Skip to content

PRZEMYSŁAW SUCHANECKI

Wejdź

tam, gdzie łabędzie upadają bardziej,
tam, gdzie wiele obrotów nie oznacza bieli,
gdzie trzeba przyznać, że na szczyt wchodzi się kotem,

aby promienie słońca nie kłóciły kroku,
aby się wciągać na maszty, w środek pasma szkwału,
wyjść tak, żeby rozkołysać godziny otwarcia,

płyną w dębowych szufladach
przewieszonych przez ręce duchów naszych zmarłych
albo zakrytych życiem przed chorobą,

jej nazwa to pierwsze słowo, które widzisz w głowie,
gdy rodzisz się bez wzroku i masz tylko język
na swoje pocieszenie i na kierownictwo.

 

W słowniku

W słowniku kolektury:
jedyna rozgrywka źrenic.
Rzucasz kulę,
toczy się między płytami,
wpada w cieknący sygnał.

Starość mieni się w przeręblu,
balansują stogi i horyzont,
tam jej nie widać,
tam się uprawia nici,
tak jak powiedziałeś, tutaj rośnie przeżycie,

zasłania się przed ludźmi, tak, kiedy już jasno.

 

Gorące

Gorące,
przerdzewiałe
trwa
drugą granicą,
trzecim wcieleniem
jak jeden: świty w lubelskich bramach,
dwa: słuchanie białej twierdzy,
trzy: szachy w arkadach.

Za 7 minut
kolejne odświeżenie strony,

błyszczy różowy szlaban na rogatkach,

a my,
wywiedzeni na manowce,
będziemy zbierać
przyczyny z ciężarówek.

 

Polecenia planet

Rękę podać pod ziemią,
podać książkę nad świecą,
gdy dzień się zbiera spod powiek,
a widok nie tłucze szkła.

Gdy pojęcie znajduje palce
zalać podziemne korytarze,
żeby nie dostał się nikt,
a żeby chcieli dopłynąć.

Wybić dziurę, by weszła ręka,
a z nią rozwiązanie pytań.

Rozniecić pożar ciał i oczekiwania.

 

Czekaj

Czekaj, aż skończy wiać.
Nie przestaniesz wskazywać Grecji, ale wydłużysz się na zachód,
pożałujesz, że się włączył, bo nie zamknie fałd,
popędzi przez wydmy i rzadki, suchy las.
Zaraz wyjdziemy, poczujemy palenie gałęzi,
po których chodziliśmy, gdy była późna jesień,
patrzyliśmy gdzieś przed siebie, widząc plecy
starszych od siebie, zastanawiając się,
kiedy będziemy wyrastać nad płot, na wysokość wizjera,
gdy zajrzeć komuś do życia będzie kupieniem frugo w sierpniową noc,
wyjściem z brzucha drewnianego konia i cięciem pierwszego gardła ściśniętego szokiem.
Bo żeby się otworzyć potrzeba arsenału.
Ostre ręce, obute nogi. Słońca w oczach, dowództwo.
Data zajęcia pozycji to ten sam dzień, w którym powiedziałem:
nie wstanę więcej, możecie mnie obejść albo spalić.

 Dlatego użyli ognia
i coś ze mnie wleciało każdemu do oczu.

Przemysław Suchanecki (ur. w 1992 r. w Szczecinie) — poeta. Mieszka w Krakowie. Tłumaczony na słoweński i ukraiński. Wydał tomy poetyckie: Wtracenie (2019), O (2021) i Na rogu (2023).

aktualności     o e-eleWatorze     aktualny numer     archiwum     spotkania     media     autorzy e-eleWatora     bibliografia     

wydawca     kontakt     polityka prywatności     copyright © 2023 – 2024 e-eleWator . all rights reserved

zachodniopomorski miesięcznik literacki e-eleWator

copyright © 2023 – 2024 e-eleWator
all rights reserved

Skip to content