ANDRZEJ BALLO
Powiastka hotelowa
Każda kobieta ma swoją historię. Ma też oczywiście biologię, matematykę, fizykę i geografię — te są poddane naukowym niemalże prawidłom. Jednakże nic nie jest tak labilne i wiotkie jak historia kobieca. Życiorys kobiety jest owiany większą tajemnicą niż Trójkąt Bermudzki, zresztą podobnie jak w nim giną bezpowrotnie fakty i nawet największe wydarzenia. Wydarzenia nieistniejące natomiast siłą wyobraźni i demencyjną funkcją czasu zostają wyniesione na piedestał najbardziej rzucającego się w oczy realizmu. Niemniej jednak historie kobiece mają, jak ich autorki, niebywały wdzięk. To sztuka stworzyć z faktów, marzeń, blefu, złudzeń ciekawą historię. To tak, jakby dobrze się umalować przed wyjściem na randkę lub bal. Mężczyźni też mają swoje historie, ale większość z nich wygląda, jakby była ściągnięta od siedzącego obok sąsiada. Historie męskie toczą się od sukcesu do sukcesu, od prawie złowionego szczupaka po prawie zaliczoną blondynę młodszą o dwadzieścia lat. Niestety jest to nudne. O dziwo, faceci, którzy przeżyli naprawdę coś niezwykłego, niechętnie o tym mówią i piszą. Widać to tylko na ich niezwykłych twarzach, których jakby coraz mniej. Większość z nas nosi twarze innych.
Emma miała twarz i to niezwykłą. Chciałoby się napisać: „mimo czterdziestu kilku lat zachowała sporo śladów niebywałej urody”. To byłoby za mało, ponieważ Emma miała urodę stałą, niezależną od czasu, światła i otoczenia. Stała teraz w oknie i patrzyła w morze. Niewykluczone, że było odwrotnie — morze obserwowało ją. Miała na sobie alabastrową, zmysłową haleczkę sięgającą końca pośladków. Uchyliła lekko okno i zapaliła papierosa.
— Obróć się lekko w prawo! — dobiegł do niej męski głos z łóżka.
— Co to, musztra? — zapytała, nie odwracając się.
— Nie, ale przypomniało mi się pewne ujęcie z jakiegoś filmu — odparł, nie odrywając głowy od poduszki, facet w wieku około pięćdziesięciu lat.
— Myślisz, że dobra byłaby ze mnie aktorka?
— Łatwiej w tych czasach być aktorką niż na przykład ekspedientką.
— Jacek, znowu zaczynasz! — Zaciągnęła się papierosem i obróciła w lewo.
Mężczyzna energicznie wstał z łóżka. Poprawił zmierzwione włosy. Podszedł do okna. Stanął za Emmą i pocałował ją w szyję.
— Patrzysz jak Krzysztof Kolumb — powiedział szeptem.
— Właśnie miałam cię odkryć.
— Niepotrzebnie, sam wstałem.
— Zanieś mnie do naszej łodzi! — słodko rozkazała Emma, wyrzucając papierosa za okno.
Jacek wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Morze się nagle wzburzyło. Mimikra.
Leżeli przytuleni do siebie. Morze się uspokoiło. Wzburzył się za to telefon Emmy. Dzwonił ze dwa razy.
— Odbierz! Może to jakaś ważna sprawa. Może chcą ci zrobić za darmo paznokcie? — wymruczał rozanielony jeszcze Jacek.
— To dzieciaki albo mąż — z goryczą odparła Emma.
Telefon zadzwonił kolejny raz.
— Chyba odbiorę, bo nie da nam spokoju.
Ewa sięgnęła po telefon, spojrzała na wyświetlacz i przybrała minę człowieka, który wypił sok z kiszonych ogórków.
— Tak?
Zaczęła się uśmiechać.
— No to gratuluję! Adamie, zdolny z ciebie facet.
Wstała z łóżka i podeszła do okna.
— Nie, dziękuję, jestem zajęta. Jestem jeszcze na tym szkoleniu w Łebie. Zresztą obfite obiady i kolacje już nie dla mnie. Jem mniej. Dbam o siebie. Trzymaj się! Buziaki!
Wróciła do łóżka i przytuliła się do Jacka.
— Mąż dzwonił. Zdał jakieś poważne egzaminy — powiedziała głosem bezbarwnym jak powietrze.
— Maturę?
— Nie drwij! Wiem, że jesteś zły. W tym roku na pewno się z nim rozwiodę.
— To już piąty rok! Rozwód nie powinien trwać tyle co studia.
— Chcesz się kłócić? Mam ci przypomnieć o twoich miłostkach?
— Moje miłostki to zaledwie kilka esemesów, które raczyłaś dostrzec niby kątem oka albo kilka tekstów na czacie, które przeczytałaś, gdy poszedłem do łazienki.
— Były dość frywolne.
— A co, miałem pisać tym kobietom o mimośrodzie i grawitacji? Odrobinę dystansu!
— Właśnie, odrobinę dystansu!
— Nie kłóćmy się, kochanie! W tym roku się rozwiodę.
— Dobrze — zasyczał Jacek. — Mamy dopiero lipiec.
— Nie mogę teraz zostawić męża. Ma tyle pracy, poza tym sam choruje.
— Na serce? Kardiochirurg powinien świecić przykładem.
— Dajmy spokój. Idźmy na śniadanie. Już po dziesiątej. Zgłodniałam.
— Dobry pomysł, ale mówiłaś mężowi, że jesz mniej.
Między jedzeniem a miłością jest jakaś korelacja. Nigdy nie wiadomo, czy jesteś głównym daniem, deserem czy tylko przystawką. Nie zawsze też miłość kończy się śniadaniem.
Andrzej Ballo (ur. w 1964 r.) – poeta, prozaik, dramaturg, scenarzysta i autor tekstów piosenek. Mieszka od urodzenia w Lidzbarku Warmińskim. Wiersze, opowiadania i felietony publikował m.in. w: „eleWatorze”, „LaRiviście”, „Last and Found”, „Migotaniach-Przejaśnieniach”, „Pograniczach”. Jako gitarzysta akompaniuje Annie Jurksztowicz, dla której napisał słowa piosenek wydanych na płycie Poza czasem. Muzyka duszy (2014). Wiersze Andrzeja Ballo śpiewa też Monika Lidke na płycie Gdyby każdy z nas (2017). Jego dramat Wszystko przez Judasza (2015) został wyreżyserowany przez Stefana Friedmana i Piotra Szwedesa. Wydał tomy wierszy: Anonse i przepowiednie (2011), Wiersze algebraiczne (2011), Wiersze napisane (2011), Niebawem (2012), Wierszem (2012), Lubię to! (2013), Zapewne (2014), Zaiste (2014), Wiersze kolejne (2015), Ballo Amoroso. Wiersze z miłości (2015), Komukolwiek (2015), Owszem (2016), Poniekąd (2016), Onegdaj (2018), Tempus fugit (2020), Albowiem 2021), Bodajże (2021), Niczyje (2023) oraz powieści: Dowód ontologiczny (2017), Made in Roland (2020).
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved
copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved