Skip to content
e-eleWator zachodniopomorski miesięcznik literacki

ANNA ZBOROWSKA

Kamień w wodę

Spodobała mu się od pierwszych zajęć na studiach. Była jedną z tych delikatnych kobiet, które ubierają się z pozorną niedbałością, ale zawsze wyglądają elegancko. Jej długie nogi w przezroczystych rajstopach poruszały się pod ławką, gdy profesor geologii, nazywany „Skałofilem”, podnosił na wysokość oczu kolejne minerały i je lizał. Karola brzydziły te pokazy, jednak dziewczyna patrzyła z fascynacją. „Kamienie to sól ziemi” — podkreśliła zdanie w zeszycie i wsunęła książki do torby, a on podążył za nią z palcami zaciśniętymi na głazie. Wyszli z Wydziału Nauk Ścisłych i Przyrodniczych US przez Mickiewicza.

Zaraz ją dopadnie. Dwa kroki. Niemal zrównali się przy Niedziałkowskiego, przy szklano-aluminiowej fasadzie wieżowca Ośrodka Telewizji Polskiej.

Dziewczyna zaczęła się odwracać. Musiał działać szybko. Gwałtowny ruch ręki i zamach…

Uniósł dłoń. W dwóch palcach trzymał kamień. Kupił go na Manhattanie.

— Podpowiesz, co to? — spytał. — Chyba się znasz.

Uśmiechnęła się.

— To nie ametyst — rzuciła. — Galena też nie. Ładny blask. Może geoda kwarcowa? Tak, to jest to. Z domieszką metalu. Mogę? — Dotknęła nierówności głazu czubkiem języka, opuszczając przy tym powieki. Jej oczy skojarzyły mu się ze ściętym białkiem. Mętne.

Nie wiedział, w jaki sposób znaleźli się w mieszkaniu przy Storrady, na skrzypiącej kanapie z popękaną sztuczną skórą. Włosy miała tak jasne, że zdawały się siwe jak u staruszki. Ciało chude, rozjarzone bielą w ciemności. Tyle zdążył zapamiętać, nim poczuł silny cios w tył głowy.

 

Gdy się obudził, otaczała go ciemność. Pomyślał, że kamienie są wszędzie: łypią na niego twardymi oczkami z ceglanej, obdartej ściany. Kamienie usuwają mu się spod stóp, gdy chwiejąc się, idzie do łazienki. Ciążą mu w żołądku. Zatrzymują się w przełyku. Wpadają do wody z plaśnięciem. Zwymiotował, a kroki dziewczyny podążającej za nim przypominały łopotanie skał zrzuconych ze szczytu gór. Dźwięki docierały do niego podkręcone echem i przytłumione jak w jaskini: „Juszzz dobrze?”.

Nie odpowiedział. Pod powiekami widział żłobioną warstwę wapnia. Warstwy piaskowca. Ostre krawędzie nadmorskich głazów.

W odbiciu kafelków dojrzał własną głowę, która napuchła jak balon wypełniony helem. Miał gładką, jednolitą, białawą skórę. Twardą. Bez przebarwień i zmarszczek przy oczach. Zrozumiał, czemu źle słyszał. Jego uszy zanikały. Włosy wypadały garściami, rozpylały się na podłodze. Ciało bolało. Ścięgna i kości stapiały się w ciężką masę z gęstą krwią.

Zasypiał i budził się. Śnił o diabłach tańczących na jego grobie, które zanosiły się śmiechem, że wszystko kończy się na kamieniu, tym jednym kamieniu. Z jego twarzy odpłynęły kolejne bruzdy, a on sam stał się gładszy, bardziej śliski, obły. I mniejszy. Nie mógł otworzyć ust.

Gdy znów odzyskał przytomność, nie zobaczył dziewczyny. Dojrzał za to własne odbicie. Chciał płakać, ale w jego oczach nie było łez.

Kończyny zostały niemal zupełnie wchłonięte. Mimo to zebrał resztę sił, jaka mu pozostała, i zaczął czołgać się w stronę drzwi. Piach powstaje w wyniku erozji głazów. Kamienie to podstawa ekosystemu.

Wydostanie się. Zoperują go. Na pewno da się coś zrobić. Współczesna medycyna…

Wtedy usłyszał za sobą kroki — delikatne brzdąkanie przypominające ocierające się o siebie krzemienie. Przekrzywił głowę, bo tyle umożliwiała częściowo unieruchomiona szyja.

Oczy dziewczyny nie były już blade. Wydawały się żywe, lśniące. Położyła na Karolu dłonie, przesunęła je po powierzchni, znajdując naturalne wgłębienia i występy.

 

Gdy przeszedł transformację, polizała go — jej ulubiona metoda rozpoznawania minerałów. Geoda z domieszką miedzi? Metalu?

— Pamiątka ze Szczecina — rzuciła, a każdy dźwięk docierał do Karola jak przez watę.

Na dębowej półce znajdowała się imponująca kolekcja: kwarce, jaspisy, okruchy granitu, róże pustyni. Piękne agaty, z których słynie Pogórze Kaczanowskie, miały prążkowania. Amonity — żebrowania i spirale. Ametysty występujące w Sudetach były gładkie i chłodne. Położyła go obok innych. Był chropowaty i lśniący.

Anna Zborowska (ur. w 1998 r. w Szczecinie) — absolwentka Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa na UAM w Poznaniu. Mieszka w Szczecinie. Laureatka m.in.: Ogólnopolskiego Przeglądu Twórczości Dzieci i Młodzieży „Lipa” (2013-2022), Międzynarodowego Konkursu Literackiej Twórczości Dzieci i Młodzieży im. Wandy Chotomskiej, Nagrody Głównej w Konkursie Literackim „Krajobrazy Słowa” (2020), Konkursu Literackiego Prozatory Zachodniopomorskie 2021, Konkursu „Bursztynowa Szuflada” (I miejsce), Konkursu Literackiego „O złote pióro” (II miejsce, 2022). Jej opowiadania ukazały się m.in. w antologiach: Krajobrazy Słowa (2020), Lipa 2021 (2021), Słowo przeciwko słowu (2022), Prozatory Zachodniopomorskie 2021 (2022) oraz w czasopismach: „Kreatywni”, „Sztukater”, „Wobec”.

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content