Skip to content

GRZEGORZ LEGAWSKI

dla pana Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego

Pod niebem z cukrowej waty

Wieczór. Jest pięknie — prawdziwie. Ale to nic
nie znaczy, bo jeszcze nie jestem czysty. Siedzę
na białej ławce, która przypomina szkielet
bazyliszka. Patrzę na ludzi: przelatują
w moich oczach niczym mgliste krople światła.

Słyszę wszystko: zimne pluskanie fontann gubi się
w moich uszach, młode kobiety krzykiem wysławiają
nieświadomość — starsze mądrze korzystają z milczenia.
Na plaży długowłosa dziewczyna przesypuje w dłoniach
grzechoczące muszelki. Morze przygotowuje się do snu,
promienie słońca stygną w dogasających objęciach fal.

Pisać nie mogę, ale muszę: banalne
szkice wierszy robią z nas ułomnych poetów.
Dopiero na ostatniej kartce tekst otrzymuje swoją twarz,
której nie da się odbić w lustrze. Szybko się jednak
wykrzywia — raz jeszcze pluje czarną krwią
morfemów i odchodzi w zapomnienie.

Wtedy można zacząć się zachwycać.

 

Celownik

To była przyjemna
śmierć przypomniałem sobie że mam
serce które też potrafi wejrzeć w twoje
czyste oczy

Od razu mi język bliżej ręki
przepływa jak niegdyś srebrne
ryby na okładce rytmicznego tomu
o przyrodzie gruzach i pięknej Basi

Każda strofa osobnym
snem się żywi rozpuszczając słowa
w bezdennych studniach wersów
zanim wiersz zupełnie padnie

Odhaczam sobie zwrotkę za zwrotką
próbując przekazać nie wiadomo
komu czemu się przyglądam
tej nocy jakże beznadziejnej

Puenta musi być przemyślana
niczym ostatni posiłek prawdziwa
jak płacz dziecka które dobrze wie
że kiedyś każdemu łez zabraknie

 

Godzina ziaren piasku

„Zmęczył mńe język, jak twardy zlepek.
Jestem jak człowiek, co lampy pszerosł.
Na skszyżowańu dwuh wrogih epok
stoję, cyńiczńe gryząc papieros”.
Bruno Jaśeński

Ciało nabrzmiało, napłynęły soki nędzy.
Zmęczył mnie język — ten ojczysty
i ten, co nie odczuwa już żadnego smaku.
Z głodu podgryzam granitowego papierosa.

Moje ciało to twardy zlepek bez rąk.
Salus aegroti suprema lex — mówię —
pozbawiając się zmysłu wzroku i serca,
odmawiając sobie boskokobiecej troski.

Wiem, że Pan Buk, cały spocony,
przypala swoje posiwiałe liście żelazkiem.
Wierzę, że Bóg jest podobny do gołębicy
skrzyżowanej z kapustą na rzecz gołąbków.

Moje ciało jest gorącym reaktorem nocy,
redaktorem futurystycznej jednodniówki.
Nirwana zawiera się w białym świetle krzyża.
Prawdziwy Ból rośnie pod paznokciami.

Moje ciało wiecznie zagrożone poparzeniem
słonecznym i koniecznym o 17.00 —
kiedy zaczyna się godzina ziaren piasku,
kiedy kurz staje się ciałem.

Grzegorz Legawski (ur. w 2006 r. w Starogardzie Gdańskim) — student filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Głównie interesuje się współczesną poezją polską.

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2025 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2025 e-eleWator
all rights reserved

Przejdź do treści