ZBIGNIEW KOSIOROWSKI
Retour. 5
[fragment powieści]
V. Central Hospital of the Armed Forces
Sierżant Frasconi wpatrywał się w pacjenta podłączonego do aparatury monitorującej i przykutego kajdankami do ramy łóżka. Opuchnięta twarz, podbite na fioletowo oczy, złamany nos, szrama po dawnej ranie na lewym policzku; wyglądał jak pospolity menel wyciągnięty z rynsztoka. Teraz obmyty, pozszywany przez lekarzy, z rurkami tlenowymi w nosie, leżał dziwnie wyprostowany, wręcz wyprężony. Oddychał miarowo, ale po chwili, wyczuwając czyjąś obecność przy łóżku, zaczął się denerwować. Rytm tętna przyspieszył; monitor z odczytem jego funkcji nabrał życia. Towarzyszyło temu coraz szybsze pikanie w monitorze, gwałtowniejsze podrygi linii ilustrującej pracę serca. Facet udaje, że śpi, ale dlaczego, zastanawiał się Frasconi. Chrząknął więc parę razy i czekał, aż delikwent otworzy oczy. Przed kwadransem obserwował ukradkiem przez oszklone drzwi, jak mężczyzna przytomnie (zdawało się) rozmawiał z pielęgniarką.
— Hej! Otwórz gały! — krzyknął, pochylając się nad rannym.
— O przesłuchaniu na razie nie ma mowy — zastrzegł podchodzący do łóżka lekarz. — Dopiero co wyszedł ze śpiączki, a po lekach, które mu zaaplikowano, może bredzić, on nawet nie wie, jak się nazywa.
— Gadał z pielęgniarką, sam widziałem — syknął przez zęby sierżant.
Lekarz ujął policjanta za łokieć i odsunął od łóżka.
— Otrzymał ciężki postrzał, wykrwawił się, przywieziono go przedwczoraj rano wyziębionego, w stanie wręcz agonalnym. Musicie poczekać, sierżancie.
— Chcę wiedzieć, czy jest podstawa, by nadal trzymać przy nim policyjną ochronę, panie doktorze! — sierżant specjalnie głośno wypowiedział te słowa, tak by pacjent je usłyszał. Ten po chwili ocknął się, otworzył oczy, spojrzał przytomnie na obu mężczyzn i zatrzymując wzrok na policjancie, wyseplenił:
— Proszę tego nie robić, bo w końcu mnie dopadną.
— Kto?
— Ludzie Czarnego…
— Oni do ciebie strzelali?
— Zabili też Ernesta i Luisa, ja uciekłem.
— Kim jesteś?
— Jose… Artigas…
— Możesz zeznawać? — Frasconi pochylił się na rannym.
— Nie ma mowy, nie dzisiaj! — zareagował gwałtownie lekarz, widząc skaczące na monitorze wykresy. — Jeszcze nam tu zejdzie… Siostro! — zawołał na pielęgniarkę. — Szybko! A pan na korytarz, już!
— Będziemy cię, Jose, pilnować. — Sierżant zatrzymał się w drzwiach. — I w razie czego ochronimy — dodał na odchodnym.
Frasconi, zanim wyszedł z Oddziału Intensywnej Terapii, poinstruował stojącego na korytarzu policjanta, jak ważnego więźnia pilnuje i na co ma w szczególności zwracać uwagę, bo można się spodziewać różnych sposobów dotarcia do rannego przez nieupoważnione osoby, a nawet prób jego zabójstwa.
— To niewygodny dla narkotykowego biznesu świadek. Odpowiadacie za niego.
Policjant potwierdził ruchem głowy, że rozumie polecenie, ale jednocześnie w jego oczach sierżant dostrzegł jakby zdziwienie, no bo przecież to szpital wojskowy, gwarantujący dotąd bezpieczeństwo leczonych tu aresztantów, a także więźniów. Sierżant zbagatelizował ten sygnał. Śpieszył się do samochodu, z którego powinien jak najszybciej przekazać komisarzowi nowe, istotne ustalenia, dotyczące Jose… Jak mu tam, Artigasa. Przede wszystkim to, że tenże Artigas nie mógł zasztyletować anonimowego mężczyzny na pirsie, bo jak stwierdził koroner, denat zginął od ciosu w serce osiem-dziewięć godzin po ciężkim postrzale, jaki Artigas otrzymał w bark, co pozbawiło go władzy w prawym ramieniu i ręce, a gość jest praworęczny. Tę ocenę potwierdził na oddziale intensywnej terapii dyżurny lekarz, wyrażając obawę, że podejrzany pewnie nigdy nie odzyska pełni władzy w prawej górnej kończynie, bo kula uszkodziła w niej nerwy. Ranny, choć lekarz nie pozwolił go przesłuchać, powiedział jednak, kto go postrzelił i wskazał na Czarnego, bossa jednego z trzech gangów narkotykowych w Montevideo. Jeśli się to potwierdzi, Frasconi zapali świętej panience cały tuzin świeczek, by podziękować za intuicję Garrapaty, bo przecież to komisarz nakazał mu przeszukać wrak dawnego tuńczykowca. Znalazł tam podejrzanego bez przytomności, w cudzych prawdopodobnie adidasach, bo o dwa numery za dużych, włożonych na bose stopy i w kurtce żeglarskiej bez dziury po kuli. Zatem postrzelono go wcześniej niż tę kurtkę na siebie nałożył. Jeśli to kurtka denata, a są na niej ślady krwi, należy szybko zbadać, czyja to krew. Poza tym znaleziony w kieszeni kurtki mosiężny przedmiot budzi szczególne skojarzenia, no bo… Hola, hola, powstrzymał natłok myśli, przecież to już sprawa komisarza. Wybrał w komórce telefon przełożonego i czekał na połączenie. Miał o czym raportować; cieszył się z nowego przydziału i podejrzewał, że wreszcie trafił do zespołu, w którym miał coś do powiedzenia.
— Tak… — Usłyszał poirytowany głos komisarza. — Z czym dzwonisz?
— Ranny odzyskał przytomność, to niejaki Jose Artigas. Lekarz nie zezwolił go przesłuchać, ale i tak zadałem kilka pytań. Powiedział, że dopadli ich ludzie Czarnego Bossa.
— Kogo, ich?
— Kumpli tego Artigasa, ponoć tamtych zastrzelili, a jego zranili.
— Kryminalni coś o tym słyszeli?
— Dowiem się, panie komisarzu.
— Za godzinę raport na moje biurko!
— Tak jest, ale… — Nim skończył zdanie, komisarz się rozłączył.
Zbigniew Kosiorowski (ur. w 1944 r. w Monasterzyskach) – prozaik, autor kilkuset reportaży radiowych, prasowych i słuchowisk; dziennikarz. W latach 1990-2006 prezes i redaktor naczelny Polskiego Radia Szczecin. Medioznawca i ekspert prawa autorskiego, autor monografii naukowych m.in.: Radiofonia publiczna (1999), Dysjunkcje misji (2009) oraz kilkudziesięciu artykułów naukowych z dziedziny zarządzania. Założyciel i dyrektor Szczecińskiej Szkoły pod Żaglami (1987-2003), kapitan jachtowy. Mieszka w Szczecinie. Wydał m.in.: 13° w skali Beauforta (1981), W pętli (1985), cykl powieści młodzieżowych Przez cztery oceany (1986-1990), Gnilec (1986), Archipelag trudnych nadziei (2003), Archipelag odpływów (2010), Desant (2013), Kamień podróżny (2016), Archipelag pod żaglami (2017), Zapadnia (2018), Zapodziani (2021) i Metanoia (2022).
aktualności o e-eleWatorze aktualny numer archiwum spotkania media autorzy e-eleWatora bibliografia
wydawca kontakt polityka prywatności copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved
copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved