powinna być też za długa, bo wyjdziesz na ułożoną dziewicę, która wstydzi się swojego ciała. Pewnie dlatego, że jest po prostu brzydkie. Idealna długość, to taka przed kolano, ale za udo. Jeśli sukienka jest obcisła, nie powinna mieć dekoltu. Jeśli ma dekolt, najlepiej żeby nie podkreślała innych kobiecych krągłości.

Jeśli twoja sukienka jakimś cudem uwydatnia i biodra, i wcięcie w talii, i biust, lepiej nie ściągaj płaszcza. Chyba, że upinasz włosy w staranny kok. Wtedy będziesz wyglądała jak dama w średnim wieku, która po prostu akceptuje siebie. Jeśli rozpuścisz włosy, nie jesteś już elegancką panią, tylko młodą bździągwą, najprawdopodobniej bez zasad moralnych.

Tylko desperatki po trzydziestce zakładają obcisłą miniówę i wysokie szpilki. Takie zawsze było moje zdanie. Zawsze kurczowo się tej narracji trzymałam. Teraz jej zaprzeczam. Ja taka nie jestem.

— Nie rozmyślam zbyt często o przeszłości — odpowiedziałam.

Uśmiechnął się szeroko.

Niepotrzebnie. Kiedy ktoś się uśmiecha, automatycznie wierzysz, że ta osoba jest dobra. Po prostu. Na ułamek sekundy nie zastanawiasz się nad złymi rzeczami, których mogła się dopuścić, albo nawet wiesz, że się dopuściła. Myślisz tylko, że ktoś z tak pięknym uśmiechem nie może być zły. Ale on był zły, zawsze o tym wiedziałam. Jedynie udawałam, że nie wiem.

— Ładnie wyglądasz.

Damian przejechał po mnie wzrokiem, a ja nagle poczułam się, jakbym cała się przed nim odkryła. Jakby wiedział o mnie wszystko. Co czuję, co przeżywam, siedząc tu, obok niego. I że moim jedynym pragnieniem teraz jest być z nim.

Opuściłam wzrok. Ładnie wyglądałam. W sumie ta sukienka wyglądała na mnie dobrze.

— Jak dzieci?

Papieros się skończył. Damian wyrzucił peta do popielniczki leżącej na stoliku między nami. Zapiął na powrót guzik płaszcza i posłał mi po raz ostatni lekki uśmiech. Ja już się nie uśmiechałam, po prostu patrzyłam i słuchałam.

— Ania jest z nimi u rodziców, chciały ich zobaczyć.

Koniec czasu.

Podniosłam się z krzesła przy akompaniamencie moich strzelających kości. Szybko, niemal niezauważalnie zerknęłam na obrączkę wciąż tkwiącą na jego serdecznym palcu. Ta sekunda jednak trwała dla mnie o wiele zbyt długo, dlatego odwróciłam wzrok. Zawsze tak robiłam, wtedy wszystko wydawało się normalniejsze.

W palarni zrobiło się tłoczno, a ja zdałam sobie sprawę z faktu, że od dłuższego czasu nie byliśmy tutaj sami.

— Jeśli masz ochotę…

— Muszę iść — powiedziałam szybko i wymusiłam na ustach krzywy uśmiech. — Jestem nieodpowiednio ubrana. Mam wrażenie, że tutaj nie pasuję.

Zaszczyciłam go ostatnim spojrzeniem i wysiliłam wszystkie komórki mózgowe, aby jego obraz jak najgłębiej wrył mi się w pamięć. Skinął głową.

— Jednak niektórych postanowień jesteś w stanie dotrzymać.

Za długo. Tramwaj już na pewno dawno odjechał, a ja stałam na środku palarni, mając w głowie różne zakończenia tego felernego wieczoru. Bałam się, że któreś z nich dojdzie do skutku.

— Cześć, Damian.

— Trzymaj się, Aniu.

Weronika Julia Frącala (ur. w 2003 r.) — epizodystka, studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Mieszka we Wrocławiu.

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content